Rozdział 9. Rodzina Hargreeves.

1.2K 62 3
                                    

- Masz kontakt z rodzicami? - zapytał Pięć kończąc bandażować moją nogę.

- Nie. Oddali mnie do domu dziecka. To wtedy widziałam ich ostatni raz, 22 lata temu. - odpowiedziałam. Wstałam z podłogi próbując troszkę rozchodzić nogę.

- Nic a nic? Zero spotkań? Rozmów? Telefonu? Chociażby zwykłego sms-a?

- Nie, zero jakiegokolwiek kontaktu.

- Ścigają cię z ich powodu. Jeśli dowiesz się czegokolwiek daj mi znać, najlepiej od razu. Najlepiej też będzie jeśli zatrzymasz się u nas. Tam chwilowo jest bezpieczniej niż tutaj. - powiedział i zniknął w swojej dziurze czasoprzestrzennej.

- No to pakuj się dziewczyno, zamieszkasz z nami. Nie bój się, Diego bardzo rzadko tam.. - zaczął Klaus ale nie dałam mu skończyć.

- Widziałam się z nim.

- Co? Kiedy? - zapytał zdziwiony.

- Dzisiaj. U Agnes. Tam właśnie spotkałam... Pięć. - bez kitu, jaki ten świat jest mały.

- Tak czy siak, nie masz się czego obawiać. Chodź, pomogę Ci. - poszliśmy do sypialni. Moje ubrania, rzeczy osobiste, broń, były porozrzucane po całym pokoju. Wyciągnęłam torbę spod łóżka. Spakowałam na dno worek pieniędzy których jeszcze nie zdążyłam wpłacić na konto oraz ubrania, które ostatecznie również ściągnęłam z lampy. Broń zaczepiłam o pasek spodni, a resztę rzeczy z łazienki wrzuciłam na górę torby i zapięłam zamek. Zastanawiam się co ja takiego zrobiłam, że los tak działa przeciwko mnie. No i co wspólnego mają z tym moi rodzice?

Byliśmy w drodze do domu rodziny Hargreeves. Nie ukrywam, że troszkę się stresowałam spotkaniem z rodzeństwem przyjaciela. Mimo opowiadań Diego oraz Klausa, no i oczywiście książki Vanyi, nie wiedziałam o nich nic. Dodatkowo ciągle myślałam o tym kto może na mnie polować, no i z jakiego powodu.
Zaparkowałam samochód pod wielkim budynkiem, który okazał się być domem Klausa. Wzięłam swój dorobek z bagażnika i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Przyjaciel wszedł do środka od razu zmierzając do salonu. Cicho szłam za nim obserwując otoczenie.

- Cześć, to Vivian. Zatrzyma się u nas na jakiś czas. - Klaus wskazał na mnie. Wszyscy jak jeden mąż zwrócili się w moją stronę. Z całej rodziny rozpoznałam jedynie Diego który patrzył na mnie pytającym wzrokiem.

- Coś się stało? - zapytała kobieta z burzą loków na głowie.

- Jacyś ludzie na nią polują. - dodał Klaus bez zbędnego zastanowienia. Zawsze był bezpośredni.

- Ale jak to? - zapytał Diego.

- Nie wiem dlaczego, ale to już drugie włamanie w ciągu kilku dni. Za każdym razem próbował mnie zabić, dodatkowo szukał czegoś, ale nie mam pojęcia czego.

- Pieniądze? - zapytał mężczyzna duży jak szafa.

- Nic z tych rzeczy, nic nie zniknęło. Niczego specjalnie nie ukrywałam w domu. - po krótkiej rozmowie w końcu przedstawiliśmy się sobie. Osiłek nazywał się Luther. Był mega silny i był numerem Jeden. Kobieta z burzą loków to Allison. Spełniała każdą prośbę słowami : "słyszałam plotkę, że..". Była numerem Trzy. Numer Sześć nie należał już do świata żywych. Nazywał się Ben. No i numer Siedem czyli Vanya. Autorka książki, którą ostatnio czytałam oraz jedyna osoba z rodzeństwa bez mocy.

- Chodź, odpoczniesz. - usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się, a za sobą zauważyłam małpę. Potrafiła normalnie chodzić, mówić, myśleć.. Nazywał się Pogo. - Pokaże ci pokój. Grace wszystko przygotowała. - jak na zawołanie, w salonie pojawiła się piękna blondynka, która była matką rodzeństwa, jak i jednocześnie robotem. Zabrałam swoją torbę i rzucając ostatnie spojrzenie na rodzeństwo skierowałam się w stronę schodów na piętro.

- Zatrzymasz się tutaj, to pokój dla gości. Mam nadzieję, że wszystko w porządku. - powiedziała Grace patrząc na mnie wzrokiem pełnym troski. Byłam w szoku jak bardzo robot może okazywać uczucia.

- Jest nawet lepiej. Naprawdę przepraszam za kłopot i dziękuję za pomoc.

- Ależ to żaden kłopot. Przyjaciele moich dzieci są tu mile widziani. Życzę spokojnej nocy. - zamknęła za mną drzwi zostawiając mnie samą w pomieszczeniu. Położyłam torbę na ziemi i opadłam na łóżko bezsilna. Noga nie bolała już tak bardzo ale musiałam zmienić opatrunek. Ściągnęłam spodenki zostając w samych majtkach. Usiadłam na łóżku i odwinęłam bandaż pod którym ukazała się zszyta rana. Pięć musiał trochę poskakać aby znaleźć wszystkie potrzebne narzędzia.
Nasączyłam wacik wodą utlenioną i przemyłam ranę. Drzwi otworzyły się. Do pokoju wpadł Diego.

- Musimy porozmawiać. - powiedział. Dopiero wtedy zauważył, że jestem na w pół ubrana. - Wybacz mi.. Ja.. Jesteś ranna. - szybko do mnie doskoczył przejmując plaster i bandaż. W jednej chwili cała nasza relacja nie miała znaczenia. Chciał mi pomóc bez względu na to wszystko. Zdałam sobie wtedy sprawę, że straciłam kogoś kto był gotowy zrobić dla mnie bardzo dużo.

- Nie musisz.. - powiedziałam cicho.

- Masz rację. - spojrzał na mnie. - Ale chcę. - ponownie zabrał się do pracy. Nakleił plaster i zaczął owijać moje udo materiałem. Robił to bardzo powoli, przejeżdżając palcami po mojej skórze. Nie zauważyłam nawet kiedy skończył. Jego ręce opierały się lekko o moje uda, nakreślając kciukiem małe kółeczka. Patrzył na mnie, a tylko jedno jego spojrzenie wystarczyło, by przejrzał mnie na wylot. - Chce ci coś powiedzieć, już od dłuższego czasu.. - wyciągnął się zatrzymując swoją twarz na wysokości mojej.

- Ja też chciałam Ci coś powiedzieć... - nasze twarze zaczęły się powoli zbliżać do siebie.

- Więc mów Vivian. - powiedział gdy nasze usta dzieliły milimetry.

- Ja.. - gdy miałam doświadczyć czegoś, o czym marzyłam już od ponad dwóch lat, usłyszeliśmy wołanie Grace.

- Kolacja! - Diego odchrząknął. Oboje byliśmy troszkę zmieszani. Ubrałam dresowe czarne spodnie i poprawiłam włosy. Spojrzałam na Diego, który jedynie kiwnął głową i oboje udaliśmy się na dół do jadalni.

- Dokończymy rozmowę później. - powiedział gdy przekroczyliśmy próg jadalni.

- Jasna sprawa. - odpowiedziałam i zajęłam miejsce obok Allison. Kolacja minęła nam w spokojnej atmosferze. Większość czasu rodzeństwo opowiadało mi o swoich zdolnościach albo sytuacjach z dzieciństwa. Opowiedzieli mi o Benie, a pod koniec wkroczyła nerwowa atmosfera. Diego nie ukrywał swojej niechęci do Vanyi. Miał do niej żal, że opisała w książce wszystkie sekrety rodzinne. Koniec końców wszyscy rozeszli się do swoich pokoi próbując uniknąć kłótni.
Ja natomiast zaczęłam zwiedzać dom. Oglądałam obrazy na których znajdowała się szóstka z rodzeństwa oraz ich ojciec, Reginald Hargreeves. Vanya nie kłamała, że była pomijana w każdym aspekcie życia.

- Minęło prawie 20 lat, a nadal mam sobie za złe, że nic z tym nie zrobiłam. - usłyszałam za sobą Allison.

- Byłaś tylko dzieckiem. Nic nie mogłaś zrobić. - powiedziałam.

- Mogłam użyć plotki. Chociaż tyle, ale za bardzo się bałam.

- Strach to normalna rzecz. - uśmiechnęłam się do niej próbując zapewnić jej trochę otuchy.

- Niby tak. Chodź, napijemy się drinka. Na dobry sen. - powiedziała Allison i zaraz obie usiadłyśmy przy barku.

Wróciłam właśnie z 'jednego' drinka. Straciłyśmy z Alison rachubę, tak dobrze nam się rozmawiało. Opowiadała mi o aktualnej atmosferze między rodzeństwem. Luther sądzi, że śmierć ojca to nie był przypadek, zaś Diego uważa, że powinien się z tym pogodzić i zostawić sprawę w spokoju.
Przebrałam bluzkę na luźną czarną, którą związałam na dole w węzeł.
Włosy spięłam w kok. Już miałam położyć się do łóżka gdy usłyszałam pukanie do drzwi.

- Tak? - zapytałam. Na korytarzu ujrzałam Diego. Nie sądziłam, że naprawdę porozmawiamy.

- Przeszkadzam? Może chcesz odpocząć? Przyjdę rano. - powiedział i odwrócił się kierując się do swojego pokoju.

- Diego. - złapałam go za rękę. - Możemy porozmawiać.

- Tak? Oh, oczywiście. - wszedł do pokoju, a ja za nim zamknęłam drzwi.

- Więc.. - powiedzieliśmy w tym samym momencie, na co się zaśmialiśmy.

- Może ja zacznę. - powiedział Diego. - Wiem, że zawaliłem. Zapominałem o spotkaniach albo po prostu byłem aresztowany.. Ja nie wiem dlaczego.. Po prostu szukałem dla siebie miejsca.. Nie chciałem żebyś czuła się w żaden sposób zraniona.. - podszedł do mnie i złapał mnie za dłonie przyciągając bliżej siebie. - Wiem, że dałem Ci to odczuć, ale nie ma żadnej innej, Viv. Nadal jesteś tylko ty.. Ja.. - zbliżył swoją twarz do mojej. Już mieliśmy się pocałować ale tym razem przerwał nam hałas z salonu.
Wybiegliśmy na korytarz gdzie ujrzałam tego samego faceta, który włamał się do mnie do domu.

- To on. On mnie napadł. - powiedziałam. Chyba to był błąd, bo już po chwili rzucił się na niego Diego.

----
Cieszę się, że wróciła mi wena i rozdziały liczą ponad 1000 słów.
Dziękuję za 300 wyświetleń!
Do następnego!

Enjoy!

V.

Flawless || Diego HargreevesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz