32. Klaun

1.6K 140 110
                                    

Nie miałam czasu na korektę tego, więc przepraszam, po pierwsze za błędy, a po drugie za taki długi okres oczekiwania!

Miłego czytania!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- Midoriya, wycofajmy się. Rozumiem, jesteśmy bohaterami, ale z Mafią nie możemy walczyć. Nie mamy szans! Zdajesz sobie sprawę z tego, że oni mają dojścia wszędzie? Działają na wpół legalnie i nie damy rady im nic udowodnić. Mówię ci, wycofajmy się. - Iida miał coraz większe wątpliwości, kiedy byli jeszcze bliżej ogromnego biurowca. Miał po części rację. Tej organizacji nie zdołają zniszczyć. Liczy zbyt wielu ludzi i nawet jeśli, udałoby im się zamknąć ich szefa, pojawi się inny.

- Rozumiem twoje wątpliwości, ale...- Nie dokończył. Właśnie wychodzili z kolejnej uliczki i centralnie przed nimi przebiegł Bakugou. Heros zmierzał w tym samym kierunku co oni. Bez słowa zielonowłosy ruszył za nim. Reszta też, bo co mieli zrobić?

Blondyn zatrzymał się, aby złapać oddech jedną ulicę przed budynkiem Mafii. Oddychał ciężko. Nagle dogonił go Izulu. Katsuki nie zwrócił na niego uwagi. Dalej próbował uspokoić oddech. Biegł sprintem dobre kilkanaście minut. Ze stacji aż tu. Dopiero przyjechał. Kiedy dowiedział się gdzie wyruszyli jego znajomi. Zostawił wszystko, tak jak leżało, kiedy Dazia nie odbierał telefonu. Kirishima nawet nie zdążył zapytać co się stało.

- Kacchan, co tu robisz? - Zapytał Midoriya, czym zwrócił na siebie uwagę kolegi.

- Próbuję was powstrzymać, przed spowodowaniem kolejnej wojny domowej, Deku! - Wrzasnął wściekły blondyn. - Jeśli wejdziecie do tego budynku, zginiecie! Nie pozwolę, aby przez twoją głupotę zginęli inni herosi! - Wykrzyczał zły, a reszta grupy do nich podeszła.

- O czym ty mówisz, Bakugou? - Dopytała zdziwiona Uraraka.

- O tym, że... - Najeżony bohater się zawahał. Nie mógł powiedzieć, ale zaczął już temat. Co teraz...?

- ...że zostaniecie zamordowani, tak samo jak wasi informatorzy, a wtedy przyjadą tu inni i również spotka ich ten sam los. - Odezwała się jakaś czarnowłosa, młoda kobieta o fiołkowych oczach. Była członkiniom oddziału Nakahary i jego prawą ręką, której zadaniem było obserwowanie ich wszystkich, odkąd przekroczyli granicę miasta. Dziewczyna podeszła bliżej herosów, uśmiechając się wesoło.

- Chie, gdzie ty się szlajałaś?! - Krzyknął rozjuszony szarooki chłopak, który kiedy tylko usłyszał głos koleżanki zza rogu, postanowił podejść. Zamilkł, w momencie, kiedy dostrzegł grupę.

- Zaraz. O co tu chodzi? Kim jesteście? - Zapytał Fumikage. Teraz to już ciężko było mu przyswoić jakikolwiek logiczne informacje. Potrzebował chwili. I nie tylko on.

- Nie ważne. Te informacje nie są potrzebne. Rozumiem, że życie wam nie miłe i chcecie iść do budynku portówki. Chodźcie za nami. - Nakazał fioletowowłosy łapiąc zaskoczoną młodą Watanabe za dłoń i ciągnąc ją w stronę biurowca. Nie powinien tego robić, ale były potrzebne wyjaśnienia.

Cała grupa weszła do ogromnego, jasnego oraz prawie pustego holu. Recepcjonistki siedzące za ogromną ladą, pozornie sprawiając wrażenie sekretarek najzwyklejszych urzędników, spojrzały się na nich w tym samym momencie i wyraźnie się skrzywiły. Były dwie. Jedna była bardzo szczupłą brunetką o pięknych zielonych oczach, a druga nieco bardziej "puszystą" kobietą o czarnych, krótkich włosach i błękitnych oczach. Pierwszą myślą jaką miał Todoroki, było że wiadomo, która podkrada drugiej śniadania. Ale mniejsza z tym. Obie przybrały spokojny, beznamiętny wyraz twarzy i wstając z zajmowanych przez siebie miejsc, skłoniły się na przywitanie Watanabe i Tanaki.

Zdrajcy (Bungou Stray Dogs and Boku no Hero Academia) //FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz