Jeden.

3.5K 144 83
                                    

- Hej, Damien! - Dociera do mnie niewyraźne wołanie, zagłuszane przez muzykę w słuchawkach. Niechętnie podnoszę wzrok i wyłączam odtwarzacz. Wracam do rzeczywistości, słyszę gwar szkolnego korytarza i widzę stojącą nade mną Poppy.

- Co jest? - Pytam, zamykając książkę i wstaję z podłogi. Dziewczyna zakłada za ucho pasemko jasnych włosów i uśmiecha się zalotnie.

- Chciałam się zapytać, czy pójdziesz ze mną na bal.

- Jaki bal? - Marszczę brwi, wrzucając do plecaka lekturę i odtwarzacz i ruszając przed siebie. Chyba po prostu chcę przed nią uciec.

- Oh, przecież wiesz. Coroczny, szkolny bal. Wszyscy o tym gadają. - Jęczy pretensjonalnie i przyspiesza, by zrównać ze mną krok. W zasadzie jej nie znam. Wiem tylko, że chodzi ze mną na kółko teatralne i jest chyba o rok starsza. I w ogóle... Nie chcę iść na ten bal. Mam ostatnio strasznie dużo problemów, źle sypiam i muszę chyba z kimś pogadać. Ale tym kimś na pewno nie jest i nie będzie Poppy! Idzie cały czas obok mnie, chyba liczy na odpowiedź.

- Nie, dzięki. - Rzucam tylko.

- Ale dlaczego? Idziesz z kimś innym? - Pyta nieco oburzona i opiera ręce na biodrach. Jest ode mnie sporo niższa i pewnie dla większości chłopaków jest niesamowicie atrakcyjna. Drobna, blondwłosa, z wielkimi oczami, ubrana w pastelowy top kończący się powyżej pępka i wąskie jeansy.

- Nie idę. - Wzruszam ramionami. Zimno mi, chce mi się spać i marzę tylko o tym, żeby pójść na ostatnią lekcję, a potem wrócić do domu i zaszyć się w łóżku.

- To o co chodzi? Byłaby z nas taka piękna para! I zdjęcia... - Wywraca oczami. No tak, foty są dla niej głównym celem.

- W ogóle nie idę. - Dodaję i odchodzę, ale Poppy warczy coś pod nosem i podbiega, zagradzając mi drogę. Odsuwam się lekko.

- Nie podobam ci się? Trzeba było tak od razu! Umiem znieść krytykę! - Piszczy, aż gapi się na nas kilkoro uczniów, czekających na dzwonek. Przez moment zagryzam wargę. Nie chce mi się tego komentować. Wymijam ją po prostu i mieszając się z tłumem, idę na zajęcia z wychowania fizycznego. Trudno, niech mnie mają dalej za introwertycznego świra. Staję przy oknie, z którego rozpościera się widok na szkolne boisko. I tak nie ćwiczę, bo mam astmę, która może mnie zabić... Chociaż to zdanie mojej matki, bo to ona kołuje mi zwolnienia. Ja nie widzę, żebym był chory. A szkoła? Nie pamiętam, kiedy było lepiej... Może jakieś trzy lata temu? Wtedy byłem jeszcze w miarę normalnym dzieciakiem. Aż w którymś momencie zaczęły do mnie docierać coraz bardziej wyraźne oznaki tego, że jestem inny niż reszta chłopaków z klasy. Mama cieszyła się, gdy jako dziecko nie chciałem uczestniczyć w bójkach, albo wyłem, gdy rówieśnik ukradł mi zabawkę. Uważała że jestem rozkosznie uroczy i pewnie z tego wyrosnę. A potem zacząłem interesować się teatrem... Łaziłem na spektakle i zachwycając się grą aktorów równocześnie, zachwycałem się nimi samymi. Wiem, że tak właśnie było, bo myślałem o tym przez wiele nocy. Gapiłem się na ich gesty, ruchy, ciała... Gdy inni chłopcy gadali o dziewczynach i seksie, grając mecze, ja siedziałem w teatrze, albo na trawniku za szkołą i zamiast oglądać mecz, myślałem o tym, co się ze mną dzieje. Łapałem się na tym, że zbyt długo i intensywnie wpatruję się w chłopaków ze szkoły, tych w autobusie, mijanych na ulicy.  Rozpaczliwie próbuję do tego dotrzeć. Nie wiem, kiedy to wszystko mogło się zacząć i dlaczego ani matka, ani ja nie zauważyliśmy niczego dziwnego wcześniej. Dwa lata temu byłem na dwóch randkach z dziewczyną z równoległej klasy, ale szybko ogarnąłem, że nic z tego nie będzie. Że ona może być ładna, miła i mieć ciekawe zainteresowania, ale ja po prostu nie umiem jej pocałować, nie kręci mnie jej ciało, nie chcę jej obejmować i nawet nie myślę o seksie. I to mnie przeraziło. Przeraziła mnie świadomość tego, że dziewczyny mnie nie interesują. Wmawiałem sobie że może lecę i na laski i na facetów, bo to chyba takie mniejsze zło. Potem próbowałem sobie wkręcić że na nikogo nie lecę i w ogóle nie chcę się wiązać... Przestaję to znów rozkładać na czynniki pierwsze, gdy chłopcy tłumnie wchodzą do szatni. Ja czekam na rozpoczęcie zajęć na korytarzu. Teoretycznie dlatego, że i tak się nie przebieram. Praktycznie dlatego, że nie chcę przypadkiem zbyt długo zawieszać wzroku. Każdy mój dzień jest walką. Boję się. Śmiertelnie się boję przyznania się przed samym sobą, reakcji matki, tego co zrobią ludzie ze szkoły. Nie chcę być zaszczuty, nie chcę się bać, nie chcę być zepchnięty na margines. I tak już jestem dla nich jakimś czubem. Po co to pogarszać? Trener wychodzi z pomieszczenia dla nauczycieli wychowania fizycznego i ponagla mnie gestem, więc zarzucając plecak na prawe ramię, wchodzę na salę. Siadam na brzegu ławki i wyjmuję książkę. Nie chcę patrzeć jak grają. Nie chcę się gapić na ich nogi, na ręce odbijające piłkę, na uśmiechy. Nie chcę ich porównywać, nie chcę klasyfikować, ustalać co mi się podoba. Nie potrzebuję tej wiedzy.

- Uważaj, Damien! - Woła ktoś znowu. Nie mogą dać mi spokoju? Piłka do siatkówki uderza w moją książkę. Odrzucam ją, nie patrząc nawet gdzie celuję. Nigdy nie myślałem o tym, czy kiedyś założę rodzinę... Ale teraz desperacko chciałbym mieć kiedyś żonę i żyć w normalny sposób. Choćby dla własnego spokoju. Gdy lekcja się kończy przemykam przez szatnię, patrząc prosto przed siebie i zabierając kurtkę z szafki, lecę do domu. Zapalam papierosa, gdy tylko wychodzę za bramę szkoły. Gdybym faktycznie miał taką astmę, jak twierdzi mama, to już bym chyba nie żył. Idę przed siebie, unikając kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Wracam do domu, wrzucam do piekarnika mrożoną pizzę, włączam radio i komputer. Mama pewnie jak zawsze wróci bardzo późno. Jest wybitnym prawnikiem, podobno jednym z najlepszych w tym stanie. Tylko że przez to nie ma jej tu prawie nigdy, a ja nie mam nawet kiedy z nią pogadać. Siadam po turecku na sofie i jak co dzień grzebię w internecie. Zawalam się informacjami, od trzech miesięcy szczególnie intensywnie próbuję znaleźć jakiś sposób. Czytam o gejach, którzy poślubili kobiety, o prześladowaniach, o terapii prądem, o psychiatrach. I zamiast się oswajać, boję się coraz bardziej. Nie umiem żyć z tą myślą, że mogę być homoseksualny. Więc próbuję to od siebie odsunąć, jak tylko mogę. Choć wiem też, że żadne leki i terapie tego nie zmienią, mogę tylko oszukiwać siebie i świat. Mam tak okropny mętlik w głowie, że nie mogę przez to spać, nie mogę na niczym się skupić, mam paranoję, że to widać. A wiem, jaki nienawistny jest świat i jak potrafi niszczyć młodzież. Jeżeli odstajesz - giniesz. Nie ma innej opcji. Ci tolerancyjni uczniowie i kochani rodzice są typowi dla telewizyjnych oper mydlanych. Życie nie jest telenowelą. Czytam w internecie fora, na których ludzie dyskutują o tym, jak upewnić się w kwestii własnej orientacji seksualnej. Jedni każą próbować wyobrażać sobie życie z partnerem jednej lub drugiej płci. Inni każą oglądać filmy, a kolejni radzą się z kimś przespać. Jeszcze inni straszą wiecznym potępieniem. Obłęd. To wcale nie pomaga, a nie mogę iść z tym do nauczyciela, czy szkolnego psychologa. Po pierwsze to zbyt krępujące, a po drugie jestem na to za stary. Muszę sobie poradzić sam, za wszelką cenę. Tylko muszę wiedzieć jak. Ciężko jest dotrzeć do wszystkiego kompletnie samemu i sobie z tym poradzić, ale nie mam praktycznie żadnych znajomych. Trudno jest komukolwiek zaufać... Zwłaszcza w takiej kwestii. Więc jestem z tym bez przerwy sam i ciąży to nade mną, miażdży mnie, nie daje normalnie funkcjonować. Wyłącza się piekarnik, więc zamykam laptopa.

OD AUTORKI:

No i jest pierwszy rozdział.
Wybaczcie że taki krótki i trochę chyba zawiły...

ByłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz