Jedenaście.

911 73 43
                                    

Drzwi otwiera mi szczupła brunetka z podkrążonymi oczami - zapewne Carol, matka Evana. Mierzy mnie wzrokiem, uśmiecha się blado. 

- Dzień dobry... Dobry wieczór. Jestem Damien. Jestem synem Jennifer, tej prawniczki która wam pomaga. Evan chodzi ze mną do szkoły, nie było go dzisiaj. Jest w domu? Mógłbym z nim porozmawiać? - Wyrzucam z siebie słowa, bez ładu i składu. Patrzy na mnie ciemnymi oczami - takimi samymi jak te Evana.

- Oczywiście, jest w swoim pokoju. Zapraszam. - Przepuszcza mnie w drzwiach i wskazuje ręką drzwi po prawej. Dom jest bardzo skromny, wręcz pusty, ale czysty. Nie ma tutaj wielu mebli, ani dużo świateł... Tapeta na ścianach jest tutaj już zapewne ta sama od bardzo dawna, podłoga skrzypi gdzieniegdzie, ale jest tu mimo wszystko miło, tak domowo. Dziękuję kobiecie skinieniem głowy i uśmiecham się lekko. Kieruję się pod wskazane drzwi, pukam delikatnie, ale Evan ani się nie otwiera, ani nie odzywa, więc wchodzę.

- Hej. - Szepczę, domykając po cichu drzwi. Chłopak podskakuje nerwowo i przyciska do piersi jakiś album.

- Nie chciałem cię wystraszyć, przepraszam. Pukałem. - Mówię. Patrzę na niego ze smutkiem. Przyszedłem tutaj, w zasadzie nie wiedząc co chciałbym mu powiedzieć...

- Co ty tu robisz?

- Twoja mama mnie wpuściła. Nie było cię w szkole... Możemy pogadać? - Pytam, przełykam nerwowo ślinę. Tak bardzo mi wstyd. Wzrusza ramionami, więc podchodzę i siadam obok niego na łóżku, czuję jak materac ugina się pod moim ciężarem. 

- Co robisz? - Pytam, bo cisza mnie krępuje i drażni.

- Projekt na historię. - Rzuca, jak gdyby nigdy nic. Spoglądam na wydruki o Winstonie Churchillu. 

- Mogę ci pomóc?

- Przyszedłeś tu, żeby mi pomóc z zadaniem domowym?

- Nie.  Chciałem cię przeprosić. Nie chciałem cię urazić... - Ściszam głos, pochylając się, by spojrzeć na jego twarz. Wchodzi mi w słowo.

- To ja zacząłem. Po prostu... Wiesz co, Damien? Nie chcę o tym gadać. Było i tyle. - Wzdycha i zamyka album, po czym spogląda na mnie po raz pierwszy, odkąd tu wszedłem. Widzę w jego oczach żal i zmęczenie. 

- Nie... Musimy o tym porozmawiać, bo to będzie nad nami wisieć. Nie wyleci nam to z głowy i cała relacja będzie... Gorsza. - Mówię. Evan kręci głową, a czarne kosmyki jego włosów tańczą przy każdym ruchu.

- Nie do końca rozumiem na co liczysz. - Rzuca, zupełnie szczerze, a ja tylko wzdycham, bo tak naprawdę sam nie wiem, czego chcę. I to jest najgorsze. 

- Chcę... Sam nie wiem. Chcę być szczęśliwy i bezpieczny. - Szepczę i ukrywam twarz w dłoniach.

- A nie jesteś? - Pyta. Nie wiem co powiedzieć. Przygryzam wnętrze policzka, wbijam wzrok w jego regał z książkami. Decyduję się powiedzieć mu prawdę, bo i tak już niewiele mam do stracenia.

- Chciałem pójść z Poppy na bal i w ogóle... Nie tylko dlatego że chciałem spróbować być z dziewczyną. Ja po prostu... Chciałem z tym walczyć. Bo w moim wnętrzu ciągle toczy się walka i bardzo się boję tego, że moje życie będzie gorsze, że będę piętnowany, jeżeli po prostu... Po prostu to do siebie przyjmę. Tak na sto procent. Rozumiesz? - Pytam. Kiwa powoli głową.

- Słuchaj, wiem że to jest dla ciebie trudne i nie chcę na ciebie naciskać, wmawiać że ci się podobam, albo do czegokolwiek zobowiązywać. Po prostu dojdź do tego sam, okey? I powiedz gdy uznasz to za stosowne. - Mówi. Jest tak mądry i rozsądny. Nie zasługuję na niego i mam wrażenie że się rozkleję.

ByłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz