Dziewięć.

1K 80 34
                                    

Siedzimy obok siebie w leśnej głuszy. Jest zimno, ziemia jest zamarznięta, woda w stawie lodowata. Czekam, aż Evan zacznie mówić.

- Mój ojciec... Siedział przez jakiś czas w pierdlu. Jest alkoholikiem, recydywistą... Mama rozwiodła się z nim dziesięć lat temu, ale nie płaci alimentów i od kiedy wyszedł z pudła... Prześladuje nas. Przyjeżdża tam, gdzie my jesteśmy, wygraża, atakuje mnie i mamę... Bardziej mamę, ja po prostu próbuję jej bronić. Pojawia się zawsze tam, gdzie my. Jest jak cień. - Mówi, a ja patrzę na niego z bólem w oczach. Moje pedalstwo i głupia Poppy to nic, w porównaniu z tym, co on przeżywa.

- Zgłaszaliście to gdzieś? - Pytam. 

- Kilkukrotnie na policję, ale zawsze znikał, nim się pojawili. - Wzrusza ramionami. Przysuwam się i delikatnie, ostrożnie kładę rękę na jego plecach.

- To on podbił ci oko? - Pytam. Evan pociąga nosem, skubie rękaw bluzy.

- Tak. Unieruchomił mi ręce nad głową i uderzył w twarz. - Szepcze. Tak nieopisywalnie jest mi go szkoda. Chciałbym jakoś pomóc.

- Dlatego tak często się przeprowadzacie i zmieniasz szkoły? - Pytam, a Evan jedynie kiwa głową. 

- Wiesz co? Mam pomysł. - Mówię, ale on chyba mnie nie słucha, pogrążony we własnych myślach. Gapi się w dal, w leśną gęstwinę.  Delikatnie go szturcham.

- Hej! Mam pomysł. - Powtarzam. Podnosi głowę, patrzy na mnie bez przekonania, odruchowo odgarnia włosy i odsłania twarz.

- Moja mama jest prawniczką. - Oświadczam takim tonem, jakbym co najmniej odkrył nową planetę. Gapi się na mnie tępo w dalszym ciągu.

- Możecie wnieść do sądu sprawę o zakaz zbliżania... Dodatkowo, jak załatwicie obdukcję, albo przynajmniej nagrania, to mogą go przymknąć. - Mówię. Nie wygląda na równie zachwyconego tym pomysłem, co ja.  

- Ty nie mówisz serio? - Wstaje, wsuwa ręce do kieszeni. Patrzę na jego twarz, na podbite oko. 

- Poważnie. Dlaczego nie? - Również się podnoszę, by spojrzeć mu w oczy. Unosi ręce do głowy, trzęsie się. 

- A co jeżeli nie wypali i on wróci? Poza tym... To jednak mój ojciec, nam jest go mimo wszystko szkoda, pogubił się i...

- Evan, on was krzywdzi. - Przerywam mu. Czerwieni się, nie wiem, czy ze stresu, czy od mrozu. Oblizuje usta, patrzy w ziemię. Trzęsie się, po chwili ukrywa twarz w dłoniach i osuwa się, kucając na trawniku.

- Chcę ci pomóc. - Mówię, pochylając się nad nim. Nie sądziłem, że do tego dojdzie... Nagle to wszystko, co mnie martwiło, czym się przejmowałem całymi nocami, wydaje mi się być zupełnie nieważne, niewarte straconego czasu i nerwów. Jego sytuacja jest o wiele gorsza, dramatyczna, a mimo to nie daje tego po sobie poznać. Próbuję go objąć, ale mnie odpycha, walczy ze mną, przepycha się, wymachuje rękoma, prawie traci równowagę.

- Zostaw mnie w spokoju. - Prosi. Nie chcę. I nie mogę tego zrobić... Klękam naprzeciw niego, na zimnej, mokrej trawie, czuję jak spodnie przesiąkają i mam wrażenie, że już się nie podniosę z tych kolan, zimno wędruje po całym ciele.

- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś, ale nie możemy tego tak zostawić.

- A ty zgłosiłeś gdzieś fałszywe oskarżenia o gwałt?

- To co innego...

- Więc daj mi spokój. Bo ty też wolisz uciekać i udawać, że nic się nie stało. - Warczy, patrząc mi w oczy. Jest wściekły i rozgoryczony. Jego postawa zaczyna mnie drażnić. 

ByłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz