W czwartek o dwudziestej, zamiast w szkole, pojawiam się przed domem Evana. Pukam, cofam się o krok, zagryzam wargę.
- Hej. Dlaczego wyglądasz jak lokaj? - Otwiera, a ja wywracam oczami.
- Miałem pójść na bal, Evan... Gdyby mama wróciła wcześniej do domu, muszę mieć na sobie garnitur, gdy wrócę. Nie denerwuj mnie, bo pójdę do szkoły. - Grożę mu, wchodząc do środka. Uśmiecha się i całuje mnie, przyciągając do siebie za krawat. Odwzajemniam, a potem cofam się o krok.
- Jakie plany? - Unoszę jedną brew.
- Jeszcze nie wiem... - Oblizuje usta, gapiąc mi się pożądliwie w oczy. Jest niesamowity.
- Przestań. - Szepczę i cmokam go tylko krótko. Szczere? Wizja seksu mnie przeraża. Naczytałem się o tym w internecie i boję się upokorzenia, wstydu, zawodu i bólu.
- Piwo? - Proponuje. Już mam zaprotestować, bo przecież nie wolno nam legalnie pić, ale gryzę się w język i kiwam głową. Uśmiecha się, nadal chyba czuje się nieco nieswojo, ale na pewno nie na tyle co ja. Idę za nim do kuchni, bo nigdy nie lubię być sam w nie swoim domu, a potem idę za nim do jego skromnego, małego pokoju. Okno jest uchylone, więc przyjemnie się oddycha. Siadam na krawędzi jego łóżka, a Evan otwiera wyjęte przed chwilą z lodówki piwo i upijając łyk, podaje mi butelkę. Czuję się jak dzieciak i frajer w jednym. W życiu nie piłem alkoholu, a za dwa miesiące skończę osiemnasty rok życia. Trudno... Przecież mnie nie zabije tak od razu. Upijam łyk, przechylając butelkę i wcale nie doznaję olśnienia, ani podniecającego dreszczu. Piwo jest obrzydliwe, gorzkie i w gruncie rzeczy ani smaczne, ani jakkolwiek przyjemne. Otwieram oczy i oddaję mu butelkę.
- Nie gadaj że nigdy nie piłeś.
- Nie śmiej się ze mnie. - Mówię stanowczo, a on chichocze i odstawia piwo na podłogę.
- Ty na serio jesteś dzieckiem z dobrego domu. - Stwierdza, a ja tylko wzruszam ramionami, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Pochyla się i znów mnie całuje, zasypując kaskadą włosów moją twarz. Przesuwa palcami po moim karku... Tracę równowagę, upadam na plecy, na miękki materac. Tym samym Evan zawisa nade mną, jego włosy łaskoczą mnie w twarz. Po raz pierwszy patrzę na niego z tej perspektywy. Nie sprzeciwiam się, gdy luzuje mi krawat, ani wtedy, gdy nie odrywając wzroku od mojej twarzy, powoli rozpina guziki mojej koszuli. Robi mi się dziwnie duszno, ale poddaję się temu, bo czuję się jak na haju. Kolejne godziny mijają nam na gadaniu, nierealnym planowaniu wakacji, słuchaniu muzyki, pocałunkach i nieśmiałym odkrywaniu swoich ciał. Wychodzę z jego domu po północy, w pomiętych ciuchach.
- Do jutra! - Rzucam, stojąc już na chodniku, z rękami w kieszeniach. Evan stoi przed drzwiami i opierając się o frontową ścianę uśmiecha się do mnie.
- Czekaj! - Woła, więc przystaję. Podchodzi do mnie i chwytając mnie za nadgarstek, pochyla się w moją stronę. Odsuwam się, a chłopak marszczy brwi.
- Nikogo tu nie ma, jest środek nocy. Skończ panikować. Zresztą, gówno ich obchodzi co robimy i gdzie. - Wywraca oczami i kompletnie nie czekając na moją reakcję, po prostu mnie całuje. Pod nocnym niebem, wpija się zachłannie w moje wargi, jakby jutra miało nie być. Nie umiem mu nie ulec. Rozpływam się i choć żyjemy bez wielkich deklaracji, bez wyszukanych randek i cykania zdjęć na Instagrama, to jest mi z tym dobrze. Zresztą... Ja się boję wyznań i deklaracji.
- Leć do domu. Jutro musimy pokazać się na zakończeniu roku szkolnego. Ciekawe ilu ludzi jednak się nachlało i jutro nie dotrze. - Żartuje, gdy odrywam się od jego ust, a ja tylko macham mu na pożegnanie i idę w swoją stronę.
****
Kiedy rano przychodzę do szkoły, wcale nie jestem mentalnie przygotowany na dramat. Chcę tylko odebrać świadectwo i iść stąd na zawsze.
CZYTASZ
Było
Teen FictionDamien ma siedemnaście lat i już od jakiegoś czasu czuje, że coś z nim jest nie tak... Ze strachu przed prawdą o samym sobie, próbuje desperacko żyć nie swoim życiem, by dopasować się do reszty. Wszystko się odmienia, gdy do szkoły dołącza nowy ucze...