Dziewiętnaście.

725 61 44
                                    

Moja mama szybkim, dziarskim krokiem pokonuje podjazd, ściskając w ręce klucze i wiem, że nie ma szans, żebym ukrył, albo wyrzucił stąd Evana. Udaje mi się tylko wpaść do pokoju w momencie, gdy kobieta wchodzi do domu. Chłopak patrzy na mnie nic nie rozumiejąc. Mama wchodzi do salonu, stukając obcasami i uśmiecha się szeroko.

- Dzień dobry. Masz gościa, kochanie? - Woła nad wyraz radośnie, jak te nadopiekuńcze, słodziutkie matki z sitcomów. Kiwam głową, a Evan przestaje wyłamywać palce i podnosi się.

- Dzień dobry, jestem Evan. Miło mi... I cieszę się że mogę panią wreszcie poznać. Bardzo pani pomogła mnie i mojej mamie. - Lewą, pociętą rękę chowa za plecami, prawą wyciąga na powitanie. Mama ściska jego dłoń i przez chwilę przygląda mu się z uprzejmym uśmiechem. Na pewno pamięta iż powiedziałem jej że podoba mi się właśnie człowiek, który ma na imię Evan. Nie jest głupia, doskonale kojarzy fakty. A co jeśli powie jego matce?

- Miło mi cię poznać. Cieszę się, że mój syn ma przyjaciół. Jedliście coś? - Pyta, w końcu spoglądając na mnie. Zachowuje się normalnie, czyli tak jak prawie zawsze - jest ciepła, troskliwa i pełna empatii.

- Nie. To znaczy, dziękuję. Będę się zbierał. - Evan wiąże włosy i żegna się ze mną skinieniem głowy, mówiąc mojej mamie uprzejme "Do widzenia", po czym wychodzi, po cichu domykając drzwi. Mama nie mówi ani słowa, pyta tylko czy mam ochotę na makaron z serem, ale dziękuję i mówię że pójdę do siebie. Zabieram ze stołu stale wibrujący telefon i piszę do Evana wiadomość, w której wyrażam nadzieję, że moja mama go nie wystraszyła. Opadam na łóżko z westchnieniem i próbuję ogarnąć rozumem to, że jakby tworzymy parę. Może nieoficjalnie, ale coś nas łączy. Nie umiem przestać się uśmiechać i robię to nadal, gdy mama puka do moich drzwi z pytaniem, czy mam jakieś ubrania do prania.

- Podobno ta dziewczyna która chodziła z tobą na kółko skręciła paskudnie nogę w dniu zakończenia. Beznadziejnie, prawda? Kontuzja na samym początku wakacji. - Mówi, zabierając przewieszoną przez oparcie krzesła koszulkę. Potwierdzam, bo wydaje mi się że tak wypada, chociaż tak naprawdę wcale nie żal mi Poppy i choć się tego wstydzę, to życzyłem i życzę jej jak najgorzej.

- Coś cię trapi, Damien? Jesteś jakiś nieswój.

- Wszystko jest w jak najlepszym porządku, mamuś. Mogę pojutrze pojechać nad jezioro ze znajomym?  Wiem, że moi rówieśnicy o nic nie pytają rodziców, ale nie chcę żebyś pomyślała że uciekłem z domu. - Wywracam oczami, a ona jedynie się śmieje, bo ufa mi bezgranicznie.

- Pewnie, aniołku. To z tym kolegą który był dziś u nas, chcesz pojechać nad jezioro?

- Tak... Na parę dni.

- Chcecie tam nocować? - Krzyżuje ramiona.

- Przestań, widzę panikę w twoich oczach. Ja za dwa miesiące kończę osiemnaście lat, on już jest pełnoletni. Nie jesteśmy dziećmi. - Jęczę, siadając po turecku na pościeli. Mama nic nie mówi już, tylko z uśmiechem kręci głową i wzdychając zabiera rzeczy, po czym opuszcza mój pokój. Dopiero gdy znika mi z pola widzenia, sięgam ponownie po telefon i pośród dziesiątek powiadomień odnajduję wiadomość od Evana, w której zapewnia gorliwie, że nic się nie stało.

****

Nie wiem czy to powód do wstydu, ale sprawdzam w internecie co powinienem ze sobą zabrać pod namiot. Naprawdę, nawet jako dzieciak nigdy nie byłem na żadnym obozie, więc nie wiem jak wygląda spanie na łonie natury. Ale szalenie mnie to ekscytuje i boję się że przygotuję się na ten wypad jak na tygodniową wyprawę w Himalaje. Evan mówił mi przez telefon że będziemy w fajnym, odosobnionym miejscu, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał i nie będą nas terroryzować biegające za piłką dzieciaki i psy. Mamy być tam tylko my dwaj, jezioro, maleńka plaża i las za plecami. Czy to nie brzmi jak bajka? Siedzę akurat na podjeździe i palę papierosa, chociaż odkąd podjarałem się wyjazdem sięgam po nie coraz rzadziej. Paliłem ze stresu, a teraz się nie stresuję. W ogóle mam wrażenie że unoszę się metr nad ziemią i jestem do tego stopnia szczęśliwy, że nie podłamie mnie nic. Wyrzucam niedopałek do kosza sąsiadów, po czym wracam do domu i upycham na siłę w podróżnej torbie wszystko to, co podpowiedział mi internet i to, co sam uznałem za stosowne.

ByłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz