Siedemnaście.

762 63 42
                                    

Tkwię jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu i patrząc jak odchodzi, ocieram z policzka pojedynczą łzę. Jestem w szoku. Nie mogę się ruszyć, choć jakaś część mnie chce za nim pobiec. Przełykam gulę w gardle. Czy to oznacza koniec? Znaczy że mogę o nim zapomnieć? Że już nigdy nie będziemy siedzieć razem w lesie? Nie będziemy słuchać muzyki z jego telefonu? A co z naszymi planami na wakacje? To wszystko legło w gruzach, ot tak? W końcu drżącymi rękami wyjmuję z paczki ostatnią fajkę, zapalam, choć mam wrażenie że dym rozrywa mi płuca, tak jak ten niefizyczny ból rozdziera serce na miliony kawałków. Ruszam do domu, moga za nogą, z poczuciem bezsensu. Z bezchmurnego jeszcze przed chwilą nieba, nagle zaczyna padać deszcz.

****

Jestem kompletnie rozbity. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale czuję się przytłoczony i załamany. Próbuję się dodzwonić do Evana, ale ma wyłączony telefon, albo odrzuca moje połączenia. Czuję się winny i naprawdę żałuję... Każdy wolałby być niewidzialny, niż gnębiony, więc wybrałem taktykę polegającą na ignorowaniu. Wydawało mi się, że jak będę udawać że mam to gdzieś i biernie przeczekam, to samo ucichnie, ale teraz rozumiem punkt widzenia chłopaka. Wiem, w czym tkwił mój błąd. Leżę teraz na łóżku, przykryty kołdrą po sam czubek głowy i płaczę w poduszkę. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak rozżalony. W momencie w którym wszystko zaczęło się układać, ja to zniszczyłem, praktycznie własnymi rękami. A Evan naprawdę był i nadal jest dla mnie kimś bardzo ważnym. Nie wiem czy nie jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Myśląc o nim powstrzymuję się by nie szlochać w głos. Wciskam mocniej twarz w pościel, kulę się, mam ochotę całkowicie zniknąć. Jest niedziela, od naszej sprzeczki minęły już dwa dni, a ja nadal nie mam od niego żadnych informacji. Boję się, że to koniec, że z każdą mijająca chwilą moje szanse na jego odzyskanie maleją. Mama o niczym nie wie, a gdy spytała co mi jest, powiedziałem że czymś się zatrułem i źle się czuję, więc dała mi spokój. Wiem że tak naprawdę mógłbym z nią porozmawiać, ale ona mogłaby dziwnie zareagować. Na pewno zrobiłaby aferę z tymi zdjęciami... A naprawdę nie potrzebuję dodatkowo sądu. Jeżeli zaś o nich mowa - kiedy przedwczoraj zalogowałem się na Facebooka, widziałem na mojej tablicy z dwadzieścia postów, dodanych często przez kompletnie obcych mi ludzi, którzy przypadkiem, sto lat temu trafili do moich znajomych - każdy z tymi zdjęciami. Nie miałem jednak energii, ani żeby usuwać zdjęcia, ani żeby blokować użytkowników... Udało mi się za to zauważyć, że Evan wywalił mnie z grona znajomych.

****

Mamy jak zawsze nie ma w domu i się za to obwinia, że nawet w wakacje nie ma dla mnie czasu. Podobno dzisiaj ona i Carol będą walczyć w sądzie z ojcem Evana, więc to oznacza, że chłopak też zostanie dziś sam. Ciekawe, co zrobi z tym czasem? Siedzę na kanapie w salonie i próbuję się dodzwonić do Evana. Nie odbiera, a ja mam wrażenie że coraz bardziej cierpię. Że jest jeszcze gorzej niż było. Tęsknię i żałuję. Nie podejrzewałem że będzie mi na kimś kiedyś aż tak zależeć. Na portal społecznościowy w ogóle nie zaglądam, chyba mi wszystko jedno. Zjadam resztę sałatki z wczorajszego obiadu, chociaż praktycznie nie zjadam, tylko wpycham ją w siebie, żeby oszukać głód. Na dodatek palę jednego papierosa za drugim... I mam gdzieś to, że moje płuca są pewnie osmolone, jak burger z taniego lokalu. Palę z nerwów i po to, aby czymś zająć ręce. Krążę nerwowo po domu, jak jakiś świr i rozpaczliwie tęsknię za jego bliskością. Po południu postanawiam wyjść gdzieś, bo czuję że zwariuję. Wywlekam ze sobą rower i jeżdżę na nim bez celu, chyba tylko po to żeby uspokoić myśli... Podjeżdżam pod dom Evana, przystaję na chwilę, a potem zawracam, zjeżdżam z głównej drogi i zeskakując z roweru, prowadzę go przez las. Trochę błądzę. W końcu pierwszy raz idę tutaj sam. Wreszcie docieram do miejsca, w którym mnóstwo czasu spędziłem z Evanem, chyba podświadomie wierząc, że go tu spotkam. Jednak panuje tutaj kompletna pustka, więc porzucam rower obok pnia, a sam na nim siadam. Już prawie zaczyna się lato, mamy koniec maja, jest jasno, słonecznie i przyjemnie... Gapię się w niebo, potem na swoje dłonie i kolejny raz próbuję się do niego dodzwonić. Nadal nic... Czuję się winny, choć mam świadomość że praktycznie w tej aferze ze zdjęciami nie zawiniłem. Wstaję, żeby przykucnąć przy samym brzegu jeziora i zanurzyć dłoń w letniej wodzie. Gapię się na swoje odbicie w tafli i oddycham ciężko.

- Hej. - Słyszę i niemal wpadam do wody, ale ktoś w ostatniej chwili łapie mnie za ramię. Podnoszę głowę... Evan. Wstaję, wycieram dłonie o spodnie i odwracam wzrok.

- Dlaczego nie odbierasz i nie odpisujesz? - Pytam szeptem. Spuszcza głowę, twarz przysłaniają włosy. Ma na sobie czarny t-shirt, po raz pierwszy widzę jego odkryte ręce

- Muszę pobyć sam. Przyszedłem tu, bo dzisiaj jest ten proces... Martwię się. - Wzdycha i siada w tym miejscu, które ja przed chwilą zajmowałem. Nie wiem, jak zareagować. Przeprosić go?

- Mam sobie pójść? - Wyłamuję palce.

- Jak chcesz. - Wzrusza ramionami. Chce mi się płakać, mam ochotę go przytulić i błagać o wybaczenie, ale nie umiem. Dygoczę, gadam bez ładu.

- Strasznie mi głupio i... I przykro. Wybaczysz mi, Evan? Możemy zacząć od nowa, ja obiecuję że się zmienię i...

- Skończ gadać, naprawdę mam wystarczająco dużo na głowie. - Odpowiada, więc milknę i czuję jeszcze większy smutek, mam wrażenie że jestem odrzucony. Nie odjeżdżam jednak, a zamiast tego siadam obok niego, zachowując stosowną moim zdaniem odległość. Nic już nie mówię, a Evan odpala papierosa i wypuszcza dym, odchylając w tył głowę. Wpatruję się w krzywiznę jego szyi i twarz, gdy zamyka oczy. Tak bardzo go potrzebuję, niemal rozpaczliwie.

- Skreśliłeś mnie? - Pytam.

- Nie, Damien...

- Usunąłeś mnie ze znajomych.

- Widziałeś swoją tablicę? - Dopiero teraz na mnie spogląda, a ja odpowiadam mu wzruszeniem ramion, bo teraz liczy się tylko on i nasza relacja. Mam gdzieś tych ludzi i zdjęcia, mogą je tam opublikować nawet i miliard razy... Co z tego? Zrobiłbym wszystko, żeby go odzyskać. Coś jest w tym stwierdzeniu, że dopiero gdy możemy kogoś stracić, uświadamiamy sobie że nasze życie bez tej osoby nie ma sensu. Podnosi rękę, zakłada włosy za ucho. Dopiero teraz widzę kilkanaście wąskich, poziomych blizn na jego przedramieniu. Na pewno nie są świeże, ale i tak mnie to szokuje. Wiem doskonale, co oznaczają, naoglądałem się ich w serialach dla młodzieży i w różnych programach typu talk show, do których zapraszano młode narkomanki, anorektyczki i inne dzieciaki z problemami... Nie mogę oddychać, jestem przerażony, ale wiem, że muszę zareagować.

- Co się stało? - Pytam i chwytam go za nadgarstek, ale się wyrywa i odwraca wzrok.

- Powiedz, Evan. Przecież wiesz że możesz ze mną porozmawiać o wszystkim. Proszę cię, nie niszcz tego, co nam się udało zbudować. - Czuję jak drży mi dolna warga, ale nie chcę się popłakać. Kiedy poskładam sobie wszystko do kupy i zrozumiem, jak wiele on wycierpiał, czuję się jak egoistyczny palant.

- To stara sprawa. Nie tnę się. - Rzuca tylko i dogasza butem niedopałek.

- Ale to robiłeś.

- Dawno.

- Dlaczego nie chcesz o tym mówić? - Kręcę głową.

- Bo nie powinno cię to obchodzić. - Rzuca. Mam dość tej obojętności.

- Jesteś dla mnie ważny, tak samo jak twoje szczęście i bezpieczeństwa! I chcę wiedzieć, że jesteś szczęśliwy! - Podnoszę głos. Jego dystans i ignorancja mnie irytują. Nic już nie mówi, a ja zaciskam szczęki i patrzę na jego profil. W końcu chrząka nerwowo, wstaje i informuje mnie, że już pójdzie. Wiąże włosy zdjętą z nadgarstka gumką, stojąc do mnie tyłem. Widzę krzywiznę jego pleców i długie palce układające włosy. I wtedy, nabierając głęboko powietrzna mówię coś, o co sam nigdy bym się nie podejrzewał.

- Kocham cię, Evan.



No i mamy kolejny!
A ja zapytam z ciekawości - kto sądzi, że Evan ma jednak trochę racji?
No i pytanko - czy zainteresowałaby was playlista składająca się z kawałków, które zainspirowały mnie do stworzenia tej historii, czy też poszczególnych rozdziałów?
Ja zawsze słucham muzyki podczas pisania, tylko nie wiem, jak jest z wami podczas czytania... 🤔
Trzymajcie się!

ByłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz