Dwanaście.

878 73 34
                                    

Zapada między nami niewygodna, martwa cisza. Stresuję się, pocę i jestem gotów uciekać.

- Evan. - Powtarza powoli moja rodzicielka, kiwa głową i wbija wzrok w ścianę ponad moim ramieniem. Boję się że ją rozczarowałem, że zawiodłem na całej linii i że mnie znienawidzi, wyśle na terapię, albo przestanie się do mnie odzywać. Ze strachu przestaję oddychać. Żadne z nas nic nie mówi i mam coraz większą ochotę zwiać.

- Powiedz coś. - Szepczę, niemal bezgłośnie i jestem gotów się popłakać.

- Kochanie. - Mówi cichutko i wyciąga rękę. Głaszcze mnie po policzku wierzchem dłoni. Trzęsę się, jestem na skraju paniki. W końcu mama otwiera ramiona i przytula mnie, zataczając lewą ręką kółka na moich plecach.

- Wszytko okey? - Pytam, w sumie nie dlatego, że troszczę się o nią, ale dlatego, że boję się o siebie. Kiwa głową, odsuwa się i całuje mnie w czoło.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - Pyta. Wzruszam ramionami, a ona kręci powoli głową.

- Nie pomyślałabym, że możesz się mnie bać. - Szepcze. Odsuwam się od niej, podciągam kolana pod brodę. Nie mogę uwierzyć w to, że to się stało.

- Nie bałem się ciebie, tylko twojej reakcji, mamo. Bo... To wiele zmienia, jednak, mimo wszystko. - Mówię nieskładnie, nadal jest mi głupio i cała ta sytuacja wydaje mi się być dziwnie niedorzeczna. Mama pochyla się w moją stronę, boję się, że znowu zacznie wypytywać. Ulga, dziwna radość i jeszcze większe przerażenie łączą się we mnie w kompletne skołowanie.

- Wiem, że nie ma mnie w domu, bo pracuję, ale pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać, o wszystkim, Damien. - Mówi z przekonaniem, a ja uznaję, że jednak mam najlepszą matkę na świecie, nawet jeśli czasami nie widuję jej przez kilka dni z rzędu. Wycieram spocone dłonie w spodnie i wgapiam się w podłogę. Zawsze wydawało mi się że ci otwarci, pozytywni rodzice są tylko w serialach, że w rzeczywistości zawsze wyrasta jakaś ściana... Oblizuję usta, bo mimo wszystko jest mi głupio. Mama już nic nie mówi, nie komentuje i pojawia się lęk, że będzie się za to obwiniać.

****


- Poppy kazała mi zmusić cię, żebyś przyszedł do szkoły. - Mówię, kiedy w poniedziałek stoję oparty o swój rower, a Evan wreszcie wychodzi z domu. Zamyka drzwi na klucz, drugą ręką przytrzymując własny rower i patrzy na mnie, marszcząc brwi.

- Wiem, czytałem. Mogłeś jej powiedzieć, żeby spierdalała. - Pokonuje schody, zaciskając obie dłonie na rowerowej ramie.

- Powiedziałem tak.

- Serio? - Uśmiecha się szczerze, jakby dziwił się, że w ogóle potrafię kląć i przekładając nogę przez  ramę, by pojazd nie upadł, zdejmuje z nadgarstka czarną gumkę.

- Powiedziałem mamie. - Szepczę.

- O czym? - Pyta, przekręcając głowę w moją stronę, ale wiatr do tego stopnia rozwiewa mu włosy, że praktycznie nie widzę jego twarzy.

- O tym, że jestem gejem... I o tobie. - Ściszam głos. Podnosi na mnie wzrok, milczy przez chwilę, ostatecznie formując z włosów luźny koczek.

- I? - Pyta.

- Co?

- Co ona na to? - Precyzuje pytanie. Wzruszam ramionami.

- Nic. Pytała tylko dlaczego zwlekałem.

ByłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz