Dwa.

1.7K 110 24
                                    

Kiedy otwieram oczy o siódmej rano, czuję się jak żywy trup. Nie mam siły zwlec się z łóżka, nie mam ochoty iść do szkoły i pisać testu z geografii. Boli mnie głowa przez niewyspanie i stres, trzęsę się jak w gorączce. Obracam się na wznak i myślę, czy mama już wyszła. Wtedy mógłbym nie iść do szkoły. Chcę przeleżeć cały dzień w łóżku, a najlepiej od razu całe życie. Zamykam oczy, ale sen nie nadchodzi. Myślę sobie, że może to wyjście na bal z Poppy nie byłoby takie całkiem głupie. Jakoś bym się przemęczył, a to by było dobre strategiczne zagranie... Może byłbym dla nich mniej dziwaczny. No i zdaniem internautów trzeba próbować... Do skutku. Ale mnie to już męczy. W ogóle wieczne myślenie o tym mnie męczy. Wręcz nawet fizycznie... Gdybym poszedł z Poppy chociaż na ten bal, to zadowolił bym i ją i mamę... I nie wzbudziłbym podejrzeń. Teraz też niby ich nie budzę, ale to pewnie tylko dlatego, że w ogóle nie zwracam na siebie uwagi. Mam tak od zawsze i nienajgorzej na tym wychodzę. Nawet bycie outsiderem może mieć swoje plusy. Podnoszę się do siadu, przeczesuję włosy rękoma i człapię do łazienki. Gapię się tam na swoje lustrzane odbicie, opierając dłonie o krawędź zlewu.

- Super, Damien. Jesteś pedałem. - Mówię sam do siebie i biorę się za mycie zębów, kiedy schodzę na dół, mamy faktycznie już nie ma. Jest tylko przyczepiona do lodówki karteczka i samochód na podjeździe. Mama miała nim jeździć do pracy, ale wybiera metro, bo jest tańsze. Mnie opłaciła kurs na prawo jazdy rok temu, ale mimo posiadanego dokumentu i umiejętności, jakoś się boję jeździć. Zerkam na karteczkę. Rodzicielka prosi, bym odkurzył, gdy wrócę ze szkoły i dodaje, że postara się być wcześniej. Jeny, prawie nie widuję własnej matki. Gapię się przez kuchenne okno na dzieciaki idące do szkoły. Robię przegląd lodówki, choć i tak nie jestem głodny. Nie chce mi się spać, ani jeść... Stres mnie wykańcza. Gdyby była tu chociaż mama... I gdybym wiedział, jak zareaguje. Otwieram okno i siadając na blacie, palę papierosa. Znów myślę o związkach, o relacjach, o ślubie, o seksie... Niby jestem niemal całkiem pewien, ale coś każe mi z tym walczyć. Chyba obawa przed krzywdą. Nikt nie chce być w gorszej pozycji niż reszta, a mam wrażenie że tak właśnie będzie. Szczególnie w szkole. Chcę być normalny i akceptowany. Gaszę niedopałek strumieniem wody i zakopuję w koszu na śmieci. Gdybym miał jakichkolwiek znajomych, byłoby mi łatwiej. Miałbym co robić i brakowałoby mi czasu na ciągłe analizowanie swojej sytuacji. Osamotnienie na dłuższą metę jest straszne, ale w zasadzie sam je wybrałem. Wzdycham głośno. Uruchamiam komputer i znajduję Poppy na portalu społecznościowym. Zastanawiam się przez dłuższą chwilę, aż w końcu wysyłam do niej wiadomość z pytaniem, czy pójdzie ze mną na ten bal. Odpisuje po kwadransie, pytając czy mi odbija i czy jestem chory. Pytam więc, czy w takim razie może chce gdzieś wyjść. Na kawę, czy do kina. Dopiero gdy to wysyłam uświadamiam sobie, że w zasadzie proponuję jej randkę. Ale robię to wszystko tylko dlatego, że Poppy jest moją ostatnią deską ratunku, tylko pokazanie się z nią na balu uratuje moją reputację. Lepiej nie ryzykować, że zacznę budzić podejrzenia. Oddycham z ulgą, gdy Poppy się zgadza i pyta, czy mam samochód. Szybko decyduję, że pożyczę auto od mamy, a dziewczyna odpowiada że mam przyjechać o osiemnastej i podaje mi swój adres. Mam dziwne wrażenie, że za łatwo poszło. Poppy mogłaby mieć każdego, a zgodziła się spotkać ze mną. Może z kimś się założyła? Nie mam zbyt wysokiej samooceny, ale ktoś z zewnątrz też nigdy nie skleiły by mnie i Poppy do pary. Jesteśmy jak z innych planet. Ale skoro się zgodziła, to może nie warto roztrząsać? Pozostaje tylko namówić ją, by poszła ze mną na bal. U innej dziewczyny i tak nie mam szans. Mógłbym spytać każdą laskę ze szkoły - dam sobie uciąć rękę, że żadna by na to nie poszła, bo w zasadzie umawianie się ze mną, to synonimy obciachu. Tym bardziej dziwi mnie to, że Poppy tak po prostu się zgodziła. A może ja ją źle oceniam? Przestaję o tym wszystkim myśleć, gdy wywlekam odkurzacz z szafy, by faktycznie posprzątać i przypodobać się mamie. Mijają mi na tym dwie godziny. A potem znów zaczynam bez sensu rozmyślać o tym, w jakim kierunku zmierza moje życie. W zasadzie nikt mi nigdy nie wmawiał, że bycie gejem jest złe, matka nie poruszała tego typu tematów. Nie wiem, na czym stoję, nie mogę przewidzieć jej reakcji. A chciałbym mieć jakieś światełko w tunelu. Gdy bezczynnie leżę na kanapie, udaje mi się zasnąć, co jest cudownym ukojeniem, po nieprzespanej nocy. Nadal jednak mam migrenę, bo pewnie powinienem coś zjeść. Boję się, że jeśli dalej będę tak się zapętlał, dostanę depresji, albo nerwicy. Zeświruję do końca, walcząc o dobre życie dla siebie samego. Decyduję się więc po przebudzeniu zjeść obiad pozostawiony przez mamę w lodówce. To jak zwykle jakieś kupione, gotowe żarcie, bo ona nie ma czasu gotować. Jakie jest moje zaskoczenie, gdy przeżuwam makaron z sosem, a mama pojawia się w domu. Odruchowo zerkam na zegar, jest czternasta.

- Hej, Damien. Pomyślałam, że wrócę dziś wcześniej. Jutro już weekend, możemy w końcu spędzić trochę czasu razem. Zaniedbuję cię kochanie, ale chyba dajesz radę? Masz już prawie osiemnaście lat. - Zrzuca szpilki i wymija mnie w drodze do łazienki. Gada do mnie, ale nawet na mnie nie patrzy. Jest bez przerwy w biegu. Nie dziwi się nawet temu, że jestem w domu, choć powinienem wrócić za jakąś godzinę. Ale nie winię jej za to, bo wiem jak wiele poświęca dla swojej pracy.

- O! Jadłeś już? Kupiłam babeczki. - Mama pokazuje mi różowy karton z cukierni, a ja tylko odpowiadam jej uśmiechem. Bawię się kolczykiem w uchu, nie wiem, jak spytać ją o samochód.

- Mogę dzisiaj pojechać gdzieś samochodem? - Szepczę.

- Tylko musisz zatankować, Damien. A dokąd się wybierasz? Tylko mi nie mów że na jakąś imprezę? Ile my mamy spraw o rozboje, notoryczne zakłócanie ciszy nocnej... - Wywraca oczami i siada obok mnie, stawiając przede mną talerz z uroczymi, kolorowymi babeczkami. Ona nic nie wie. Nie wie nawet, że nie mam przyjaciół.

- Nie, chciałem się spotkać z koleżanką. - Odpowiadam. Mama gryzie babeczkę i oblizuje palce.

- Idziesz z nią na bal?

- Skąd wiesz o balu?

- Szkoła wysyła automatyczne maile do rodziców, o wszystkich apelach, festynach, balach... - Macha ręką. Milczę, jestem skonsternowany.

- To idziesz? - Ponawia pytanie.

- Nie wiem, czy w ogóle idę, ale chciałem ją zaprosić. - Podciągam kolana pod brodę.

- To jakaś fajna dziewczyna?

- Chodzi ze mną na kółko teatralne, jest o rok starsza. - Wzruszam ramionami, bo w sumie nic więcej o niej nie wiem.

- Mój kochany synek dorasta i umawia się na randki. - Mama uśmiecha się idiotycznie. Nie komentuję. Zaczynam wątpić w mój plan, nie wiem czy będę chociaż miał o czym gadać z Poppy. Sięgam po babeczkę, bo znów się denerwuję.

- Na pewno zgodzi się z tobą pójść. Ja bym poszła. - Mama klepie mnie po ręce. Taaa... Tylko że wcześniej to ja odmówiłem Poppy. Na drugi dzień często żałuje się podjętych decyzji. W moim przypadku to jest wręcz zbyt częste.

- Nie jesteś zmęczona? - Pytam. Nie wiem w sumie, czy chcę jej mówić o swoim życiu. Z jednej strony chcę to z siebie wyrzucić, z drugiej zbyt mocno się boję.

- Nie. Chcę dowiedzieć się, co słychać u mojego dziecka.

- Nic. - Rzucam na odczepnego, a ona głaszcze mnie czule po głowie. Zawsze gdy zdarzy się, że ze sobą gadamy, ona się robi przesadnie ckliwa i sentymentalna.

- Jesteś tak bardzo samodzielny, bez ciebie chyba bym nie dała rady.

- Dzięki, że zgadzasz się pożyczyć mi auto.

- Nie ma sprawy, skarbie. Musisz mi tylko potem o wszystkim opowiedzieć.

OD AUTORKI:

Hejo!
Całkiem przyjemnie mi się to pisze. Jakoś mi "płynie" ta opowieść.
Mam nadzieję, że rozdziały nie są za krótkie, bo jakoś nie czuję, żeby dłuższe w tym wypadku miały rację bytu. ❤️
Dodam tylko, że Poppy jeszcze tu znaczną rolę odegra... Namiesza mocno... 😈 Ona się nie pojawiła po nic.
No i tradycyjnie - Jakie wrażonka? 😁

ByłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz