Epilog

1K 63 52
                                    

Podobno na to kim jesteśmy składa się wiele czynników. To, jakiej słuchamy muzyki, jakie czytamy książki, jakimi ludźmi się otaczamy, w co wierzymy, co negujemy. Na człowieka składa się nie tylko to, czego doświadcza, ale też to, co wybiera, na co się odważa. Każdy krok, gest, słowo... To wszystko tworzy nas samych, składa się na to, kim i jacy jesteśmy. Kiwam przez okno mamie, gdy wyjeżdża autem z podjazdu i wracam do mozolnego poszukiwania pracy. Wakacje już dawno się skończyły, Evan zapisał się na kurs kosmetyczny, żeby móc przekłuwać chociaż uszy, bo studiowanie pielęgniarstwa go przeraża. Jasne - gdyby mi ktoś powiedział dwa lata temu że zwiążę się z chłopakiem, a na dodatek on będzie się uczył jak robić makijaż permanentny, to postukałbym się palcem w czoło. Ale życie weryfikuje. Ludzie zmieniają ludzi... Nasze matki wiedzą o tym, że jesteśmy razem. Evan w pewnym stopniu zmusił mnie, żebym przedstawił go swojej mamie, a ostatecznie w sumie sam to zrobił, bo ja za bardzo się bałem. Wysyłam kolejną aplikację i wchodzę w historię wyszukiwania. Gapię się na linki o potępieniu, zmienianiu samego siebie i terapiach... I nie dowierzam że niecały rok temu to była moja codzienność. Kasuję całą historię, zamykam komputer i zapraszam tutaj Evana, korzystając z tego, że nie ma mamy. Niby go zna, wie o nim, ale jednak w jej obecności boję się nawet z nim gadać. Chłopak przyjeżdża po trzydziestu minutach, na dodatek z wegańską pizzą.

- Hej. - Zagryza wargę i przestępuje przez próg. Pochyla się i całuje mnie, odstawiając karton z pizzą.

- Palisz. - Marszczę brwi, bo sam już od wakacji wcale nie palę papierosów.

- Nie wychowuj mnie. - Wywraca oczami. Ignoruję to i razem z żarciem zabieram go do swojego pokoju. Zeszyt który od niego dostałem, leży na nocnej szafce.

- Napisałeś już tam coś? - Pyta z ciekawości Evan i zakłada włosy za ucho. Ma trzy błękitne pasemka - zrobiła mu je koleżanka ze szkoły, która chce zostać fryzjerką, w zamian za to że zgodziła się, by on jej zrobił brwi. Strasznie dziwne rzeczy robi się na tym wizażu...

- Gdybym ci powiedział,  musiałbym cię zabić. - Żartuję, jak on wcześniej. Parska krótko śmiechem.

- Znalazłeś pracę? - Pyta i znów się robi poważnie.

- Jeszcze nie, ale jestem dobrej myśli. - Siadam wygodnie na swoim łóżku i otwieram pudełko z pizzą.

- Mam zajęcia dzisiaj. - Informuje, a ja pocieram twarz dłońmi. Przez jego szkołę okropnie się rozmijamy... Kładę się, a on opada obok mnie. Mamy jakieś dwie godziny. Nie jemy, nie gadamy. Lubię ten spokój, te chwile w których mogę o niczym nie myśleć, tylko po prostu być z nim. Jest chyba moim pierwszym i jedynym przyjacielem, a na dodatek daje mi więcej niż mógłbym kiedykolwiek prosić. Wyciągam rękę, nawijam na palec niebieskie pasemko jego włosów, które teraz sięgają do połowy pleców. Patrzę w jego ciemne oczy i widzę w nich ufność i bezgraniczne oddanie, które ukrywają gdzieś z tyłu przemoc i wszystkie krzywdy których doświadczył. Oprócz tego że go kocham, to też tak zwyczajnie, po ludzku go podziwiam. Jako niesamowitego, odważnego człowieka.

- Pójdziesz ze mną na imprezę Halloweenową do Maureen? - Pyta nagle.

- Kim jest Maureen?

- Koleżanką ze szkoły.

- Mam być zazdrosny?

- Serio? - Jęczy.

- Żartuję sobie... To zależy też od tego, czy znajdę pracę... I ewentualnie gdzie ją znajdę.

- Znajdziesz, gwarantuję ci to. Prędzej czy później się uda, Damien.

- Kocham cię. I kocham twój patologiczny entuzjazm. - Stwierdzam, podnosząc się do siadu. Evan robi to samo, włosy opadają mu na twarz, a kolczyk prześwituje spod bluzki.

- Ty się za to zawsze nastawiasz na najgorsze. To dopiero obłęd. - Śmieje się i kiedy próbuję go uderzyć otwartą dłonią w ramię, chwyta mnie za rękę i całuje mnie raz za razem, zamykając oczy.

Życie naprawdę weryfikuje.
Niecały rok temu byłem zalęknionym, wyobcowanym dzieciakiem przerażonym swoją seksualnością.

Dziś jestem nieco pewniejszy siebie, bo mama wie o wszystkim i już się tego nie boję. A na dodatek - nadal nie dowierzam - jestem zakochany w chłopaku... I to w chudym, zgarbionym chłopaku, który ma włosy do pasa, morduje wszystkich wzrokiem, wszędzie nosi ze sobą zeszyt i ma na ciele mnóstwo blizn. I wcale nie przypomina idoli nastolatek, ani nawet członków drużyny futbolowej, do których wzdycha pół liceum. Jest... Inny. I chyba to jest w nim najwspanialsze, że nie wpasowuje się w ramy, a mimo to tak perfekcyjnie wypełnił lukę w moim sercu. Nie jest wyśnionym ideałem, a jednak czuję że jest najlepszym człowiekiem, jaki stanął na mojej drodze. Odrywam się od jego ust i jeszcze raz powtarzam, że go kocham. Za oknem rozpoczyna się pierwsza tej jesieni burza, a wielkie krople deszczu wygrywają na szybach jedyną w swoim rodzaju, sobie tylko znaną pieśń...

No i mamy zakończenie. Takie chyba neutralne. Ale koniecznie dajcie znać, czy nie rozczarowałam.
Zapraszam do mojej pozostałej twórczości, do tego co się pojawi, do tego co już jest i pozdrawiam serdecznie. 🙂

ByłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz