1. Pożegnanie - złe wieści

457 29 7
                                    



Świat rozdarty na dwoje, miedzy diabłem, a aniołem,

Gdzie dziewięć królestw rządzi światem wraz  Księżycem – swoim bratem.    



Rozdział I

Pożegnanie


Wiosna rozkwitła w pełni i nawet teraz, w nocy, w blasku olbrzymiej, jasnej tarczy księżyca, czuć było jej zapach sycący i świeży, radujący serca obietnicą nowego życia. W ciągu pary dni, tu w dolinie życie wprost eksplodowało feerią barw i zapachów. Oszałamiało swą różnorodnością i intensywnością, ukazując swą siłę i moc przetrwania po długiej i srogiej zimie. Wdzierało się w każdy zakamarek i przedzierało się nawet do dużej osady, okalanej wysoką, drewnianą palisadą, która broniła mieszkańców przed niespodziewanym nieszczęściem. Pomiędzy szeregami licznych domów, życie zatrzymało się na chwilę w progu stajni, przyległej do największej z chat i z ciekawością spoglądało na młodą kobietę siedzącą na sianie z pochylona głową. Jasne włosy spadały jej na twarz, ale spoglądała przez nie, to na siodło leżące obok, to na torby podróżne z brązowej, szorstkiej skóry. Owinięta w ciepły koc rozmyślała o swoim życiu. Życiu dobrym, radosnym i szczęśliwym, które wiodła w tej dolinie ze swoimi przybranymi rodzicami i ich synem, który był jej mężem.

Otarła spływającą po opuchniętym policzku łzę, wstała, podeszła do Taurusa. Koń wrócił wczoraj rano sam, bez niego. Przytuliła się na chwilę do potężnej szyi zwierzęcia i delikatnie go poklepała. Rozpacz targała jej sercem, a myśli biegły do tego jedynego na świecie mężczyzny, którego kochała. Kochała go ponad wszystko i miała go już nigdy więcej nie zobaczyć? Gdzie teraz mógł być? Co się z nim stało?

W pierwszej chwili, gdy się o wszystkim dowiedziała, przybiegła tu, do stajni i chciała pędem jechać i go szukać. Ratować swoje szczęście i wszystko wyjaśnić. Nie wierzyła w to, co usłyszała. Nie lubiła niejasnych sytuacji i zawsze dążyła do wyjaśnienia wszelkich niepewności. Nie wierzyła, że coś się mogło stać, a tym bardziej nie wierzyła w jego śmierć, jak sugerowali krewniacy. Czuła, że musi wyjaśnić tą tajemnicę. Szykowała się do podróży, gdy do stajni wszedł ojciec i zatrzymał ją siłą.

– Myśliwi wracają. Strażnik na wieży już ich wypatrzył – powiedział swoim silnym i zdecydowanym głosem.

Wyrwał ją tymi słowami z histerii, w którą popadała z każdą upływająca chwilą, po tym jak zatrzymała ją tu siłą. Pozwoliła szaleć rozpaczy i swym uczuciom, bo nie wyobrażała sobie, aby mogła tu zostać i nic nie robić.

– Wyjdziemy na ich spotkanie – dodał po chwili, gdy przytomniej na niego spojrzała. – Może go odnaleźli i wiozą z sobą mojego syna, a twojego męża – dodał spokojniej.

Młoda kobieta nie zobaczyła w jego oczach radości, ani nadziei i uczucie wielkiego zawodu ogarnęło jej umysł. Oczy tego przybranego ojca nigdy jej nie okłamały. Zdała sobie sprawę z tego, że i tym razem nie kłamią i że mężczyźni wracają do osady sami. Skinęła jednak głową i
poszli na spotkanie powracających z wyprawy myśliwych. Ledwo stała na nogach i prawie całym ciężarem ciała opierała się o ojca. Zawsze był jej ostoją i wsparciem. I teraz też był bardziej opanowany niż ona. Szła ze spuszczoną głową i słyszała głosy ludzi, którzy zgromadzili się już wszędzie dookoła. Słyszała ich szepty, a najcześciej słyszanym słowem, było powtarzane wokół : Lata Turia. Tak ją tu przezywali, tak mówili o niej za jej plecami. Lata Turia, czyli córka księżyca, ale w tym negatywnym, złowrogim i mrocznym znaczeniu, a przecież taka nie była. Zdecydowanie wolała, gdy mówili do niej po prostu Turia.

Świat rozdarty na dwoje. Nieokiełznane złoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz