rozdział dwudziesty drugi - I na co mi to wszystko przyszło?

697 69 21
                                    


- Wyniki są w porządku. – odparł lekarz, mocno wczytując się w kartkę z liczbami. – Więc wróćmy do choroby, z którą pan tu przyszedł. Jest to przeziębienie, ale już przeradza się w grypę. Musi pan kategorycznie zostać w domu, przynajmniej przez tydzień i zażywać antybiotyk, żeby się to nie rozwinęło.

- D...dobrze. – pokiwał głową biedny zainteresowany.

- No to już wypisuję recepty. A za tydzień poproszę przyjść do kontroli, w porządku?

- T...tak.

- To dobrze. Do widzenia.

- D...do widzenia. – odparł mniejszy mężczyzna.

- Do swidania lekarzu!- krzyknął Rosjanin, machając ręką.

- Uh! Idziemy! – jęknął Rzesza, ciągnąć za sobą kolegę. – Chcę już być w domu!

- Jak sobie życzysz! – zaśmiał się ZSRR i wziąwszy kumpla ,,na księżniczkę" literalnie pognał z nim do domu.

- Ale nie tak!- wrzasnął chłopak, machając rękami. – Postaw mnie! Postaw mnie, mówię!

- Nieeeeet!

- Ja ci zaraz dam ,,niet"!

- No co? Mógłbyś mi tu zemdleć , pobrali ci krew! – zawołał z udawaną grozą ZSRR, patrząc prosto w twarz kumpla.

- E-ej! Aż tak dużo mi nie wzięli! Nie wygłupiaj się! – pisnął lekko wystraszony Niemiec.

Wrócili do domu.

- Ty się rozbieraj i wskakuj do łóżka, ja się przejdę po leki. – powiedział starszy, stojąc w drzwiach i nawet nie ściągając butów. – Jakby była kolejka w aptece, to wyślę ci SMS, ok.? Tylko nie szalej z tęsknoty za mną! Niedługo przyjdę! – wyszczerzył zęby i umknął przed gradem werbalnych pocisków, rzucanych w niego przez kumpla. – Hi! Hi! Jak ja go kocham denerwować! Jest wtedy taki słodki! – aż się rozmarzył. O mało nie wpadł pod samochód, ale nie przejął się tym za bardzo. W końcu w Rosji wszyscy jeździli jak wariaci i był o tego przyzwyczajony. Nie raz, nie dwa próbowali go przejechać i zawsze wychodził z tego bez szwanku.

...

Niemiec leżał na łóżku, wkurzony na cały świat i na lekarza. Na ZSRR też. Dlaczego to przeziębienie musi trwać tak długo? Jeszcze trochę i go nawet Polska odwiedzi, a to jest statystycznie niemożliwe.

Westchnął i przeturlał się na drugi koniec łóżka. – Przydałoby się wykąpać. – pomyślał, przyglądając się swojej ręce. – Ale nie w takim stanie!

Po chwili namysłu wziął termometr i przetarłszy go, wsadził sobie pod pachę.

- Oby nie było dużo, oby nie było! – modlił się w myślach, zaciskając kciuki. Nie chciał, żeby jego kumpel musiał się nim opiekować jeszcze przez kilka dni.

Tydzień ma nie wychodzić. Nieźle! A temu stukniętemu komuchowi to wystarczyło trzy- cztery dni! Czemu on ma tak cierpieć?! Ubierał się odpowiednio do pogody, nie wyletniał się, uważał na wiatr, nosił czapkę, gdy padało zawsze nosił ze sobą parasol. Nie wchodził także umyślnie w kałuże, uważał by buty mu nie przemokły i nie kusił losu, będąc na zewnątrz dłużej niż to było potrzebne. I na co mu to wszystko przyszło? Zaraził się jakimś świństwem od w ogóle nie dbającego o siebie przyjaciela. Ci co uważają na swoje zdrowie powinni mieć specjalną barierę, która by ich chroniła przed zarazkami od debili! To by było super, szkoda tylko, że nie jest to prawdziwe.

Westchnął jeszcze raz i wyciągnął termometr, gdyż minął już czas.

- 37,9 stopni Celsjusza. – mruknął do siebie. Popatrzył na zegarek. – Lekarstwo jeszcze działa, ale już powoli się kończy. Nie jest źle. – pomyślał. Gardło jeszcze go bolało, ale katar był dużo mniejszy i ogólnie czuł się dobrze. Gdyby tylko ta temperatura zechciała zejść!

Wgryzł się w poszewkę, wściekły.

- Może pójdę spać? – pomyślał, ale zaraz potem zanegował swój pomysł. – Nieeee. Jak Rusek wróci, to z buta mi wjedzie i przyprawi mnie o zawał, więc lepiej być wtedy przytomnym. Nie mówię, że nie dostanę wtedy zawału, ale szok mniejszy.

...

- Poproszę eee....yyyy....- ZSRR przekręcał receptę na wszystkie strony, nie mogąc odczytać pisma. Farmaceutka westchnęła. – Proszę pana...

- Tak? – Sowiet przestał wyprawiać balet i zwrócił uwagę na kobietę.

- Proszę mi dać, ja będę wiedzieć o co chodzi. – odpowiedziała ze znużeniem. Przed chwilą pożegnała właśnie babcinę, która uważała, że jest obsługiwana za wolno i zrobiła raban na całą aptekę.

- Oki! – odparł z ulgą Rosjanin i dał karteczkę.

Po kilku minutach szedł już do domu z siatką pełną leków i z lżejszym portfelem.






Hejeczka. Kolejny rozdział właśnie wpadł. Kto czekał?

Jutro już ostatni tydzień! Kto się cieszy na wolne?

~MadokaAi

15.12.19

PrzeziębienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz