Rozdział dwudziesty czwarty - inhalator

710 61 35
                                    


Rzesza spał. Temperatura nie była wysoka, na szczęście, przez co ZSRR miał dobry humor i zdecydował się na dalsze domowe sposoby na przeziębienie. Fakt, kolega dostał leki, ale kto mu zabroni dodać do tego trochę medycyny ludowej? Uśmiechnął się na tą myśl. Niemiec wyzdrowieje w try miga, gdy pozwoli sobie pomóc! Przez moment zapomniało mu się, że jego kumpel potrzebuje jego pomocy i na nią liczy, choć tego nie pokazuje, Teraz teraz już się za to zabiera.

- Gdzie moje notatki? Ciepnąłem je chyba w to miejsce...

Po chwili grzebania, znalazł upragnioną rzecz. Wstał i jak go strzykło w krzyżu! Chyba nawet u Polski było to słychać!

On się rozsypuje! – No cóż, starość nie radość! – mruknął do siebie i szybkim ruchem przywrócił ciało do pozycji pionowej. Ból zniknął.- A nie! Jednak ciągle jestem piękny i młody!

- Mmmm....Co ty tam robisz? Strzelił gaz czy co? – usłyszał wymięty głos, dochodzący z pokoju, w którym spał Niemiec.

- Nie, ja strzeliłem. – krzyknął do niego Rosja.

- Co? Gola? – zaśmiał się Rzesza, rozciągając się. Czuł się dużo lepiej. Wszystko byłoby super, gdyby nie...

Rozkaszlał się na cały dom.

- Super! Znowu to samo! – westchnął ZSRR. Wziąwszy notatki, ucałował je i wszedł do pokoju Niemca, który leżał na łóżku, z tyłkiem w górze, prawie się dusząc z kaszlu.

- Ojej! – jęknął Rosja podchodząc do kumpla. – Kaszel się pogorszył, co?

Niemiec nie był w stanie nawet kiwnąć głową. Gdy wreszcie jego płuca dały mu odsapnąć, runął na bok i oddychał ciężko, cały spocony.

ZSRR zauważył to i wziął z szafki idealnie poskładaną przez Rzeszę wcześniej, górę od piżamy. Zwrócił się z uśmiechem do kumpla – Pomóc ci z przebraniem się?

Poleciała w jego stronę poduszka, przed którą się zgrabnie uchylił.

- Nie jestem małym dzieckiem! – warknął Niemiec.

- O, widzę, że siła ci wróciła! – zaśmiał się wyższy, rzucając mu koszulkę, którą młodszy złapał.

- Odsuń się i nie patrz! – mruknął Rzesza, czerwieniąc się i odwracając wzrok.

- A po co? – ZSRR wziął się pod boki. – Przecież mamy takie same organy, a ściśle mówiąc, na górze nie mamy nic! – pstryknął kumpla prosto w czerwony nos.

- Co za menda! – warknął Niemiec, zamaszystymi ruchami ściągając przepoconą koszulkę. Szybko ubrał nową i zakopał się z powrotem w łóżku.

Rosja tymczasem czytał dalej swoje notatki.

- Na płuca najlepsze są inhalacje. Hmmmm....inhalacje – wpisał w wyszukiwarkę to słowo. Wyskoczyły mu zarówno inhalacje ziołowe, jakie robiły nasze babcie, jak i nowoczesne, do pomocy których potrzebny jest specjalny inhalator.

Jak popatrzył na ceny tych ostatnich, to aż się zachłysnął. - Ponad stówa? Ktoś tu nieźle się obławia na chorobach! – złapał się za głowę. – Ale dla kumpla wszystko! – powiedział i odszedł od komputera.

- Gdzie idziesz, ty pyro ziemniaczana? – burknął Rzesza spod pierzyny.

- Do apteki. – odpowiedział Rosja. Nawet nie zareagował na przezwisko, bo chorym przecież pozwala się na więcej, nie?

- Niedawno byłeś. Jeszcze pamiętam twoje jęki, że cały świat staje się dla ciebie za drogi. To się wyprowadź. Najlepiej na Marsa.

- No tak...- dalsze ignorowanie – ale muszę coś dokupić. – mruknął ZSRR, ubierając płaszcz, szalik i buty.

- Aha. Nieważne. – stwierdził Niemiec, przymykając oczy. Kaszel go wymęczył. I czuł, że za niedługo znowu dostanie kolejnego ataku. Szkoda, że nie odkaszlywał, tylko miał suchy. To najgorszy rodzaj, bo duszący (autorka potwierdza).

Nawet nie zauważył, kiedy usnął.

...

- Poproszę inhalator. – powiedział ZSRR do dobrze jemu znanej farmaceutki.

- A jakiej firmy? – spytała się kobieta.

- Eeee....taki dobrej jakości.

- Dobrze. Czy ma pan sól fizjologiczną i lek do inhalacji?

- Co? Nie. – Rosja nawet nie wiedział, że coś takiego jest potrzebne.

- To proszę, daję tu panu standardowe leki, bo mniemam, że nie ma pan recepty.

- Nie. Nie mam.

- To napiszę jak należy to stosować, w porządku?

- Oczywiście! Będę wdzięczny! – odpowiedział zadowolony Komunista.

Wyszedł ze sklepu, dźwigając pudełko z inhalatorem i lekami.

...

Rzeszy śniło się, że walczy ze smokiem – Imperium Rosyjskim i ratuje, uwięzionego na zamku pięknego ZSRR, gdy nagle usłyszał trzask i to wcale nie subtelny, tylko taki jakby ktoś wszedł z buta, mając nadzieję, że rozwali w końcu te drzwi.

- Co jest? Najechano nas? – jęknął zrywając się z łóżka i stojąc niczym SpongeBob, rozglądając się dookoła nieprzytomnie.

ZSRR wszedł do pokoju Niemca, dziwiąc się, gdy zobaczył go w pozie dzikusa gotowego do walki. – Wypowiadasz komuś wojnę? Mam nadzieję, że nie mnie.

- To ty? Myślałem, że marynarka wojenna!

- Jak widzisz, jeszcze nie! To tylko ja! – zaśmiał się Rosjanin. – Kupiłem ci coś fajnego! – i łupnął pudełkiem w stół.

- Hej! – wrzasnął Rzesza, od razu dopadając do niego. – To wygląda na drogie, nie wal tym tak!

- Ok., ok. – burknął ZSRR, robiąc buzię w ciup. – Nie jesteś zainteresowany co to może być?

- Jestem. Trochę. – mruknął Niemiec i odwrócił wzrok. Zaczerwienił się lekko.

Rosja się zaśmiał. – To mój drogi jest inhalator. Kosztował mnie ponad stówę.








Hejka! Nowy rozdzialik przed jutrzejszą rozprawą. Jak ja się jej boję. Nie lubię pisać pod presją, bo wtedy robię jeszcze więcej błędów. Trzymajcie za mnie kciuki.

~MadokaAi

17.02.20

PrzeziębienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz