Rozdział 2

10.7K 708 633
                                    




- Liliana? - Harry dotknął ramienia dziewczyny, pochylonej nad książką, a ona podskoczyła przestraszona, wyrwana z głębokiej zadumy. - Przepraszam, że cię wystraszyłem.

- Och! - ciemna skóra na policzkach zrobiła się jeszcze ciemniejsza przez silny rumieniec. - Harry, nic się nie stało. Zaczytałam się. W czym mogę ci pomóc?

Koleżanki Puchonki, stojące niedaleko zaczęły chichotać, patrząc na nich z błyskiem w oku. Brunet powstrzymał się od rzucenia w ich stronę komentarza po tym jak usłyszał „Liliana podrywana przez Wybrańca..." od jednej z nich. Dziewczyna także to usłyszała, bo rumieniec jeszcze się pogłębił.

- Ostatnio jak rozerwało nam torby to przez przypadek zabrałem twój dziennik. - powiedział, podając jej niewielką książeczkę. Liliana złapała ją w drobne dłonie i obejrzała z każdej strony, ale po wstępnych oględzinach oddała dziennik Harry'emu.

- Przykro mi, ale nie należy do mnie.

- Naprawdę? Widziałem inicjały LM. i pomyślałem o tobie.

- Jest śliczny i jeszcze tak uroczo stary, ale niestety... to nie moje.

Ciemne brwi chłopaka utworzyły jedną linię. 

- Kurde. Szkoda, byłem święcie przekonany, że nie mam kleptomanii, ale chyba się pomyliłem. - zażartował, na co Puchonka zareagowała perlistym śmiechem.

- Może uda się znaleźć właściciela.

- Oby, bo jeszcze naśle na mnie aurorów.

Każde jego słowo powodowało coraz większy uśmiech na tworzy dziewczyny. Nawet on, laik w randkowaniu, czuł, że Liliana nie miała by nic przeciwko temu, aby został z nią przez resztę przerwy. Może i by to zrobił, gdyby nie zdanie, które wypowiedziała po tym jak skończyła błyskać uśmiechem białych zębów:

- Wybrańcowi by nic nie zrobili.

Czując jak krew w żyłach zmienia się w krwawe lodowisko, pożegnał się pośpiesznie, wrzucając dziennik do torby, powodując swoim zrywem, zmieszanie u Liliany, która chyba zrozumiała gdzie popełniła błąd i ruszył korytarzem, po drodze szturchając Malfoy'a barkiem.

- Patrz gdzie leziesz, Potter! - syknął blondyn.

- Jak nie będziesz się rozwalał na całą szerokość korytarza to nie będzie problemem się zmieścić, Malfoy. - odpowiedział, obracając się w stronę Ślizgona, gotowy zacząć bitwę na mordercze spojrzenia, bo przy kursujących  po korytarzach nauczycielach nie mogli sobie na nic więcej pozwolić.

- Gdybyś się nie uważał za pana świata, było by prościej. Już każesz się tytułować per Wybraniec? A może Chłopiec, który Nas Uratuje? Minister przyznał ci order Merlina pierwszej klasy, czy nadal czeka, aż skręcisz Czarnemu Panu łeb? - szydził przyciszonym tonem Ślizgon, a stojąca przy oknie profesor Sprout obserwowała ich uważnie, czekając na moment, w którym będzie zmuszona interweniować.

- Nawet taki debil jak ty, powinien wiedzieć, że tego nie chcę.

- Nie chcesz pławić się w sławie? - prychnął. - Nie wydaje mi się. Wreszcie ludzie robią koło ciebie szum, co? Znowu. Na pierwszym roku było głośno, bo poszedłeś do szkoły, ale potem zainteresowanie spadło, co Potter? Trzeba było coś odjebać, aby sława czas była na jednym poziomie, co?

Każde słowo kuło Harry'ego jak szpikulec. Najgorsze było to, że nie miał jak się bronić. Fakt, to co gadał Malfoy było stekiem bzdur, ale dla kogoś, kto nie znał prawy mogło to tak wyglądać. Pan Harry Potter pchający się ciągle w nowe przygody, z których wychodził z paroma bliznami, ale nadal jako wygrany. I co miał mu powiedzieć „nie...to nie prawda. Wcale tego nie chciałem. Jakoś samo wychodziło"? Już widzi, jak ktoś taki jak Draco Malfoy mu wierzy. Ba! Jak ktokolwiek mu w to wierzy poza Dumbledorem. Skoro już nawet Ron mu na czwartym roku zarzucił, że te wszystkie rzeczy robi by nadal być Złotym Chłopcem....

Aperacjum #Drarry #Sevimione ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz