Rozdział 8

9K 577 599
                                    




- Czy możecie nam się wytłumaczyć? - głos Snape'a był przerażająco miły. - Pani Parkinson?

- Byliśmy u Draco.

- Wszyscy?

Pytanie zdumionej kobiety w spiczastym kapeluszu, z którą Harry nawet nie rozmawiał przez te wszystkie lata nauki, było wymalowane na twarzach innych nauczycieli. Hermiona skinęła głową w odpowiedzi, nie będąc w stanie się odezwać. Uczniowie mieli kategoryczny zakaz opuszczania terenów Hogsmeade. Nie miała pojęcia co ich czeka, ale patrząc po ostatnich wydarzeniach, może dyrektor też ich wywali? Złamali jedną z głównych zasad bezpieczeństwa szkoły. 

Dumbledore odchrząknął, a Alan przełknął łzy. Dłonie Zabiniego i Hermiony spoczywające na jego ramionach w geście wsparcia niewiele pomagały w obliczu wizji wyrzucenia ze szkoły już na pierwszym roku edukacji. I jak on ma spojrzeć rodzicom w oczy? Przecież matka go zabije! A jak nie ona to zrobi to ojciec!

Patrząc na nich surowo znad okularów-połówek dyrektor powiedział:

- Czy któreś z was by mi powiedziało o tej wizycie? Czy może wiemy o tym tylko dlatego, że wybraliśmy ten pub jako miejsce na powitanego drinka dla nowego członka grona pedagogicznego?

- Eee...no więc, panie dyrektorze my....

- JAK JA SIĘ CIESZĘ! - podekscytowany głos przerwał Harry'emu, a sekundę później zza pleców nauczycieli przecisnął się wysoki mężczyzna z opaloną twarzą, na którego ustach rozciągał się szeroki uśmiech. - To cudownie, że mnie posłuchaliście i odwiedziliście pana Malfoy'a!

Patrzyli na niego nie rozumiejąc ani słowa, ale na szczęście nie byli w tym osamotnieni, bo żaden z profesorów też nie wyglądał na takiego co wie o czym uzdrowiciel mówi.

- Panie McGiff czy mógłby nam pan wyjaśnić o co chodzi?

- Oczywiście, panie dyrektorze. Widzi pan, wszyscy z tej piątki są moimi pacjentami. - Harry wytrzeszczył oczy. Dorosły mężczyzna łgający Dumbledorowi w żywe oczy?! - Bardzo cierpieli z powodu pana Malfoy'a i chcieli wiedzieć co u niego. Poradziłem im, żeby użyli kominka. Nie wiedziałem, że będzie to ten komin inaczej uprzedziłbym ich, że tutaj będziemy.

- Chce mi pan powiedzieć, że to pana pomysł?!

- Tak.

- Czy zdaje pan sobie sprawę z tego, że nie można uczniom podróżować poza Hogsmeade?

- Profesorze Dumbledore... - mężczyzna uśmiechnął się z szacunkiem do starszego czarodzieja. - Nie wątpię, że jest pan świetnym magiem oraz bardzo mądrym człowiekiem, jednak, pozwolę sobie pozwolić na to śmiałe stwierdzenie, nie ma pan pojęcia o tym jak krucha jest psychika młodego czarodzieja, a tym bardziej nastolatka. Nie mogłem pozwolić, aby ta piątka się zamartwiała, żyjąc w niewiedzy. Dzięki temu niegroźnemu występkowi mogą być spokojni o przyjaciela, a co za tym idzie otworzyć się wobec mnie. Nie mówiąc o tym, że właśnie jest pan światkiem przyjaźni Slytherinu i Gryffindoru.

Przez myśl Hermiony przeszło, że Dumbledore chyba zaraz dostanie udaru. Nikt nigdy nie odezwał się do niego tak bezczelnie, będąc jednocześnie uprzejmym i kulturalnym. Obwisłe policzki poczerwieniały ze strudel skrywanej złości, a niebieskie oczy zamieniły się w lód. Jednak nie mógł teraz ich ukarać, skoro spełniali zadanie uzdrowiciela, którego sam zatrudnił!  Nie wiedząc co ma na to odpowiedzieć, z chrząknięciem przerzucił odpowiedzialność na opiekunów roku. Snape i McGonagall z kwaśnymi minami wyprowadzili piątkę przed Świński Łeb. McGiff chciał iść z nimi, ale dyrektor zabronił mu podniesionym głosem.

- Co wam strzeliło do głowy? - zapytała kobieta surowo. Severus stał pół kroku za nią, dając starszej czarownicy pełne pole do popisu.

- Posłuchaliśmy się tylko pana McGiffa. - powiedział Harry.

Aperacjum #Drarry #Sevimione ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz