Rozdział 7

9.6K 651 771
                                    




Sobota zaczęła się pochmurnie. Chociaż pochmurnie w maju nigdy nie znaczy tego samo pochmurnie co na jesień czy zimę. Mimo zasłoniętego słońca nadal było jasno, powietrze było przyjemnie ciepłe, a ptaki śpiewały swoje poranne piosenki głośniej i weselej niż kilka miesięcy wcześniej. 

Przecierając oczy nad parującą miską płatków owsianych, Harry zastanawiał się co go do cholery podkusiło, aby wstawać tak wcześnie w wolny dzień. Siedząca naprzeciwko niego Hermiona, wpatrująca się w ociekającego masłem tosta, myślała chyba podobnie, bo co jakiś czas ziewając, rzucała zniechęcone spojrzenie w stronę drzwi Wielkiej Sali. 

Za kilka minut miała wybić siódma rano, godzina od której można wychodzić do Hogsmeade, ale poza nimi śniadanie jadło jeszcze tylko kilka osób i wyglądali jakby wypadł do wioski jeszcze przez parę godzin nie miał zamiaru pojawić się w ich głowach. 

Dobiegło ich szuranie siedzisk od strony stołu Ślizgonów, gdy trójka jego mieszkańców wstała i skierowała się do wyjścia. Pansy zerknęła w ich kierunku, a Gryfonka nieznacznie skinęła głową. Był to ich tajemny znak, mówiący „widzimy się za dziesięć minut na dziedzińcu?" „jasne, o ile nie zaśniemy z głowami w jedzeniu."

Gdyby ktoś tydzień temu mu powiedział, że sobotni poranek spędzi z trójką Ślizgonów odwiedzając w szpitalu nikogo innego jak Draco Malfoy'a, którego w pośredni sposób do tego szpitala wsadził, to by tą osobę wyśmiał. A jeżeli dodano by do tego wszystkiego, że razem z Hermioną będzie ukrywać to przed Ronem – no cóż tego już na pewno by nie przyjął do wiadomości.

A jednak! Marznie o siódmej pięć na szkolnym dziedzińcu, na prawym policzku nadal mając odciśniętą poduszkę i czeka aż Pansy, Zabini i Miller się pojawią. Świat oszalał!

- Pamiętasz co mówimy Ronowi? - upewniła się Hermiona, przeskakując z nogi na nogę, aby się rozgrzać.

- Tak, że dyrektor zawołał nas do siebie i nie mogliśmy się wyrwać wcześniej. - odpowiada zniechęconym tonem. Wałkowali to od czwartku miliony razy, przerabiając wszystkie dodatkowe scenariusze, podchwytliwe pytania i podejrzenia, tak jakby Ron miał ich zabrać na przesłuchanie jak tylko wrócą do zamku.

- A co jak powie, że widział dyrektora?

- Powiemy, że wyszedł, ale nie powiedział gdzie idzie. I że Dumbledore ma wolną wolę robienia co chce.

- A jeśli spotkamy Ro...

- To robiliśmy prezent dla twojej mamy, z okazji urodzin, ale nic nie znaleźliśmy, dlatego wracamy. Hermiono, tyle razy to przerabialiśmy, że wybudzony z głębokiego snu, był kłamał jak z nut.

- Po co miałbyś kłamać, Potter? - zapytał Zabini, pojawiając się koło nich z resztą, niespodziewanie. Przyglądał się Harry'emu podejrzliwie. - Chcesz nam coś powiedzieć?

- Muszę cię rozczarować, ale to nie ma z wami nic wspólnego. Ustalamy wersję dla Rona.

Tak jak się spodziewał, oboje się skrzywili, a Alan swoimi szczerymi oczami zwrócił się do Hermiony:

- Który to Ron?

Kiedy zjawił się w czwartek po książkę, poznał większą część Gryfonów, co zdecydowanie nie wpłynęło dobrze na jego pewność siebie. Gdyby nie Hermiona i o dziwo Neville (Harry'ego nie było wtedy w pokoju, z powodu lekcji z dyrektorem) pokój wspólny by go rozniósł. Wierząc opowieści brunetki, patrzyli na Alana jak na roznoszącego najgorsze rodzaje chorób. Niektórzy obrzucili go także wyzwiskami, mówionymi szeptem, że niby nie do niego, ale w upiornej ciszy były aż nadto słyszalne. Nie potrafiła wyłapać wszystkich, ale przy Ślizgonie wstawiła dwa szlabany Parvati i Lavander, bo jako jedyne były wystarczająco blisko, aby mogła je złapać na gorącym uczynku. Od momentu obrony Millera, chłopak uśmiechał się niepewnie do Hermiony, a z Neville'em wymieniał nieśmiałe „cześć". 

Aperacjum #Drarry #Sevimione ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz