Rozdział 5

10.3K 616 677
                                    




Zaryzykował otworzenie oczu dopiero wtedy, gdy miał jako taką pewność, że nie zwymiotuje, a zawroty głowy nie sprawią, że będzie się czuć jak na karuzeli. W skrzydle szpitalnym było ciemno, jedynym źródłem światła były świece lewitujące nad głowami, rzucające ciepłą poświatę na jego bladą twarz. Pani Pomfrey kilka razy przychodziła do niego sprawdzić temperaturę albo podać mu ten czy inny okropnie smakujący eliksir, ale wpadając co chwilę w sen nie wiedział ile razy pielęgniarka sobie tak wędrowała. 

    Przetarł oczy, ciesząc się w duchu, że ból głowy jest do zniesienia. Opatrunek zasłaniał rozcięcie, jakie powstało po tym, gdy trzasnął czaszką o kamienną podłogę, więc nie mógł wyczuć czy zostanie blizna czy nie. Pani Pomfrey powiedziała dyrektorowi i Snape'owi, że zrobi co w jej mocy, aby bo wypadku nie było ani śladu, jednak nie jest w stanie nic obiecać. „Pękniecie czaszki to nie jest pierdoła, profesorze Dumbledore." Oby się okazało pierdołą.

    Jak przez mgłę pamiętał rozmowę Snape'a z dyrektorem. Był wtedy po kolejnej dawce eliksiru słodkiego snu i mimo że bardzo się starał, to nie był w stanie skupić się na ani jednym zdaniu. Zdaje się, że stary mówił coś na temat wyrzucenia Lovegooda ze szkoły za napaść, ale podejrzewał, że usłyszał źle z trzech powodów:

a) w tej szkole działy się o wiele większe dramy i nikt nikogo nie wyrzucał,

b) Lovegood jest Gryfonem, a przecież to ulubiony dom dyrektora

c) Lovegood jest na siódmym roku i za dwa miesiące kończy szkołę.

Fajnie by było jakby to szkoła skończyła z nim, ale wątpił, żeby rada nauczycieli chciała tak bardzo karać ucznia. Musiałby wtedy powtarzać cały rok szkolny gdzieś indziej, a najbliższa placówka edukacyjna dla czarodziejów jest w Irlandii. 

    Nieważne czy go wyrzucą czy nie, ja i tak będę miał tutaj piekło na ziemi, pomyślał. Nikt nie uwierzył to co się wydarzyło, Miller i Potter robili wszystko co w ich mocy, aby przekazać prawdziwą wersję, ale na próżno. Sam by im nie uwierzył. Miller to dziecko, w dodatku ze Slytherinu, wiadomo, że będzie bronić swojego, a Potter... no cóż, to Potter.

    Przypomniał sobie rozmowę Gryfona z Hermioną. Skóra na dłoni zapiekła go na samo wspomnienie o tym jak ta brudna szlama złapała go za rękę. Gdyby nie to, że chciał podsłuchać jak najwięcej, to rzuciłby się do łazienki aby się umyć, a potem oblał płynem do dezynfekcji! Teraz jej się zebrało na przeprosiny, na szóstym roku, jedną nogą w dorosłym świecie czarodziei! Głupia! Głupia! Głupia pinda! Co to da, że sobie porzuca „przepraszam" kilka razy? Ludzie powinni przepraszać swoimi czynami, a nie słowami. Pewnie jak wyjdzie ze szpitala, to ona nadal będzie go ignorować (nie, żeby mu zależało na jakimś bliższym kontakcie z nią), a gdy zostanie zaatakowany, to odwróci wzrok, udając że nie widzi. 

    To samo Potter. Wydawało mu się, że był jakiś dziwny przez cały dzień. Nie odpowiadał na zaczepki i sam go nie zaczepiał, co było co najmniej podejrzane. A potem jeszcze jego oferowanie pomocy i siedzenie przy nim w skrzydle Szpitalnym... Gdyby go nie znał, to pomyślałby, że przez dwadzieścia cztery godziny, ktoś podszywa się za niego używając Eliksiru Wielosokowego. Te jego odzywki do rudzielca Wieprza też nie były normalne. Ale w sumie Potter cały jest nienormalny. 

    Zaśmiał się cicho pod nosem na wspomnienie tego, jak w pierwszej klasie chciał się zaprzyjaźnić z Potterem, bo uważał go za czadowego! Taaaa... jedenastolatki to tylko głupie dzieciaki. 

    Czując coraz silniejsze parcie na pęcherz, powolutku, niczym stuletnia babcia, wstał z łóżka i pokuśtykał do łazienki. Dopiero tam odkrył że wygląda okropnie. Wystające spod bandaża blond włosy pokryte były ciemną skrzepniętą krwią, która skleiła je w wielkiego dreda. Wygląd szkolnej szaty też pozostawiał wiele do życzenia. Pognieciona i okropnie brudna wisiała na nim jak worek kartofli. Serce przyśpieszyło mu gwałtownie, tak samo jak oddech. W odbiciu lustrzanym wiedział, jak czarne źrenice rozszerzają się pod wypływem zbliżającego się ataku. Szybkimi ruchami rzucił z siebie odzienie i nagi prawie wbiegł pod prysznic, czując, jak oblewają go zimne poty. Wraz z pierwszymi kroplami gorącej wody, odetchnął głęboko. 

Aperacjum #Drarry #Sevimione ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz