Rozdział 4 cz 1.

2.5K 209 47
                                    

Poranek był dla mnie trudny, przywiązałem się do berbecia w jednej chwili, ale on miał kochającą mamę. Czekała cierpliwie na nasz przyjazd, ubrana w nowe dresy jakie kupił jej mój tata. Pojawił się u niej z samego rana, z prezentami. Chciał ją poznać, o czym mnie uprzedził. Brandon Moon - Keller budził zaufanie, pomimo wielkiej postury, masywnych mięśni i wyglądu motocyklowego twardziela. Po ojcu odziedziczył klub motocyklowy, który teraz był olbrzymi. Zasilały go kolejne pokolenia pierwszych członków, plus Kellerowie. Nikt by nie uwierzył, że ich głównym zadaniem była ochrona miasteczka i swoich rodzin. Każdy klubowicz miał normalną pracę, normalny dom i zwyczajne rodziny. Nie dysponowali budynkiem, a swoje sprawy załatwiali na cotygodniowych rodzinnych grillach, na placu przed starym domem dziadka Richarda. Nie byłem zastępcą prezesa, był nim syn Madda Robby. Nie miewaliśmy przepychanek o władzę, czy składek klubowych. Byliśmy zwyczajnie rodziną, która kiedy trzeba było chroniła swoje plecy. W przeszłości zdarzały nam się zatargi z innymi klubami, które uważały nas za przysłowiowe cioty. I przegrywali, odchodząc jak nie pyszni. W naszym miasteczku nie handlowano narkotykami, nikt się nie rozbijał, nie było opłat za ochronę, ani zastraszania. Wszedłem tylko na piętro a Julia sprintem podbiegła do mnie, praktycznie wyrywając mi swojego syna z ramion. Misha szczęśliwy zagulgotał, gaworząc po swojemu, i rozdając słodkie uśmiechy. Widać było ich wielki związek ze sobą. Z niej aż promieniowała miłość, zdobyć taką kobietę, to jak znaleźć zaginiony skarb. Zazdrościłem temu pokrętnemu skurwielowi, że mu się to udało. Tata objuczony jej bagażami, wyszedł powoli z sali szpitalnej. Patrzył z uśmiechem jak witała dziecko, czule je całując. Mały za to przywitał włosy matki, zaciskając na nich piąstki i radośnie się śmiejąc, następnie polizał jej nos jak mały szczeniaczek. Julia się radośnie zaśmiała, mówiąc do niego i cmokając go wszędzie. Oto coś zwyczajnego, jak powie każdy. Nie to nie jest zwykły widok, ja go nie doświadczyłem jako dorosły. To ja bym tak odbierał córkę i to ja bym był tym, który rozdaje słodkie całusy. Cholera, no szkoda. To miałem na końcu języka. Dziewczyno, czemu ty nie jesteś wolna? Może udało by mi się doprowadzić do jej rozwodu, kurwa pragnąłem jej, dla mojego dziecka. Podobała mi się też fizycznie, jestem pewien, że mogło by się nam ułożyć. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale mogłem nad tym pracować. Pasowała do mnie, zawsze lubiłem drobne, zgrabne kobietki. Idealna w moim typie. Tata jakby wiedząc o czym myślę, wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu. Mrugnął oczkiem, rzucając mi wyzwanie. Tak tato wiem, kurwa wiem, jest idealna. Zdawały się mówić moje oczy. Mogłem o nią walczyć. Uprzeć się i zdobyć, dać mojej córce godną jej matkę. 

- Cześć Julio. - Wyszeptałem jej do ucha, nachylając się do niej, zaskoczona popatrzyła na mnie tymi wielkimi oczami. Jakby dopiero mnie dostrzegła. Tak, to było to. Pryzmat zmartwień sprawił, że mnie nie widziała. Patrzyła przeze mnie, obok mnie ale nie na mnie. Dopiero teraz, mnie dostrzegła, gdy moja twarz była zaledwie centymetry od jej. - Ślicznie wyglądasz. - Uśmiechnąłem się do niej. Przełknęła ciężko ślinę. 

- Cześć. - Wyszeptała. Ponownie oczyściła gardło. Mówiąc już głośniej. - Dziękuję, twój tata mi to przywiózł. Sama nawet nie pomyślałam, w czym wrócę do domu. - Zamrugała oczami, przyglądając mi się. - Wyglądasz jak twój tata, tylko masz okulary. - Palnęła. - Zaśmiałem się w głos.

- Dobre geny, popatrz to ja za trzydzieści lat. - Wyszeptałem jej znowu do ucha, naruszałem jej przestrzeń osobistą, traktując to jako element uwodzenia. Dlaczego kurwa nie miałbym tego robić. Zadrżała lekko, jakbym ją poraził, potem zrobiła to czego chciałem. Popatrzyła na tatę, nadal był przystojniakiem, za którym oglądały się sporo młodsze kobiety. Zresztą moja macocha była od niego młodsza, o piętnaście lat. I zupełnie inna, niż moja mama. Wyciągnąłem dłoń, pocierając jej ramię, zanim położyłem ją na policzku Mishy. Spojrzał na mnie, z tym bezzębnym uśmiechem i iskierkami w oczach. Kto mógł się mu oprzeć? Nikt, kto miał serce, ten bezduszny drań, który go spłodził go odrzucał. Mam nadzieję, że mnie zaczepi na ulicy. Wtedy porachuję mu kości, raz a kurwa solidnie. Za nią , za tego małego chłopca, za ich krzywdy. Oj tak, ręka mnie kurwa swędzi. Wziąłem ją za rękę, ciągnąc do windy. - Masz recepty? - Zapytałem. - Wypis? - Zamrugała oczami, prawie biegnąc, za mną. Tak ta dłoń idealnie pasuje do mojej. 

- Tak mam. Hm Rule? - Rzuciła cicho. Popatrzyłem na nią, naciskając guzik przywoływania windy. 

- Tak? - Zapytałem.

- Nie musisz mnie odwozić, wezwę taksówkę. Poradzę sobie. - Wyciągnąłem dłoń do ojca, odbierając mu torbę. I wzrokiem nakazując, aby odszedł. Zachichotał cicho, kolejny raz puszczając mi oczko. 

- Powodzenia. - Zamigał do mnie. Cwaniak. Wiedział, że tylko ja go zrozumiem. Julia strzeliła na niego oczami. Potem na mnie. 

- Co on pokazuje? - Zapytała, marszcząc uroczo brwi.  Kurwa. Co mam jej powiedzieć? Uratował mnie ojciec.

- To sprawy rodzinne, Julio. - Rzucił gdy drzwi się zamykały. 

- A, ok. - Wyszeptała. Skupiła się na mnie. No i zaraz się zacznie. Była urocza, gdy kombinowała, jak się mnie pozbyć. Uśmiechnąłem się do niej.

- Misha to głodomorek. - Stwierdziłem, patrząc jak usiłuje się dobrać do piersi mamy. Szarpał jej bluzkę, niecierpliwiąc się, jego twarzyczka robiła się czerwona. Usta się wygięły, a minka zapowiadała głośny płacz.  Zapłonęła rumieńcem. - Chyba znów jest głodny, możemy gdzieś usiąść jeżeli chcesz mu dać, to do czego usiłuje się dostać. - Pokręciła głową, łzy zapaliły się na krótką chwilę w jej oczach. Spuściła smutno głowę, kołysząc małego w ramionach.

- Nie mam co mu dać, pokarm zniknął. - Pogłaskałem jej smutną twarzyczkę, po tym gorejącym rumieńcu. Unosząc jej podbródek, zajrzałem jej w oczy. 

- Mam dla niego ciepłą butelkę w termosie, zaraz mu damy. To się zdarza. Nie stresuj się. Lubi jedzenie z butelki. - Misha, dał upust niezadowoleniu głośno krzycząc. Wyszliśmy na korytarz, poprowadziłem ją w zaciszny kącik za automatem z napojami. - Siadaj. - Postawiłem  torbę z akcesoriami małego człowieka, i wyjąłem termos, sprawnie odkręcając go i wydobywając butelkę. - Proszę bardzo.  No mały człowieku, mama da ci za sekundę jedzonko. - Zagruchałem. Podłożyła sprawnie pieluszkę pod jego brodę, wpychając mu smoczek do wygiętych warg. Radosny dźwięk sapania, rozległ się wraz z uroczym cmokaniem. Oboje się roześmialiśmy z tego. Połączyła nas nić zrozumienia, jakie mają tylko rodzice. Tak, oto matka idealna. Idealna dla mojej córki. 

Miłej lektury

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Miłej lektury. Buziaki Iza. 

RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz