Załatwienie jej nowego kontraktu, nie trwało dłużej niż minutę. Była na zleceniu, ja dałem jej stałą pensję z ubezpieczeniem. Miała teraz zaplecze, żeby zacząć od nowa, sama. Spokojnym krokiem poszedłem po maluszka. Misha zasnął, a moje koleżanki nie bardzo chciały go oddać. Ba patrzyły na mnie podejrzliwie, czy aby czasem nie jest mój.
- Jest słodziutki. - Stwierdziła Rachel. - I grzeczny.
- Jego mama jest tu pacjentką. - Palnąłem, z biegu. Niby nie chciałem się od niego odciąć, ale nie miałem zamiaru kłamać. Rachel pokiwała głową.
- To ta dziewczyna spod dwudziestki? Słyszałam rano wieści. Podobno uratowałeś jej życie. - Popatrzyła na mnie czujnie. Kiedyś lata temu w liceum chodziliśmy ze sobą. Teraz ona miała swoją rodzinę, ale mimo wszystko, czasami wykazywała dziwną zaborczość wobec mnie.
- Taka praca Rachel, sama wiesz. Pójdę już, jego mama za nim tęskni. - Stwierdziłem zmykając ze stanowiska pielęgniarek. Kurwa, zapomniałem. Musiałem się cofnąć. - Możesz podesłać tam lekarza, jej mąż na nią napadł, trzeba ją zbadać. Przydała by się i dokumentacja dla szeryfa.
- Jasne, doktor Brawn jest na dyżurze, za chwilę go powiadomię. Nic jej nie jest? - Zapytała, podnosząc słuchawkę. Nie chciałem domysłów i plotek latających jak rakieta po szpitalu.
- Trochę ją poturbował, jest niebezpieczny. - Powiedziałem jej wychodząc. I tak za chwilę tylko o tym będą mówić, chętnie bym ją stąd zabrał. Nie była tu bezpieczna. Mały Misha spał nadal spokojnie, gdy weszliśmy do pokoju Julii. Wuj Gavin rozmawiał z nią, cicho się śmiejąc. Spojrzał na mnie, puszczając do mnie oczko.
- Pracodawca, osobiście zadzwonił do Julii. Była zaszokowana, że ma stałą pracę. - Wyszczerzył zęby w pełnym uśmiechu, kurwa złapany. Zaczerwieniłem się, aż po korzonki włosów. -Zaskoczył ją fakt, że jest naszym kuzynem. Na jej nieszczęście, nie chciał zdradzić kto do niego zadzwonił, i biedna się głowi, komu podziękować. Ups. Zadowolony uśmiechnąłem się, do wujka. Przekazał mi dużo informacji, przy okazji chroniąc mój tyłek.
- To chyba dobrze. Prawda? Stała pensja i zatrudnienie, będzie ci łatwiej zapewnić dziecku wszystko co trzeba. - W podtekście, łatwiej się pozbędziesz tego cholernego gbura. Chyba zrozumiała, bo uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
- Tak. - Jej głos nadal był lekko zachrypnięty, ciekawe kiedy będzie mogła stąd wyjść. Lekkie pukanie do drzwi, przerwało nam rozmowę. Doktor Brown wszedł cicho, z kartą w ręku.
- Witaj Julio. - Taki był, dla niego pacjent miał imię. Nie był typowym lekarzem, zawsze traktował ludzi indywidualnie. - Słyszałem, że mam cię przebadać. I zrobić dokumentację dla szeryfa? - Julia pokiwała głową. - Dobrze, panowie wybaczcie nam. Rachel za chwilę przyjdzie z aparatem, Rule twoja koleżanka czeka na korytarzu. Zerknąłem, za drzwi.
- To rodzina doktorze, zadzwoniłem po nią, jest szeryfem. - Zoe weszła raźnym krokiem, do pokoju. Uwielbiałem ją i jej męża Jamesa. Nadal zachowała nazwisko po obu swoich ojcach, był to też, jej wyraz szacunku za to, że Victor ją wychował i kochał jak własną. Podeszła do łóżka Julii, podając jej rękę. Miała nieformalny strój, widocznie to jej dzień wolny.
- Cześć, zastępca szeryfa Zoe Lisecky. Rule zadzwonił do mnie, żebym asystowała przy badaniu i spisała zeznania. Jak rozumiem chcesz wnieść oskarżenie? - Julia podała jej dłoń, wyraźnie speszona. Odetchnęła ciężko, potem zebrała się wyraźnie w sobie i zaczęła mówić.
- Tak chcę wnieść oskarżenie. Zostałam napadnięta. - Powiedziała do Zoe.
- Ok, więc najpierw badanie, a potem spiszemy zeznania. - Zoe popatrzyła na mnie i wuja Gavina. - Panowie, wyjdźcie. - Złapałem nosidełko z Mishą i wyszedłem na korytarz. Wuj podążył, za mną. Oparliśmy się obaj o parapet, stawiając malucha z jego fotelikiem na ziemi. Obaj jak sępy obserwując to co się działo za drzwiami, szyby były tylko od połowy drzwi widoczne, więc nie groziło nam zobaczenie żadnej golizny. Za to widzieliśmy błyski flesza, i poruszające się sylwetki. Trwało to dobre pół godziny. Zoe z uśmiechem wyszła na korytarz.
- Fajna dziewczyna Rule, szkoda że mężatka. Chociaż z tego co mówi, długo nią nie będzie. Znam tego jej mężulka. Zawiozę zeznania do biura i James go zgarnie. Mam nadzieję, że nie zmieni zeznań. Ty wpadnij, jutro złożyć swoje, z tego co mówił doktor Brown, mają zamiar ją rano wypisać. - Kurwa, popatrzyłem na tego maluszka, szkoda. Będę tęsknił za nim. Zoe jak to ona, szybko złożyła dwa do dwóch. - Może pozwoli wam go odwiedzać, bo widzę, że się przywiązałeś. - Kurwa, jęknąłem w duchu. - Zakręć się koło niej kuzynie, warto.
- Zoe. - Warknąłem.
- No co? - Roześmiała się z mojej miny. - Przecież ci się podoba. Zanieś jej dziecko, domagała się go. To dobra matka. - Wyszczerzyła do mnie cały garnitur zębów.
- Czasami mam ochotę, ci przyłożyć. - Rzuciłem cierpko.
- Uważaj sobie, jestem sporo starsza od ciebie. Dzieciaku. - Tak, była starsza nawet od taty. Ale dla mnie bardziej przypominała siostrę niż matkę.
- Ugryź się w tyłek ciociu. - Rzuciłem uciekając z jej oczu. Ona i Gavin bawili się w najlepsze, moim kosztem. Cicho wszedłem do środka. Julia, otarła policzki. Koszula szpitalna stoczyła się z jej ramienia, całe było fioletowe. Skurwysyn.
- Jezu, ale cię urządził. Doktorek dał ci coś do posmarowania? Trzeba zlikwidować zasinienie. - Popatrzyła na mnie smutno. - Misha jeszcze śpi. Może coś ci przynieść? Do jedzenia, do picia, okład? - Zagadywałem ją.
- Nie, dziękuję. Chciałam go chociaż zobaczyć, jutro wychodzę. - Powiedziała, patrząc na swoje dziecko.
- O której? Przyjadę po ciebie. I tak muszę go ci odwieźć. Kupiliśmy mu trochę rzeczy. - Popatrzyła na mnie z szokiem. - W sumie mój ojciec je kupił. I mam dla ciebie klucze, do nowych drzwi. Więc tak będzie wygodniej. - Paplałem, nie dając jej dojść do słowa.
- Już dość dla mnie zrobiłeś. Jeżeli możesz podrzuć tu rano, mojego synka i klucze, poradzę sobie. - Mówiła spokojnym głosem. Uparciucha. Delikatnie głaskała synka, po małej rączce.
- Pozwól sobie pomóc. Mam na to czas, jestem na urlopie. Nic mi się nie stanie. - Jej czarne oczy spojrzały w moje smutno. - Ja wiem jak to jest być samemu z problemami. Zawsze starałem się wszystko ogarnąć sam, gdy Angel była mała. Potem byłem tak zmęczony, że padłem i nie słyszałem jak płakała w nocy. Zbyt wiele wziąłem na raz na siebie, pół roku tak się szarpałem, aż wypadła z łóżeczka, bo starała się mnie znaleźć. Przyjechałem tu na dyżur, samemu płacząc nad tym do czego dopuściłem. Bałem się, że odbiorą mi dziecko, bo zdarzyło się coś złego. Wtedy wuj Robby, usiadł ze mną i porozmawiał, o rozsądnym wypoczynku. Tamtego dnia zrozumiałem, że mam bliskich którzy mi pomogą. Cała moja rodzina, łącznie z Zoe czekała na korytarzu, zamartwiając się o nas. Wiem, że jesteś sama, ale ja i moi bliscy możemy ci pomóc. - Zaszokowana moim wyznaniem, nerwowo mieliła pościel w dłoniach.
- Ale, to twoja rodzina, nic dziwnego. - Roześmiałem się w głos. Misha się poruszył, uśmiechając się przez sen.
- Julia, połowa z nich to dzieci i bliscy towarzyszy broni, mojego dziadka. Nie mamy więzów krwi, łączy nas coś głębszego. Jesteśmy rodziną z wyboru, a nie z genów. Polubiłem tego maluszka, i chcę go odwiedzać. Moja córka też, musisz się do tego przyzwyczaić, bo nie odejdziemy.
Miłej lektury. Buziaki Iza.
CZYTASZ
RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V. Zakończone.√
Roman d'amourRule Moon - Keller, nie miał szczęścia w życiu. Został samotnym ojcem, uroczej dziewczynki. Na jego drodze stanęła, kobieta, która miała równie mało szczęścia w życiu. Dwie szamoczące się ze smutną rzeczywistością dusze, znajdą wspólny cel. Czy to...