- Gnat zostaje. - Philip stwierdził tak po prostu, następnego dnia tuż przed powrotem do naszego dawnego domu. Byłem zaskoczony tym tak bardzo, że nie wiedziałem co powiedzieć. - Jest lekarzem, ta twoja szalona kobieta jest jak tornado, mam wrażenie, że nawet poród jej nie zatrzyma. - Miał rację, ja sam miałem wrażenie, że chwilę po porodzie chwyci dziecko i ruszy dopilnować bezpieczeństwa jej małego świata. - Mano nie wiedział, że miałem w świecie rodzinę. To najbliższa mi rodzina krwi jaką mam. Jego ojciec i mój byli braćmi. Nie miał łatwego życia, ale ufam mu bezgranicznie. Macie tu rzeczy wielkiej wartości, przyda wam się wojak. Rule, wywieź te rzeczy stąd jak najszybciej. Nie wierzę, że to się utrzyma w sekrecie. Gdy ludzie się cieszą, zazwyczaj robią to zbyt głośno. Odzyskaj kasę za miasto, jedź najlepiej dzisiaj i większość dokumentów schowaj w banku, najlepiej w dużym mieście. Nie chciałbym, żebyś był zmuszony do walki o swój nowy dom. Jestem z ciebie dumny, tu jest jak w bajce. - Parsknąłem śmiechem. - Wiem że praca jest ciężka, ale facet spójrz na to. Masz olbrzymi sukces. Masz z czego być dumny.
- Jestem, chociaż gdy jechałem tu, to chyba w życiu nie znałem gorszego strachu. To było jak powrót do średniowiecza. Nie wyobrażałem sobie, że można tak żyć. Bez technologii, bez maszyn. Ale wiesz co, nie zamieniłbym tego życia na inne teraz. Tu czuję, że oddycham. Moje dłonie same dają mi chleb. A Julia to najlepszy prezent od losu, jaki mogłem dostać. - Powiedziałem kuzynowi.
- Zazdroszczę ci wiesz. Tego co masz. Szczęścia. - Obrzucił mnie uważnym spojrzeniem, patrząc po chwili na coś za moimi plecami. - Może nie tylko ciebie ono tu spotka. - Mrugnął wesoło. Odwróciłem się. Moja kuzynka Erin wychodziła ze spiżarki, z naręczem suchych ziół. A Gnat patrzył się na nią jakby zobaczył boga. O kurwa. - Ładna. Wolna? - Zapytał.
- Niedawno wróciła do rodziny, mieszkała w Londynie. - Odpowiedziałem wykrętem.
- Czyja jest? - Zapytał. Uniosłem brwi.
- Nie wiesz? Przyjrzyj się. Dawno jej nie widziałeś. Zresztą gdy odchodziłeś była maluszkiem, ale tej twarzy się nie zapomina. - Popatrzył uważnie.
- Jezu, to wnuczka Furego. - Roześmiałem się.
- Venoma, Phil. Jest dla niego za młoda. Ile on ma lat? - Zapytałem. - Wygląda na zdrową czterdziestkę.
- Mniej niż się wydaje. - Rzucił w odpowiedzi. - On ma trzydzieści trzy lata. Szamotanie się z życiem niszczy twarz. Jest dobrym człowiekiem.
- Ok. - Uśmiechnąłem się. - Ale Erin nie jest sama, ma dziecko. To nie kobieta na romans.
- On nie jest facetem od romansów. A widzę co się święci. - Poklepał mnie po ramieniu. - Trzymaj się bracie. Pilnuj go. - Wsiadł i odjechał. Ja popatrzyłem chwilę na tego, którego mi tu zostawił. Lekarz. Hm przyda się. Potem mignęła mi moja kobieta, jak zawsze w biegu.
- Julia cholera jasna zwolnij. - Wrzasnąłem. Machnęła tylko ręką i popędziła dalej, podtrzymując jedną ręką wielki brzuch. - Ja ją kurwa chyba uwiążę do łóżka. - Zamruczałem wściekle idąc za tym małym tornadem. - Osiwieję przez nią. - Marudziłem do siebie, klnąc na czym świat stoi. Gnat patrzył na nią z uśmiechem. Potem złapał ją za ramiona, przytrzymując w miejscu.
- Pani Moon - Keller. - Zamruczał cicho. - Proszę zwolnić, bo pani mąż dostanie zawału. Szkoda tak młodego faceta. On nie rozumie, że pani ma syndrom moszczenia gniazda. Ale ja tak. - Popatrzył wokół. - Myślę, że pani gniazdo jest zwarte i gotowe i poradzi sobie przez kilka tygodni bez nadmiernej opieki. Teraz nadchodzi czas odpoczynku, brzuch się opuszcza. Niedługo poród. - Julia zaszokowana patrzyła jak się do niej uśmiecha, wydobywając z niej spokój. Ja podszedłem do jej boku, głaszcząc jej brzuszek, faktycznie był dużo niżej. Popatrzyłem na Gnata.
CZYTASZ
RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V. Zakończone.√
RomanceRule Moon - Keller, nie miał szczęścia w życiu. Został samotnym ojcem, uroczej dziewczynki. Na jego drodze stanęła, kobieta, która miała równie mało szczęścia w życiu. Dwie szamoczące się ze smutną rzeczywistością dusze, znajdą wspólny cel. Czy to...