W pracy kiedyś słyszałem nie raz opowieści pacjentów, że mieli taki napad furii, że nie wiedzieli co robią. Nigdy w to nie wierzyłem, mój zawsze racjonalny mózg nie był w stanie tego pojąć. Widzieć na czerwono, iść po trupach do celu? Wściekłość tak bezbrzeżna, że nie do opanowania? Bzdury, powtarzałem. Teraz mój wzrok skupiony był tylko na jednym celu, na tej wywłoce, która dała mi tak wspaniały dar. Dar, który kochałem ponad własne życie. Dar, o który dbałem każdego dnia. Dar, który był całym moim światem przez dziesięć lat. Ta jebana kurwa zamierzała, oddać moje dziecko pedofilowi.
- Ty dziwko. - Ryknąłem z pełnych płuc. Świat wokół mnie zamarł, a ja jak żelazny wojownik, miałem jeden cel. Widziałem jeden cel i miałem zamiar jej kurwa skręcić kark. Ruszyłem z pełną prędkością. Julia dopadła mnie, zaciskając swoje małe dłonie na materiale mojej koszuli za moimi plecami. Nawet tego specjalnie nie poczułem, po prostu parłem dalej. Prosto do niej. Przede mną wyrósł Buba, jak żywa tarcza. Widziałem tylko poruszające się usta, nic więcej. W uszach tętniła mi krew. Nic kurwa nie mogło mnie powstrzymać, nawet kurwa Buba. Nie ważne, że ważył dobre pięćdziesiąt kilogramów więcej ode mnie. Moja ręka unosiła się sama waląc go w twarz. Nogi bez mojego udziału uderzały, gdy usiłował się bronić. Nie docierało do mnie nic. Lata ćwiczeń przejęły nade mną władzę. Nie czułem nic, nie słyszałem nic. Czterech moich braci dopadło do mnie łapiąc mnie w ramiona, wrzeszcząc prosto do ucha, żebym się zatrzymał. Tata stał przede mną, trzymając moją twarz.
- Rule. Kurwa dzieciaku stój. Ona nie jest tego warta. - Powtarzał jak mantrę, krzycząc do mnie.
- Suka. - Wyplułem przez zaciśnięte zęby, szarpiąc się w uwięzi. - Zabiję cię. Ty ją kurwa urodziłaś zdziro.
- Rule, proszę. - Julia krzyczała do mnie. Popatrzyłem na nią, jak stała tam przed nią, ze łzami płynącymi jej z oczu. - Ta kobieta nie jest warta, splunięcia. A na pewno nie jest warta twojego życia. Ani tego, żeby nasze dzieci zostały bez ojca. - Popatrzyła na Philipa. - Phil, zabierz ją stąd. Zamknij gdzieś, żeby nie uciekła. Bo sama mam ochotę ją zabić. Chętnie bym ją spaliła na stosie, jak czarownicę. Ale zapłaci za swoje winy inaczej, a my jutro zaczniemy nowe życie, bez tego zła wokół nas. - Miała rację, czułem tylko obrzydzenie i olbrzymią wściekłość. Według słów Diggera Collinsa, ona była inicjatorką ataków. Zamierzała nam tak umilić życie, żebyśmy z Julią się rozeszli. Potem planowała pozbawić mnie domu i kasy. Na końcu odebrać mi dziecko i oddać jako zabawkę erotyczną dla tego zboczeńca. Nie mógł kłamać, nie na serum prawdy. Phil wywlókł tą sukę, a ja opadłem na tyłek płacząc. Moja córeczka. Na samą myśl, że ten człowiek mógłby jej dotknąć, pękało mi serce. Julia wczołgała się na mnie, płacząc razem ze mną. Przytuliłem ją mocno do siebie, pewnie posiniaczyłem. Ale teraz była moją opoką. Kołysaliśmy się razem, starając się uspokoić. Czułem się jak bezradne dziecko. Trwaliśmy tak długo. Reszta rodziny dyskretnie wyszła z placu, pozostaliśmy tylko my. Nie miałem siły nic mówić. Po prostu brałem jej siłę dla siebie, pozwalając się pocieszyć. Ognisko, dogasało. Nadchodził świt, a z nim zmiany. Oparłem się o ławeczkę, zamykając na chwilę oczy. Julia drzemała, wtulona we mnie. Ta kobieta była prawdziwą matką. Będzie jej matką, na zawsze. To była moja ostatnia myśl, zanim zapadłem w sen. Silne potrząśnięcie za ramię wyrwało mnie, z bezpiecznej otchłani snu. Julia przeciągnęła się na mnie, mrugając oczami zaspana. Oboje mieliśmy je czerwone i podrażnione. Tata wepchnął nam w dłonie po kubku kawy.
- Za pół godziny ruszamy. Ustaliliśmy, że bezpieczniej będzie wylecieć helikopterem. Po dziesięć osób na raz. Czeka nas kilka kursów, ale przynajmniej wydostaniemy się z miasta bez bólu. Odstawią nas w pobliże lotniska, w Minneapolis. Tam wsiądziemy na prywatny samolot Treya. Odstawia nas do Wyoming. - Pokiwałem głową będąc wdzięcznym kuzynowi, za jego troskę. Wczoraj spędził cały wieczór w piwnicy, chroniąc kobiety i dzieci. Teraz wydawał polecenia przez telefon, jak rasowy władca. Tylko on jeden oparł się recesji. Może dlatego, że jego firma produkowała ogniwa. Teraz był miliarderem i nie raz wspomagał rodzinę, bezinteresownie. Wiele rodzin dostało od niego kasę, gdy miały cięższe dni. Gdy umarł czyjś mąż, gdy dzieci szły na studia. Gdy pojawiało się nowe dziecko. Robił to z wielką klasą, zawsze skromny i podkreślający, że należy do tego miejsca tak jak reszta z nas. Nigdy tu nie mieszkał, ze względu na chorobę jego matki wybrali ciepły klimat. - Chłopcy. - Tu wskazał na ludzi Phila. - Załadują ciężarówki od przeprowadzki. Dziesięciu naszych tu zostanie, żeby bezpiecznie odwieźć je do domu. Ty zostajesz? Czy ruszasz z nami?
Julia spojrzała na mnie. Popijając swoją kawę. Nie wpływała na moją decyzję. Miałem prawko na duże pojazdy. Mogłem sam prowadzić jedną.
- Zostanę. Tato, Julia zabierze dzieci. Zaopiekuj się nimi, do czasu gdy tam nie dotrę. - Pokiwał głową. Wstałem podając jej dłoń. Pociągając ją w kierunku starej altanki. Nasz zabytek, tu wzięło ślub wiele par z mojej rodziny.
- Nie przeszkadza ci to? Mam uprawnienia na ciężki sprzęt. Szybciej dotrzemy. - Uśmiechnęła się czule znad kubka. Odstawiłem swój, przyciągając ją do siebie i odbierając jej. - Przepraszam za wczoraj. - Wyszeptałem. - Nie chcę, żebyś myślała, że wyszłaś za wariata. Nigdy wcześniej, nie straciłem panowania nad sobą. - Patrzyłem na swoje dłonie, tak pobijane i zabarwione ranami. Musiałem przeprosić Bubę. Kurwa uderzyłem brata. Nie mieściło się to w mojej głowie.
- Nie jesteś wariatem. Nikt cię nie wini, a na pewno nie ja. Sama miałam ochotę ją zabić, nie tylko ją. Jakbyś nie zauważył, mój były mąż jej pomagał. Nie wiem, jak sobie z tym poradzisz, ale to nie była twoja wina. I nie przeraziłeś mnie. To jest twoje dziecko, nasze dziecko. - Wyszeptała. - Mnie to wszystko się w głowie nie mieści, a co dopiero tobie. - Pogłaskała moje dłonie. - Wiem, że potrzebujesz tych kilku dni dla siebie, dlatego ja lecę sama. Będę czekała na ciebie, w naszym nowym domu. - Pocałowała mój policzek delikatnie. Głaszcząc mnie po twarzy, swoją miękką dłonią. - Nie każ mi za długo na siebie czekać. - Podniosłem na nią oczy. Nadal czułem wstyd. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Czym kurwa sobie na nią zasłużyłem? Niech ktoś mi to powie. Przytuliłem ją do siebie, chłonąc jej słodki zapach, starając się go zapamiętać.
- Muszę przeprosić Bubę. - Powiedziałem cicho.
- Buba jest wielki i ciężki, ale on się ciebie wczoraj bał. Chociaż dzielnie się bronił. Chyba go polubię. - Powiedziała śmiejąc się cicho. - Odpuść sobie, nikt z nas nie jest idealny.- Stwierdziła wychodząc z altanki. - Idę do Mishy, chodź się z nim pożegnać. - tak potrzebowałem przytulić nasze dzieci. Poczuć, że są bezpieczne. - Chyba poproszę Phila o jeden z tych karabinków na niedźwiedzie. Kto wie, co nam może się przydać. - Zaśmiała się pędząc do domu. Pobiegłem za nią, chichocząc.
- Jesteś szalona wiesz. - Powiedziałem.
- Ale cała twoja. - Odparła mi.
O tak, była cała moja, a raczej nasza.
I jak ? Co powiecie, na taką akcję? :) Buziaki Kochani.
CZYTASZ
RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V. Zakończone.√
RomansaRule Moon - Keller, nie miał szczęścia w życiu. Został samotnym ojcem, uroczej dziewczynki. Na jego drodze stanęła, kobieta, która miała równie mało szczęścia w życiu. Dwie szamoczące się ze smutną rzeczywistością dusze, znajdą wspólny cel. Czy to...