Rozdział 8 cz 2.

2.2K 199 59
                                    

Przy ognisku zostałem tylko ja, tata i moich dwóch młodszych braci. Grey i Cole smętnie patrzyli w płomienie. Właśnie skończyła się pewna epoka. Głosowanie było szybkie. Dziesięć osób wybrało wyjazd do sąsiedniego miasteczka. Reszta miała się rozbić na mniejsze grupy. Zamierzaliśmy kupić pięć rancz w pobliżu małego miasteczka w Wyoming. Lokalizacja została już wybrana.

- Przyszło by ci kiedykolwiek do głowy, że odejdziemy stąd? - Cole rzucił do ojca.

- Prawdę mówiąc już mój tata się nad tym zastanawiał pod koniec życia. Kiedy wymierało starsze pokolenie Kellerów. Wtedy wiele złośliwości wypływało z ludzi, bali się tylko Moon W. Teraz tez tak jest. To miasteczko zależało w dużej mierze od nich. Praca, stypendia, szpital. To powodowało zazdrość a nie wdzięczność. Wdzięczni byli wyłącznie obdarowani. A reszta tupała nogami, bo też chcieli swój kawałek tortu. Psioczyli po domach, a to sprawiło, że ich potomkowie są coraz bardziej wściekli. Według nich nie dzielimy się wystarczająco. Kobiety z Domu Furii są atakowane, bo odbierają im pieniądze na stypendia. My już nie mamy tyle kasy co dawniej. Nie mamy co im dać, a to powoduje jeszcze większą złość. Zaklęte koło. - Cole słuchał uważnie.

- Wyoming. Boże tam jeżdżą konno. - Tata zachichotał.

- Mój ojciec miał kiedyś rancho w tamtych okolicach. Wysadził je w powietrze. - Cole śmiał się tak bardzo, po tym stwierdzeniu, że spadł z ławeczki.

- Bajeczne, może go pamiętają. - Grey zachichotał.

- Jutro polecę tam, zabieram dokumenty Domu Furii, spotkam się z miejscowymi władzami. Zobaczę jakie będą ich reakcje na to, że tak duża liczba osób tam się osiedli. Nie mam zamiaru ładować nas w to, w ciemno. Potem obejrzę te dostępne miejsca, mają ich dziesięć do sprzedania. Sprawdzę miejsca pracy i miejsca na działalność. Dzieciaki wracają z roku akademickiego, musimy szybko znaleźć rozwiązanie. A przede wszystkim musimy ożenić Rule. Cholera, przypomniał sobie. - Cole zachichotał głośno.

- Braciszku, może ci pomogę. Jestem bardziej ładny niż ty. Mam lepszą gadkę. Popatrzyłem na tego gówniarza ze złością. Kiedyś widziałem fotki młodego Rydera, wierna kopia. Tyle że brak mu jego rozsądku. Był dziecinny i złośliwy. Grey strzelił go w ucho.

- Zamknij się cholera, dobrze się ci śmiać. On ma zajebiste problemy. Bracie, tak sobie myślę, że pojadę do Nowego Yorku. Pochodzę za Larą i jej facetem. Coś mi tu śmierdzi. James ma wolny tydzień, zabiorę go ze sobą. Będzie miał czas pomyśleć nad swoją decyzją. Szkoda, że nie chce z nami jechać. - Grey mówił cicho.

- Chodzi ci o to, że jego najmłodsza tu zostaje. Rusz w końcu dupę i się z nią ożeń. Przecież to przyszywana rodzina, nic nie stoi na przeszkodzie. Kurwa ta dziewczyna czeka na ciebie od lat. Zaraz skończy dwadzieścia siedem lat, w końcu znajdzie innego. - Cole warknął na niego.

- Fajnie ja się z nią ożenię, a ty się kurwa ożeń z Melissą. Już widzę jak idziesz do wujka Gavina z tym. - O kurwa, opadła mi szczęka. Ale czemu kurwa nie? Nie byli spokrewnieni.

- Wiecie co, ożeńmy się wszyscy. Jak zaczynać na nowo, to kurwa z wielkim hukiem. Coś wam powiem, ktoś z naszych się ożenił. Niedługo zobaczycie kto, idziemy z falą panowie. Pora zakotwiczyć nasze drugie połówki. - Rzuciłem odważnie wstając. A pal to licho, jadę do niej. Pora na moją żonę. Nie mam zamiaru od niej wyjść, bez jej zgody na ślub. Mam kurwa obrączkę Treya. Mam zamiar jej użyć. I mam pierścionek babci.

- Tato? Mała może u was zostać na noc? Muszę pogadać z Julią, nie wiem o której wrócę. - Tata uśmiechnął się szeroko.

- Leć do niej tygrysie. Zamawiam nowe wnuki. - Parsknąłem śmiechem, pokazując palcem na tamtych dwóch.

- Misha musi ci na razie wystarczyć, ale masz tu dwóch wolnych gamoni  pogoń ich do produkcji masowej. - Tata spojrzał na nich.

- Ma rację, kurwa na co czekacie? Te dziewczyny tu zostaną, jeżeli nie ruszycie swoich leniwych tyłków. - Popatrzył na nich srogo. - Ile kurwa jeszcze będziecie kawalerami?

Jak na zawołanie wstali obaj. Popatrzyli na siebie i ruszyli w stronę ścieżki. Ja zakręciłem się na pięcie i ruszyłem ku przeznaczeniu. Pół godziny później z cennymi dla mnie pamiątkami w kieszeni, pukałem do jej drzwi. Dog Gavina łasił się do moich nóg, oczekując pieszczot.

- Kto tam? - Zabrzmiało zza drzwi.

- Rule. - Powiedziałem cicho. Otworzyła chwilę potem drzwi. Widać było po niej, że płakała.

- Zatrzaśnij je. - Pokazała na drzwi idąc do kuchni. Zamknąłem i przekręciłem klucz. W domu było cicho, Misha najwidoczniej już spał. Potarłem obrączkę Treya. Dziadku, trzymaj za mnie kciuki. Poprosiłem w myślach. - Chcesz coś do picia? - Zapytała cicho.

- Tak, wodę. - Wlała mi ją do szklanki z dzbanka filtrującego, stawiając na blacie przede mną.

- Jest późno, stało się coś nowego? - Zapytała cicho.

- I tak i nie. Ale nie po to przyszedłem. Chcę, żebyś mnie wysłuchała. - Pokiwała głową. Milcząc i uparcie wpatrując się w guzik mojej koszuli. - Julia, popatrz na mnie. - Uniosła swój smutny wzrok na mnie. Podszedłem do niej, biorąc jej małe dłonie w swoje. - Chcę się z tobą ożenić, i zanim zaczniesz się buntować, powiem ci dlaczego.

- Przecież wiem dlaczego. Dzieci, nie chcemy ich stracić. - Powiedziała, prawie szlochając.

- To też, ale ja zwyczajnie się z tobą dobrze czuję. Uwielbiam z tobą spędzać czas. Zamierzałem się starać o twoje względy, jak staroświecko by to nie brzmiało, kiedy dostaniesz rozwód. Jestem cholernie pewien, że nasz związek wypali. - Pokiwała głową. - Czy mogłabyś nad tym pomyśleć? Tak szybko pomyśleć. Bo czas nas też goni. Czy uważasz, że byłoby ci dobrze ze mną? Będę o ciebie dbał, kocham Mishę, będę mu ojcem. - Słuchała w ciszy. - Czy ty zdołasz być matką dla mojej córeczki? Czy zdołasz być moją najlepszą przyjaciółką? Moją drogą połówką? - Opuściła głowę stojąc tam cicho, tylko większy ucisk na moich palcach świadczył, o jej emocjach.

- Nie wiem, czy to się ułoży. Ale ja chyba nie umiem, wybierać dobrze. Ben był totalną pomyłką, mimo tego, że go kochałam on nie umiał kochać mnie. - Podniosłem jej twarzyczkę ścierając jej łzy.

- Ja cię pokocham. Jestem tego pewien. Będzie nam ze sobą idealnie. Będziemy się wspierać, dbać o siebie wzajemnie. Mam nadzieję, że z czasem mnie pokochasz. Bo ja znam siebie. Wiem, że ja będę o twoje uczucie walczył i dbał. To nie jest takie złe, zacząć małżeństwo od przyjaźni. Nigdy cię nie zdradzę, nigdy nie poniżę i nie odrzucę. Będę się cholernie starał. Pozwól mi na to.- Patrzyła w moje oczy szukając w nich prawdy. I chyba ją zobaczyła.

- Dobrze. Zgadzam się. - Miałem ochotę skakać w górę ze szczęścia. Wyjąłem pierścionek z kieszeni. Wsuwając go na jej palec. Pasował jak ulał.

- Należał do mojej babci, a ona dostała go od swojej babci, dała mi to na swojej pięćdziesiątej rocznicy ślubu. Dziadek dał mi tę obrączkę. Powiedział, że kiedy spotkam właściwą kobietę wsunie mi ją na palec. Tu jest nawet grawerunek, popatrz. - Julia popatrzyła na napisy, lekko starte od noszenia. - Ona ma sto lat, tak jak twój pierścionek. To była najszczęśliwsza para w naszej rodzinie. Nasi protoplaści. - Julii zakręciły się łzy w oczach. - Nie płacz.

- Jestem wzruszona, to piękna historia. - Ucałowałem jej rękę.

- Weźmy ślub jak najszybciej, zamieszkacie u mnie, chociaż nie na długo, ale o tym zaraz porozmawiamy, teraz chcę dostać całusa od mojej kobiety.

- Weźmy ślub jak najszybciej, zamieszkacie u mnie, chociaż nie na długo, ale o tym zaraz porozmawiamy, teraz chcę dostać całusa od mojej kobiety

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Tadam :P :P :P :*:*:*

RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz