Zerwałem się gwałtownie ze snu. Słońce było już wysoko, rumor dochodził od strony dachu. Jakby sam diabeł urządził sobie przyjęcie. Z pierdolonymi tańcami. Wybiegłem ubrany tylko w spodnie od piżamy na boso, szukając źródła dźwięku. Przerażony, że dom się wali. Prawie po omacku goniłem na zewnątrz i wtedy to zobaczyłem, te dziwaczne bydlęta skakały po moim nowym dachu, cała pierdolona szóstka. Stawały na dwie nogi, stukając w siebie tymi durnymi baniami. Na ziemi, pozostało tylko takie z wielkimi rogami, patrząc na mnie tym diabelskim wzrokiem kurwa kozioł. Angel ustała obok mnie, ze śmiechem obserwując zmagania tych pomiotów szatana. Wczoraj ich nie widziałem, skąd się kurwa tu wzięły?
- Fajne są tato. Popatrz tatusiu, jak ładnie skaczą. - Spojrzałem na jej zachwyconą twarz, zastanawiając się jak przepchnę potrzebę zamknięcia tych bydląt. Na dachu musiały wylądować panele i łącza akumulacyjne. Kozy nie mogły ich zniszczyć, bo kosztowały grube tysiące, a od nich zależało nasze życie.
- Kochanie, gdzie jest Julia? - Zapytałem delikatnie.
- Mama wiesza pranie, za domem. - Mała rzuciła mi i pobiegła w tamtym kierunku. Mama. Moją twarz, rozświetlił zachwycony uśmiech. Moje panie się dogadały. Miałem ochotę tańczyć. Bez względu na wydarzenia ostatnich dni, czy moje zmęczenie ta chwila była tego warta. Była kurwa bezcenna. Pobiegłem za moją córeczką. Julia stała tyłem , płucząc ciuchy ręcznie. Strzepywała po wykręceniu i przypinała na rozciągniętym sznurze. Była wspaniała, jej wilgotna koszulka przylgnęła do jej pięknych piersi. Cera rozświetlona słońcem imponowała zdrowymi rumieńcami i złotymi piegami, rozproszonymi po jej buzi. Misha spał pod zaimprowizowanym daszkiem. Tęskniłem do nich, do mojej rodziny.
- Mamo, tata wstał. - Angel prawie zaśpiewała do niej. Buzia Juli się rozjaśniła uśmiechem, zachwycone oczy zdawały się mi mówić, popatrz kocham ją.
- I się wydało, miałem się skradać cicho jak Indianin. - Roześmiałem się szczęśliwy. Podchodząc do niej i otulając ją ramionami. Jej dłonie przebiegły po mojej skórze, powodując dreszcze. Pochyliłem twarz całując ją czule. Wspięła się na palce przyciągając moją głowę bliżej. Boże jak ona mnie kręciła, byłem gotowy tu i teraz skonsumować nasz związek. Niestety to musiało poczekać. Z żalem odsunąłem się od niej, usiłując zapanować nad niepokornym fiutem. - Musisz mnie zasłonić. - Wyszeptałem jej do ucha. Ocierając się o jej ciało, twardym dowodem mojego podniecenia. Zaczerwieniła się.
- Dobrze. - Wyszeptała. - Angel może pójdziesz do babci i poprosisz, żeby zrobiła tacie kawy. - Mała zadowolona popędziła, w kierunku domu po drugiej stronie podwórka. Ja odetchnąłem ciężko.
- Wieczorem kochanie. - Wyszeptałem do niej. - Mam nadzieję, że mi zaufasz i pozwolisz cię kochać. Bo pragnę cię jak wariat. A teraz pójdę się wykąpać. - Tak kurwa prysznic, najlepiej zimny. Julia popatrzyła na mnie zmieszana.
- Chyba w ciężarówce, bo nadal nie mamy czystej wody. Musimy zamontować filtry. Tą wodę przyniosłam ze strumienia jest parę metrów stąd. Możesz się tam wypluskać, ale jest raczej zimna. Czeka nas wiele pracy. - Pogłaskałem ją po rozpalonej twarzy.
- Wystarczy mi strumień. Zjem i biorę się do pracy. Buba wstał? - Zapytałem.
- Nie. Oboje śpią, ja wydoiłam zwierzaki, i puściłam je luzem. - Pokręciłem głową wskazując na dom. Leżały tam sobie zadowolone z siebie. - O cholera. - Wytrzeszczyła oczy.
- Kochanie, trochę czytałem o nich. One zjedzą wszystko, to pranie nie jest bezpieczne. Musimy je jakoś zamknąć, albo przywiązać gdzieś, bo zniszczą nam panele i łącza, a o dachu nie wspomnę. - Zmartwiona popatrzyła po okolicy. - Powinny jeść trawę, a nie grasować po dachu. Ale najpierw śniadanie i cała reszta, potem pomyślimy. - Cmoknąłem ją i ruszyłem do domu, po ręcznik. - Kotek rozpakowałaś ręczniki?
- Tak, są w korytarzu w szafie w ścianie. - Powiedziała patrząc zamyślona, na dach. Złapałem wszystko czego potrzebowałem, pukając do pokoju Buby.
- Wstawaj chłopie, jesteś mi potrzebny. - Rzuciłem do zamkniętych drzwi. Nagle coś przyciągnęło moją uwagę, jakiś ruch. Co to kurwa? Popędziłem do kuchni. Bury kot trzymał wielkiego gryzonia w pysku, nawołując nie wiem kogo. Jasna cholera.
- Psik kurwa, zjeżdżaj z tym stąd, durne bydle. - Przestraszona położyła mi to koło nóg i zwiała. Niech to szlag trafi, teraz będę musiał to sprzątnąć. Julia weszła do domu, idąc do mnie. Potem podążyła za moim wzrokiem.
- Znowu? Jezu gdzie ona je znajduje? Dzisiaj to już czwarty. - Ruszyła w kierunku kuchni. - Zaraz go wyniosę. - Ten moment wybrał Buba, żeby wstać. Zaspany tarł oczy, jak wielki dzieciak. Zobaczył, że Julia klęka obok mnie. Wytrzeszczył oczy, cofając cię do tyłu.
- Sorry stary, nie wiedziałem, że coś planujecie. Daj znać jak skończycie. Robię się głodny - Powiedział speszony. Zmarszczyłem brwi, kurwa o co mu chodzi? Potem pomyślałem jak to wyglądało z tyłu. Miałem ochotę się śmiać.
- Buba. - Odwróciłem się do niego bokiem. Wtedy to zobaczył. Kurwa zapomniałem. Pisk wydobył się z jego warg, zzieleniał i biegiem rzucił się do swojego pokoju. Tak pluszowy misiu wrócił i jego lęki. Jak cholera bał się wszystkich gryzoni. Julii opadła szczęka.
- On tak poważnie? - Zapytała szeptem.
- Witaj w rodzinie i poznaj lęki Buby. - Zaśmiałem się.
- Ale on jest wielki jak góra. Boi się ich? - Cicho się upewniła.
- Zabierz to. - Piszczał Buba zza drzwi. Prawie płacząc. Julia wstała. Zabrałem jej szufelkę z ręki.
- Wyniosę to. Spróbuj go wyciągnąć z pokoju. Musi mi dzisiaj pomóc. - Powiedziałem idąc w kierunku kontenera. Zaskoczony zobaczyłem, w nim już kilka takich ciał. Kurwa będzie trzeba je zakopać, bo zaczną jebać na kilometr. Smrodu nie zniosę. Po za tym to zagrożenie chorobami i zarazkami. Oj masakra. Z czym ja się tu kurwa zmagał będę? Tak czy tak warto. Dla bezpieczeństwa mojej rodziny, warto zmierzyć się ze wszystkim. Odetchnąłem czystym powietrzem, zmierzając w kierunku szumu wody. Popatrzyłem, czy nikogo nie widać. Dostrzegłem przytuloną do wody wierzbę, jej długie konary, stanowiły idealną zasłonę. Błyskawicznie się rozebrałem do naga. Powiesiłem rzeczy na gałęzi, wskakując w wartką wodę. Kurwa jakie to zimne. Parskałem szybko się szorując. Dwie minuty później w majtkach na tyłku, zobaczyłem pędzącego do mnie Bubę.
- Rule. To zwierze ukradło mi buta, jak chciałem mu zabrać, to zamierzyło się na mnie rogami. - Piszczał. Oj Buba.
- Buba. - Warknąłem na niego. - Jesteś od niego większy, idź mu kurwa odbierz buta. On ma się ciebie bać, nie ty jego. Już szoruj. - Popatrzył na mnie wzrokiem zranionej sarny. - Dasz radę. Pomyśl, że to facet na ringu. Idź mu odbierz co twoje. Buba zasapał i ruszył z kopyta do domu. Zebrałem swoje rzeczy, wycierając głowę po drodze. Nagle dobiegł mnie okrzyk wojenny Buby, z czasów walk na ringu i kozioł poleciał w powietrzu. Po chwili wstał na nogi i strząchnął głową. Buba wyszedł do niego warcząc. Zwierzak doszedł do wniosku, że przegra i zbiegł. Zachichotałem. Może w końcu, z Buby będą ludzie.
Miłego wieczoru kochani :) Nasz Rule ma 11 tysięcy odczytów i ponad 2000 gwiazdek :) Facet wymiata :) Dziękuję moi drodzy :*
CZYTASZ
RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V. Zakończone.√
RomanceRule Moon - Keller, nie miał szczęścia w życiu. Został samotnym ojcem, uroczej dziewczynki. Na jego drodze stanęła, kobieta, która miała równie mało szczęścia w życiu. Dwie szamoczące się ze smutną rzeczywistością dusze, znajdą wspólny cel. Czy to...