Rozdział 23 cz 1.

2K 157 32
                                    

Ja go kurwa zabiję, wyrwę mu kurwa nogi z dupy, a potem pokroję jego cielsko i nakarmię nim kurwa ryby w moich stawach. Zżymałem się w duchu. Furia mnie roznosiła, gdy patrzyłem na uzurpatora. Jak on kurwa śmiał?! No jak śmiał?! To moje dziecko, moja malutka dziewczynka. Emocje mnie dławiły sprawiając, że byłem lekko nadwrażliwy. Oni kurwa udawali, że nic się nie stało. Ale to widziałem. Te ukradkowe spojrzenia, ten jej rumieniec, jej błyszczące oczy. To jak on muskał jej dłoń, kiedy tylko miał okazję. Noż kurwa zabiję. Dobrał się do niej, dzieciorób jeden. To mnie dopiero uderzyło w nos. Kurwa, zaraz zrobi jej dziecko. Albo już je zrobił i będzie jego na zawsze. Odetchnąłem ciężko. Moja kobieta jakby znała moje myśli, ścisnęła z całej siły moją dłoń. Jej oczy mówiły mi, uspokój się, pora pozwolić jej odejść. A ja wcale tego nie chciałem.  Chciałem, żeby była przy mnie zawsze. Bo od pierwszego oddechu była moja. To ja ocierałem jej łzy, to ja po raz pierwszy zaprowadziłem ją z bólem serca do szkoły. To ja dałem jej pierwsze kwiaty i to ja zatańczyłem z nią pierwszy taniec. A potem spojrzałem na nią. Mój Aniołek, czułość zalała moje serce. Była szczęśliwa. Jak mogłem jej to zabrać? Jeżeli go chce, to go kurwa dostanie!!! Choćbym go miał pod bronią do ołtarza dowlec, dość się już nacierpiała. Posłałem mu wredne spojrzenie licząc, że się skuli ze strachu. A ten drań się wyprostował i opiekuńczo objął jej barki. Tak jak ja bym mógł skrzywdzić swoją małą dziewczynkę. Julia pociągnęła mnie w dół.

- Rule, przestań. Piorunujesz go wzrokiem, jakby kogoś zabił. Wątpię, żeby ją skrzywdził. Wygląda na szczęśliwą. Odpuść sobie. - Warknęła na mnie szeptem. Moja kobieta rzadko kiedy bywała złośliwa, ale najwyraźniej uznała, że ja zachowuję się idiotycznie. Wiedziałem gdzieś w głębi duszy, że robię z siebie durnia. Ale czy to mnie powstrzymało? Wcale kurwa nie. Bo gdy kochasz kogoś tak bardzo, jak ja kochałem swoje dzieci, zaborczość jest cechą nadrzędną. - To pogrzeb twojej matki, skończ z tym. - Szepnęła. Miała rację. Odetchnąłem z cichym warknięciem, skupiając się na słowach pastora. Rzuciłem mu ostatnie spojrzenie, a potem spuściłem wzrok na opuszczaną trumnę. Na prawdę mi odpierdala. Tam leży moja przybrana matka, a ja zastanawiam się nad tym co nie trzeba. Wyrodny syn. W tym momencie usłyszałem w głowie jej cichy chichot. 

- Oj Rule. Nie martw się, życie musi się toczyć dalej. Takie po prostu jest. My robimy miejsce dla kolejnej duszy. Uśmiechnij się. Bo ja śmiałabym się w głos, z waszych poważnych min. - Jak na zawołanie uśmiechnąłem się. A potem podniosłem dłoń. 

- Chciałbym coś powiedzieć. - Oznajmiłem głośno. Moja rodzina podniosła na mnie wzrok. - Ta kobieta była nam matką, chociaż nas nie urodziła. Zawsze w każdym momencie mogliśmy na nią liczyć. - Moi bracia wystąpili, aby ustać przy mnie. - Kochała się śmiać. Umiała rozbawić najgorszego ponuraka. Mimo tego, że była z gruntu nieśmiałą osobą. Gdy poświęciłeś swój czas, żeby ją poznać, odkrywałeś prawdziwy brylant. Będę tęsknił mamo, za twoim śmiechem, za twoimi mądrymi radami. Za tym, że zawsze mnie wysłuchałaś. Pomogłaś mi wychowywać moje dzieci i byłaś cudowną babcią. Sprawiłaś, że tata był bardzo szczęśliwy. To bezcenne, tak jak ty. Kocham cię. - Miałem jej uśmiechniętą twarz przed oczami. Idź ku przyszłości. -  Mawiała. - Rozpamiętywanie dnia poprzedniego nie ma sensu, bo w nim już nic nie zmienisz. To dzisiaj i jutro się liczy. Rzuciłem garść ziemi na jej trumnę, ciesząc się, że ona i tata spoczęli razem.  Moja mama Vivianna zażyczyła sobie kremacji, jej ciała. Jej urna, spoczywała teraz w moich dłoniach. Ta trójka powinna być razem. Podniosłem wieko, wysypując prochy na warstwę ziemi.

 - Spoczywajcie  w pokoju. - Szepnąłem. Tata miał wielkie szczęście, bo spotkał wielką miłość dwukrotnie. To dar. Rodzina zaczęła się rozchodzić. Buba przytulił ojca, pytając go o matkę. Niechcący usłyszałem fragment rozmowy.

RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz