Zerknąłem za drzwi, skurwiel stał nad nią rycząc jak zwierze. Ja pierdolę, miałem ochotę tam wkroczyć i obić mu ten zapijaczony ryj. A ja miałem na rękach dziecko, maluch jakby wyczuł sytuację, bo zaczął kwękać. Kurwa, co tu zrobić? Odkręciłem się na pięcie, pędząc do dyżurki pielęgniarek. Bez słowa wepchnąłem malucha w ramiona Rachel i popędziłem do pokoju Julii. Zdążyłem w samą porę, bo darł się coraz głośniej, bluzgając wyzwiskami. Pochylił się nad nią, łapiąc ją brutalnie za ramiona. Wpadłem do środka, rycząc z pełni płuc.
- Zabieraj od niej łapy, skurwielu. - Zaskoczony odwrócił się, do mnie. Ta nalana gęba wykrzywiona wściekłością, oczy przekrwione, smród zjełczałego piwa i brudnego ciała. Co ta biedna kobieta, w nim widziała? Niech ktoś mi to kurwa powie. Stał tam trzymając ją tymi wielkimi grabiami, siniacząc jej ramiona i szarpiąc z łóżka.
- Odpierdol się kurwa, to moja żona. - Warknął do mnie.
- I jakie to kurwa ma niby znaczenie? Świnio. - Huknąłem. - Bycie czyimś mężem, nie daje ci prawa do wycierania swoich łap w nią. To kurwa kobieta, a nie mebel. Zabieraj te łapska, bo ci je kurwa wyrwę i wsadzę w dupę. - Puścił ją zaskoczony. A ja zgarnąłem go za fraki, wywlekając na korytarz. I rzucając go na przeciwległą ścianę. Ochroniarze wpadli na korytarz, patrząc na mnie zaskoczeni. Byłem znany ze spokojnego charakteru, nie raz podziwiano mnie, że uspokajałem najbardziej zacietrzewionych pacjentów. A teraz dygotałem, ze złości. Złapali go za ręce, stawiając na nogi.
- Co się stało, Rule? - Zapytał mój kumpel Gahrett.
- Wezwij szeryfa, napadł na kobietę. - Rzuciłem już prawie spokojny.
- To moja kobieta. - Bronił się bydlak. - Żona.
- Co ci kurwa powiedziałem? To człowiek, a nie kurwa mebel. Będę światkiem, zamierzam cię kurwa pajacu udupić. - Warknąłem. Odwracając się na pięcie i idąc do tej biednej kobiety. Siedziała tam cicho, ocierając łzy. Krew sączyła się z małej rany, po wyrwanym wenflonie.
- Nic ci nie jest Drobinko? - Zapytałem łagodnie. Pokręciła głową.
- Nic mi nie jest. - Wychrypiała. Podszedłem do szafki z lekami, biorąc plastry, spray na rany i gaziki. Usiadłem na boku łóżka, patrząc jej w oczy.
- Opatrzę cię, wyrwał ci wenflon. Leci ci krew. - Jej czarne oczy, rozszerzyły się ze zdziwienia. Przycisnąłem lekko żyłę wyżej. Krew leciała słabiej. Prysnąłem środkiem odkażającym, na co zajęczała. Potem sprawnie opatrzyłem. Będzie obolała przez kilka dni.
- Nawet tego nie poczułam. - Stwierdziła cicho. - Byłam tak zaszokowana jego zachowaniem, że nie zauważyłam że wyrwał mi kroplówkę.
Odchyliłem delikatnie jej szpitalną koszulkę, patrząc jak siniaki tworzą się na jej ramionach i szyi. Nieźle ją oznaczył.
- Będą siniaki. Koszmarnie to wygląda. Złóż na niego doniesienie. - Mówiłem do niej łagodnym głosem. Pokiwała smutno głową. Potem rozejrzała się po pokoju, jakby wypadła z transu.
- Gdzie Misha? - Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
- Spokojnie mamusiu. Nic mu nie jest, pewnie teraz czaruje wszystkie siostrzyczki na dyżurze. - Roześmiała się delikatnie.
- Jest taki słodki i grzeczny, nie rozumiem czemu ojciec go nie kocha. - Jakoś mnie to wcale nie dziwiło. Po tym co podsłuchałem w barze, sądzę że mały był przeszkodą dla niego, ale jak miałem to ubrać w słowa, co jej powiedzieć. Uratował mnie od tego mój wuj Gavin, jego duża sylwetka pojawiła się w drzwiach. Jako jeden z niewielu Kellerów był blondynem. Dziedzictwo babci Elli.
- Cześć dziewczyno, Rule. - Skinął mi głową. - Ja znam odpowiedź, na to pytanie. Twój pajacowaty mężuś wybrał ciebie, bo nie chciałaś się dać przelecieć. A mamusia mu truła dupę, żeby się wyprowadził. Potrzebował miejscówki, a ty miałaś dom. Dlatego się z tobą ożenił, a dzieciak jest mu zawadą. Pozbądź się gnoja, zanim zacznie o was ręce wycierać. - Jego słowa do niej chyba ledwie dotarły. Patrzyła smutno w ścianę. - To wczoraj śpiewał przed całym barem. - Dorzucił spokojnie.
- Już zaczął. - Popatrzyłem na wuja. Zatrząsł się cały ze złości. - Wywaliłem go stąd, bo darł się i szarpał nią. Ma pełno siniaków.
- Skurwiel. - Wuj był wściekły.
- Idę po Mishę, posiedzisz z nią chwilę. Muszę zawołać lekarza, trzeba zrobić badania i orzeczenie na wypadek sprawy w sądzie, szeryfowi się to przyda. - Wujek opadł na krzesło, patrząc na nią ze smutkiem. Zamiast wyjść zatrzymałem się przy drzwiach, i tam stałem słuchając.
- Nic ci nie jest malutka? - Zapytał ją. Płakała. Kurwa nie chcieliśmy jej zranić, ale stać i patrzeć z boku, jak facet jej zniszczy życie też nie umieliśmy.
- Nic mi nie jest. Po prostu, jestem zaszokowana. - Wuj złapał ją za rękę.
- Musisz się go pozbyć, za wszelką cenę. To nie jest dobry mąż i ojciec. Ja z chęcią ci pomogę. Rule i Brandon na pewno też. Nikt z nas nie będzie patrzył spokojnie, jak cię krzywdzi dzieciaku. - Pokiwała głową smutna. - Masz jakąś pracę? Jak nie z chęcią cię zatrudnię. Albo poszukamy wśród rodziny, może oni coś mają wolnego. Na szczęście i ja i mój siostrzeniec mamy wielką rodzinę. - Roześmiała się.
- Tak wiem, odkąd tu zamieszkałam wiecznie słyszę o wiosce Kellerów i tej Moona. Nazywają to wręcz sektą, bo nie rozumieją, jak tylu obcych ludzi umie się nazywać rodziną. - Wuj parsknął śmiechem.
- No tego jeszcze nie słyszałem, ale nie dziwi mnie ta złośliwość. Tak było od lat. Ci ludzie z nas korzystają, a jednocześnie obrabiają nam tyłki. Połowa miasteczka należy do nas, a połowa terenów za miastem do grupy Moona. Tak nazywał się dziadek Rule, ożenił się z moją ciotką Evą. A pracował z ludźmi, którzy przyjechali tu z nim. W większości nie mieli innych rodzin. Więc stworzyli sobie własną. - Uśmiechnęła się delikatnie.
- Rodzina, to nie tylko więzy krwi. Mnie po śmierci ojca wychował jego przyjaciel, tak jak tata był pastorem. Przemycił mnie z Afryki, gdzie się urodziłam. Ten domek w którym mieszkam, należał do niego. Kilka lat temu zapadł na malarię, w końcu choroba go zabiła. Gdy umarł, postanowiłam zacząć od nowa, w nowym miasteczku z czystą kartą. - Stałem tam i słuchałem, nie umiałem się zmusić do wyjścia. Ta dziewczyna była fascynująca. W tym drobnym ciele mieszkała wojowniczka. - Mam pracę, pracuję zdalnie dla Holdingu finansowego z Hawajów. - Zaszokowany popatrzyłem na wuja.
- Dla jakiego Holdingu? - Zapytałem, chociaż domyślałem się odpowiedzi.
- Lou - Keller. Dlaczego pytasz? Powinnam opracować dane, mam kilka dni zastoju, bo byłam chora. Mam nadzieję, że mnie nie zwolnią. - Zmartwiona opadła na poduszkę. Z tym mogłem jej pomóc. Wyciągnąłem telefon dzwoniąc do kuzyna. Travis odebrał po drugim dzwonku.
- Rule, brachu co u ciebie? - Zagrzmiał jego tubalny głos.
- Cześć Trey. Mam do ciebie sprawę.
Miłej lektury. Buziaki Iza.
CZYTASZ
RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V. Zakończone.√
Roman d'amourRule Moon - Keller, nie miał szczęścia w życiu. Został samotnym ojcem, uroczej dziewczynki. Na jego drodze stanęła, kobieta, która miała równie mało szczęścia w życiu. Dwie szamoczące się ze smutną rzeczywistością dusze, znajdą wspólny cel. Czy to...