Rozdział 15 cz 2.

2.1K 165 19
                                    


- Świat nie jest sprawiedliwy. - Buba zamruczał w ciemność,  siedząc ze mną na werandzie. - Gdyby był, moja matka przez tyle lat by nie chorowała. A ja miałbym swoje życie. Spotykałem się z Miną od lat, tylko ona wiedziała jak bardzo jest z nią źle. Do ślubu mnie praktycznie zmusiła, miałem dwa wyjścia. Zostać tam, albo zabrać ją ze sobą i bałem się obu. 

Miał niełatwe życie, ale jego postępowanie umiałem sobie wytłumaczyć. Łatwiej jest utrzymywać chorą osobę w jakim takim spokoju, niż zmierzyć się z jej leczeniem, zwłaszcza nieskutecznym. Gdy Rory brała leki, była osowiała i zupełnie nieprzystępna. Dlatego byłem w stanie to wszystko pojąć. 

- Powinieneś skupić się na jutrze, a nie rozpamiętywać to co mogło by być. Masz nowy początek, wszyscy go mamy. I na tym się skupmy. - Dzień się skończył. Dzieciaki już spały, a my zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Podłączyliśmy wszystkie urządzenia, łącznie z pralką i zmywarką. Jutro zaczniemy kolejne problemy rozwiązywać, bo tak wyglądało życie. Zwłaszcza tutaj. Na tym odludziu, człowiekowi wydawało się, że jest sam we wszechświecie. Nad głową miałem piękne niebo, z milionem gwiazd. W płucach czyste powietrze, czego chcieć więcej. - Bałem się tego skansenu. - Popatrzył na mnie zdziwiony.

- Zawsze mi się wydawało, że ty poradzisz sobie ze wszystkim. Jakbyś nie czuł strachu. - Buba wymruczał. 

- Każdy z nas go czuje, ale przecież nie uciekniesz przed jutrem, i tak nadejdzie. Bywały miesiące, że brałem dni pojedynczo, a nawet takie dni, które brałem je godzina po godzinie. Mam tak jak wszyscy swój próg strachu i bólu. Teraz jest mi łatwiej, bo dzielę swoje strachy z Julią. Ona mnie wspiera. Mieć kogoś przy sobie tak pewnego i solidnego to bezcenne. Nie zmarnuj tego Buba. - Rzuciłem wstając. Pora udać się w ramiona mojej kobiety, nawet jeżeli będzie to tylko przytulanie. Idąc korytarzem, popatrzyłem na wyszorowane ściany. Kobiety włożyły tu masę pracy. Maleńkie lampki rozświetlały korytarz. Była oszczędna jak ja, one praktycznie nie pobierały prądu. Nigdy nie pobierała prądu, jeżeli to nie było konieczne. Cicho wślizgnąłem się do naszej sypialni. Myślałem, że już zasnęła. Ale przecież to Julia, siedziała przy komputerze skupiona na swojej pracy. Jej paluszki śmigały błyskawicznie, grupując algorytmy danych. Chwilę później zobaczyłem, że Trey usiłuje się z nią połączyć. Odebrała. 

- Witaj kuzynie. - Rzuciła cicho. - Sprawdziłeś te dane? Możesz obniżyć znacznie koszty. Oraz dopasować wielkość zestawów. Typu mały dom, lub małe mieszkanie. Twój plan, nowych ogniw do aut, może ci przynieść znaczny dochód. Bo przestaną być już uzależnione, od punktów ładowań. Tylko mamy teraz, nowy problem. Czy to będzie dotyczyć tylko nowych aut, czy będziesz sprzedawał zestawy do przerobienia starych? - Trey klikał ze zmarszczonymi brwiami, w swoim przenośnym biurze. Jak nazywałem zestaw jego tabletów. 

- Nie wiem Julia. Sam się nad tym zastanawiam, jaki to miałoby sens i jakie były by to koszty? Tak naprawdę. - Podrapała nos, skupiając się. Jak prawdziwy rasowy biznesmen, zabrała się do negocjacji.

- Musimy kupić ciężarówkę. Niedużą, bo tamta została zniszczona. Będziemy twoimi testerami. Sami zamontujemy zestaw i dopasujemy go, wysyłając ci spostrzeżenia, jak to działa. Bardzo nam pomogłeś, my pomożemy tobie i na naszą dyskrecję możesz liczyć. Jak będziesz miał prototyp sprawdzimy go. - Trey się roześmiał. 

- Jesteś wspaniałomyślna. - Pokręciła głową. Zaprzeczając.

- Właśnie dostałam listę, rzeczy do odebrania. Wysłałam ci to na maila. Sprawdź, czy nic nie zginęło. Rano wyślę chłopaków, żeby odebrali transport od  ciebie. Dziękuję. - Trey popatrzył na mnie mrugając okiem. Wyszczerzyłem się w uśmiechu. Wiedziałem co mi chciał przekazać. Dobrze wybrałem towarzyszkę życia. Warto było na nią czekać. Ta kobieta sprawi, że moja codzienność będzie łatwiejsza, będzie szła obok mnie twardo usuwając razem ze mną, przeszkody od losu. 

- Miłej nocy kuzynko. - Trey się rozłączył. Julia schowała ekran, odwracając się do mnie. 

- Jak Buba? - Zapytała cicho. 

- Da sobie radę. Robby dzwonił do niego, ciotka jest już po badaniach. Postawiono jej diagnozę i ma szansę na powstrzymanie choroby. Na razie nie będą się widywać z Bubą. Przez kilka tygodni, zostanie w szpitalu. - Julia pokiwała głową. Podszedłem do niej przytulając ją do siebie. 

- Jak ty sobie radzisz? - Zapytałem cicho. 

- Dobrze, Trey przysłał tyle rzeczy, że będziesz trzy razy krążył do granicy parku. Leżą tam w magazynie. Popakowane, co dla kogo. Ty dostałeś całkiem sporo narzędzi. Wszyscy dostali materiały budowlane, ja maszynę do szycia. Chociaż w życiu nie szyłam. I kilka bel materiałów. - Popatrzyła na okno. -  Przydadzą się. Jakieś zasłony czy rolety poszyjemy. Ten dom jest trochę ponury. Może gdy go pomalujemy będzie inaczej. Czeka nas masę pracy. - Uśmiechnęła się tak, jakby tylko na to czekała. Uwielbiałem ją, dawała mi siłę. I sprawiała, że pogodniej patrzyłem na świat. 

- Dzieci śpią? - Rzuciłem okiem na półotwarte drzwi. Brakowało mi ich dzisiaj, nawet ich nie przytuliłem, spiesząc by jak najszybciej zrobić podstawowe rzeczy.

- Tak. Zmęczyły dzisiaj Gię, jutro już będą w domu. Mamy wszystko co trzeba. Damy sobie radę. - Uśmiechnąłem się zaglądając jej w oczy. Po czym z trudem oderwałem od niej ręce. Nasz pokój miał obok własną łazienkę. Przynajmniej to dobre. Ruszyłem do pokoju dzieci, poprawiając ich kołderki i sprawdzając pieluszkę Mishy. Spał z wypiętym tyłeczkiem w górze, co sprawiło, że zachichotałem cicho. Zacmokał uroczo usteczkami, po sekundzie śpiąc dalej. Przygasiłem lampkę, ruszając do naszej sypialni. Zamknąłem cicho drzwi. Moja kobieta patrzyła przez okno. Była dopiero jedenasta w nocy. Gwiazdy na czystym niebie to zjawisko, którym należało się cieszyć. Przytuliłem ją dociskając jej plecy do mojego torsu. Przestała już nerwowo reagować na mój dotyk. - Będzie nam tu dobrze. 

- Wiem o tym. - Zamruczałem jej do ucha.- Z tobą byłoby mi dobrze nawet na Alasce. -Stwierdziłem cicho. - Chociaż nie cierpię zimna. - Roześmiała się. 

- Wiesz, że tu też bywają silne mrozy? - Zapytała. 

- Wtedy będę się do ciebie przytulał. Bo ty sprawiasz, że moja krew się gotuje. - Ucałowałem złączenie jej szyi. Cichy jęk wydobył się z jej ust. - Weź ze mną kąpiel. - Wymruczałem prosto do jej ucha. Potrzebowałem jej zaufania. Jej ciepła, jej oddania. Z zatrzymanym oddechem czekałem na jej odpowiedź. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
RULE. SAGA : TAK ZWYCZAJNIE TOM V.  Zakończone.√Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz