Szedłem spokojnym tempem, słysząc jedynie szum wiatru i szelest liści. Było dość ciemno, ale zbytnio się tym nie przejąłem, gdyż idealnie znałem tą ścieżkę i jest ona mało znana.
Rozmyślałem, w tej chwili sporo, o dzisiejszej sytuacji, która kompletnie nie miał sensu. Te lustro? Ten sen? TO WSZYSTKO? Czułem się, jak w jakimś powalonym śnie, z którego nie mogłem się, obudzić.
Z mojego krótkiego rozmyślania wyrwał mnie, szelest liści, który usłyszałem dość blisko mnie. Stanąłem i odwróciłem się w stronę „hałasu", jednak niczego nie ujrzałem. Prychnąłem pod nosem i ruszyłem przed siebie.Pewnie, ci się coś przesłyszało.
Szedłem na luzie, słysząc jedynie szeleszczące liście pod moim ciężarem. Nadal rozmyślając o sytuacjach, które od niedawna nie dawały mi żyć w spokoju. Nagle poczułem, że wdepnąłem w coś i prawie przewróciłem się, jednak w ostatnieij chwili złapałem równowagę. Uniosłem buta i poczułem odurzający mnie zapach.
- No kurwa mać! - odrzekłem z irytacją. - Pierdolone gówna zwierząt!
Rozejrzałem się dookoła, by poszukać jakiegoś kamienia, by otrzeć buta. Zrobiłem krok ku upragnionego kamienia, gdy nagle poczułem ogromny ból, paraliżujący całe moje ciało. Przez chwilę widziałem wszystko, jak przez mgłe, jednak po chwili wróciłem do „życia". Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem w dół, gdzie moje oczy ujrzały długi, brązowy kij wbity w moje lewe udo. Przez chwilę czułem, że mam jakieś halucynacje albo, ze jestem w śnie.
Rozejrzałem się szybko dookoła, jednak nikogo nie ujrzałem. Zrobiłem, więc krok do tyłu, jednak po chwili poczułem jeszcze gorszy ból niż na początku. Przedmiot, ten tkwił w moim udzie bardzo mocno wbity, przez co ograniczał mi jakikolwiek ruch. Kątem oka zauważyłem drzewo, które stało dość blisko mnie.
Powoli zacząłem, czołgać się w jego stronę, by po chwili oprzeć się o nie. Drzewo to dawało mi chwilową ochronę, dlatego musiałem działać szybko. Szybko zmieniałem kolor tęczówek na żółty, czując w każdej sekundzie, co raz większy wzrost adrenaliny. Złapałem długi przedmiot, który okazał się być strzałą. Złapałem ją mocno, przez co syknąłem z bólu. Noga bolała, jak cholera, ale pomyślałem, ze jeśli tego nie zrobię to dziś mogę, nawet umrzeć.
Złapałem, wiec strzałe, nie zastanawiając się nawet, co robię pociągnąłem ją szybkim i pewnym ruchem.O kurwa.. ale boli..
Zacząłem się podnosić, opierając się trochę o drzewo. Rzuciłem strzale, gdzieś za siebie, nie patrząc nawet, gdzie poleci. Wychyliłem się powili zza drzewa, szukając „mojego" oprawcę, jednak o dziwo nikogo nie ujrzałem i nawet nie wyczułem. Zrobiłem niepewny krok do przodu, by po chwili ujrzeć kolejną strzale, tylko tym razem wbitą w drzewo, tuż przy mojej głowie. Szybko zrobiłem krok do tylu. Wiedziałem, ze jest w dość dużym niebezpieczeństwie, a poza tym skąd wziął się, tu łowca? Adrenalina, w moim ciele osiągnęła niebezpieczny poziom. Nie myśląc, nawet za dużo odepchnąłem się, od drzewa i ruszyłem w głąb lasu.
Może tak go zgubię.
Biegłem przed siebie, nie patrząc nawet, gdzie właściwie biegnę. Chciałem być po prostu bezpieczny i przede wszystkim przeżyć.
Łowca biegł za mną, wciąż strzelając. Przyspieszyłem, gdy zauważyłem gęste krzaki. Nie zastanawiając się, wbiegłem w nie, mając nadzieję, ze może tak uda mi się go zgubić.- GDZIE JESTEŚ?! - wykrzyczał nieznajomy. - PRZEDE MNĄ SIĘ NIE UKRYJESZ WILCZKU!
W tym momencie poczułem taką bezradność, jak nigdy wcześniej. Okropne uczucie, tym bardziej dla mnie. Scott przekazał mi, MI! Ochronę mieszkańców, a teraz ja siedzę w tych zasranych krzakach i zaraz pewnie umrę, przez jakiegoś marnego myśliwego czy tam łowcę.
- Zajebiście Liam! - rzekłem z pretensjami do samego siebie.
Poczułem momentalnie, tak ogromną złość, która ogarnęła moje całe ciało. Momentalnie moje kły wyłoniły się samowolnie, a pazury wysunęły się szarpiąc przy tym materiał od mojej bluzy. Wstałem, robiąc przy tym dość głośny szum. Łowca odwrócił się w stronę krzaków i także w moją. Uśmiechnął się, gdy zobaczył mnie z migoczącymi tęczówkami, białymi i ostrymi zębami i długimi szponami.
- Teraz cię mam. - powiedział z pewnością siebie, naciągając przy tym łuk.
Nawet nie wiem, kiedy wycelował i strzelił w moje ramię. Sięgnąłem za strzale i wyciągnąłem ja szybko, po czym zacząłem, uciekać.
- KIM JESTEŚ DO CHOLERY?! - wykrzyczałem z nutką strachu w głośnie, wciąż biegnąc.
Nie uzyskałem odpowiedzi, ale w zamian otrzymałem kolejne strzaly- tym razem w brzuch. Nie miałem, zbytnio czasu ich wyjmować, wiec byłem zmuszony biec z nimi, mimo, ze ból był nie do zniesienia.
W tych okropnych momentach, wyobrażałem sobie moich przyjaciół i rodzine, gdyby dowiedzieli się, ze zniknąłem bądź, ze nie żyje. Mimo, ze nieznajomy przestał we mnie strzelać, wciąż biegłem przed siebie, wciąż wyobrażając sobie moich bliskich, którzy cierpią. Po przebiegnięciu, jakiś 400 m, zaczęłam zwalniać, aż wreszcie stanąłem, dysząc, przy okazji rozglądając się dookoła.
Było pusto na moje szczęście. Chciałem usiąść, ale w połowie ruchu, przypomniałem sobie o trzech strzałach, wbitych w mój brzuch. Delikatnie je dotknąłem, czując ból nie do opisania. Syknąłem z bólu, robią przy tym krok do tylu. Poczułem nagle mocny ucisk na moich kostkach i po chwili zwisałem głową do dołu.
Spojrzałem w górę i dotarło do mnie, ze wpadłem właśnie w pułapkę.- No to jest chyba, jakiś nie śmieszny, pierdolony żart! - wykrzyczałem wkurzony.
Usłyszałem śmiech, który przyprawił mnie o ciarki na całym ciele.
Z cienia wyłonił się mój oprawca, trzymając w dłoni, jakiś przedmiot.- Dziwi mnie, że.. - zaczął. - silna i jakże agresywna beta - Scott'a McCall'a wisi sobie przed mną, kompletnie bezbronna i sama. Jakie to przykre.- odrzekł kpiąc ze mnie.
Szybko podszedł do mnie, łapać mnie za jedną ze strzał, tkwiących w moim brzuchu.
- Jednak nie dziwi mnie, ze raczej tej nocy nie przeżyjesz i wreszcie ludzie ujrzą prawdę! - odrzekł śmiejąc się szaleńczo, pociągając przy tym za przedmiot tkwiący w moim ciele.
Jęknąłem z bólu, a moje oczy zmieniły kolor tęczówek na ten człowieczy.- Wiesz, twój ból sprawi mi.. radość? Nie, nie. Bardziej ukojenie psychiczne.
Tylko mnie rozwiąż, a pierdol masz gwarantowany!!
- Jesteś pojebany! - wykrzyczałem, unosząc resztkami siły głowę do góry.
- Ja? Ja jestem pojebany? Haha! To nie ja zamieniam się, co pełnie w włochatego i obrzydliwego potwora! - wykrzyczał z wyrzutem.
Patrzyłem na niego i na jego szaleńcy wzrok, gdy ujrzałem coś na gałęzi, drzewa stojącego za nieznajomym. Wytężyłem wzrok, by po chwili ujrzeć dłoń z długimi, ostrymi pazurami. Dłoń zbliżała się, coraz bliżej do myśliwego.
- UWAŻAJ!! - wykrzyczałem, jednak było już za późno.
Ostre jak brzytwa szpony wbiły się, w kark myśliwego. Jego ciało, wisiało na szponach, a z jego ust wypływała czerwona ciecz. Po krótkiej chwili ciało mojego oprawcy zostało, rzucone gdzieś na bok, a jego zabójca zeskoczył z drzewa.
- Dobrze cię widzieć, Liam. - rzekł.
Ten głos poznałbym wszędzie.. Nie ważne, ile czasu by minęło. Tego głosu nie da się zapomnieć..
Głośno przełknąłem ślinę.
- Mi Ciebie również.. Theo.
🐺🐺🐺🐺🐺🐺🐺🐺🐺🐺🐺🐺🐺
Gdybyście mogli to napiszcie w komentarzu, co mogę poprawić, co jest źle. Chcę, by ta książka była miła i przejrzysta dla oka:) Miłego wieczorku wam życzę i biorę się za kolejną część❤️🐺
CZYTASZ
i still want you| thiam✔️
FanfictionBeacon Hills- pełne tajemniczych rzeczy, jak i ludzi miesteczko, w którym wreszcie zapanował spokój. Główne "siły obronne" opuściły mury miasta, na rzecz swojej przyszłości i własnego rozwoju. Obrona miasta spoczeła na barkach silnej Bety- Liam'a...