Pov Rye
Wieczorem wpadli do nas Brook i Mikey. Oczywiście z reklamówką słodyczy... Wolałem spędzić ten wieczór sam na sam z Andym ale w sumie oni też mają prawo spędzać z nim jego ostatnie chwile. Pomimo tego, że chłopcy kupili jego ulubione słodkości on nie tkną nawet jednego małego cukierka. Nie je nic od wczoraj. Dzisiaj nie wypił nawet łyka wody. Jest coraz gorzej. Bóle narastają a jemu coraz częściej jest słabo. Zaczynam się bać. Ta niepewność jutra jest koszmarnie przytłaczająca.
Gdy chłopcy już wyszli kolejny raz zaczęliśmy rozmawiać. Ostatnio robimy to coraz częściej. [...] - Chciałem cię poznać a nie zniszczyć ci tym życie - mówi ścierając łzę z policzka. - Nie zniszczyłeś mi życia. Naprawiłeś je. Dzięki tobie nauczyłem się kochać a nie tylko nienawidzić. - widzę swoje odbicie w jego szklanych oczach. Uśmiecham się delikatnie gładząc jego twarz. Blondyn nagle wstaje i podchodzi do szafy. Wyciąga z niej plecak i torbę. Plecak stawia przy szafie a torbę rzuca w moją stronę. Zaczyna pakować niektóre swoje rzeczy. Przyglądam mu się nadal nie wiedząc po co mi torba. - Pakuj się - mówi gdy zauważa, że nie zrozumiałem co mam robić. - Po co? - unosi zirytowany jedną brew. Wygląda uroczo. - Jedziesz na wakacje - A ty? - A ja do szpitala - wzdycha. - Nie ma mowy o wakacjach. Jadę z tobą - tak właśnie przez okrągłą godzinę sprzeczaliśmy się o to co zrobić. - Jutro rano jadę do szpitala - informuje i poraz kolejny zaczyna płakać. - Nie płacz kochanie - przytulam go i czuję przyspieszone bicie jego serduszka...
Po spakowaniu położyliśmy się spać. Było już późno. Następnego ranka postanowiliśmy się przejść przed wyjazdem do szpitala. Nagle Andy zasłabł. Upadł na chodnik i się nie ruszał. Wziąłem go na ręce i położyłam na ławkę obok. Zadzwoniłem na pogotowie. Przyjechali po piętnastu minutach. Rozmawiałem z ratownikami a łzy same cisnęły mi się do oczu. Karetka zabrała Andy'iego do szpitala a ja biegiem ruszyłem pod dom. Wsiadłem do samochodu i łamiąc przepisy pędziłem w kierunku miejsca gdzie znajdował się teraz mój blondyn. Lekarz nie wpuszczał mnie do sali przez pół godziny. Gdy jednak już dostałem się do środka moim oczom ukazał się przerażający widok. Andy jeszcze bledszy niż wcześniej leżący na łóżku, podłączony do kilku urządzeń i powoli przymykający swoje błękitne oczka. Usiadłem obok niego i zacząłem gładzić jego dłoń. Była chłodna. Andy patrzył przed siebie bez uczuć. Jego świszczący oddech echem odbijał się po sali. Nagle poprosił mnie abym poszedł do sklepiku po wodę. Oczywiście odrazu to zrobiłem...
Pov Andy
Obudziłem się wśród przytłaczająco białych ścian. Czuję, że odchodzę. Nigdy wcześniej tak źle się nie czułem. Nagle poczułem kłucie w klatce piersiowej. Poprosiłem Ryana aby poszedł po wodę. Nie dla mnie. Dla niego... Jestem już coraz bliżej końca. Nie chciałem aby widział jak umieram. Coraz trudniej łapie mi się oddech. Gdy postanawiam już nie walczyć do sali wraca Rye. Wtedy rozumiem, że nie mogę się poddać.
Maszyna podtrzymującą mnie przy życiu zmieniła dźwięk z rytmicznego pikania na nierówne...burczenie? Spoglądam ostatni raz w jego czekoladowe tęczówki. W głowie przelatują mi wszystkie wspomnienia. Nasz pierwszy pocałunek, święta, nowy rok, wszystkie wspólne spacery. I moment gdy wycinaliśmy w drzewie serce... - Kocham cię - mówię i zamykam oczy aby nigdy więcej ich nie otworzyć. Słyszę pisk aparatury i głos bruneta. - Ja ciebie też Andy - a potem już tylko jego płacz...
Chciałam wam tylko przekazać, że śmierć Andy'iego jest tylko fikcją a sam nasz kochany blondyn ma się dobrze
![](https://img.wattpad.com/cover/203707325-288-k720943.jpg)
CZYTASZ
Zdążyć przed końcem |Randy| Zakończone
FanfictionHistoria ta opowiada o młodym chłopaku, któremu pomimo młodego wieku zostało naprawdę mało czasu. Niecały rok na nacieszenie się życiem na ziemi. Z każdym kolejnym dniem traci chęci. Co się stanie gdy w życiu Andy'ego pojawi się tajemniczy Rye? Jak...