2

180 24 2
                                    

Przez całą matematykę nie mogłem się skupić. Cały czas myślałem o postawie Ryana. Dlaczego staną w mojej obronie? Nie mam pojęcia. Jedyne co wiem to to, że jest naprawdę przystojny... I te jego usta... Czekaj, co!? Nie mogę tak myśleć. Przecież jestem hetero.

Z wojny myśli, która toczyła się w mojej głowie wyrwał mnie dzwonek na przerwę. Spakowałem książkę i zeszyt po czym wyszedłem z klasy. Szukałem bruneta. Niegdzie go nie było. W końcu go dostrzegłem. Siedział na parapecie i robił coś na telefonie. Nie mogę po prostu podejść. Co miałbym mu powiedzieć?

Przeszedłem obok starając się nie zwracać na niego uwagi.
- O Andy! - uśmiechnął się i zaskoczył z parapetu. Telefon sprawnie schował w tylniej kieszeni rurek. - Hej Rye - powiedziałem niepewnie gdy zobaczyłem, że w naszą stronę zmierza dziewczyna, patrząc na mnie jakby miała mnie zabić. Ryan odwrócił na chwilę głowę po czym nic nie mówiąc złapał mnie za rękę i zaczą biec w stronę wyjścia ze szkoły. Jestem pewien, że w tym momencie się zarumieniłem. Biegłem jednak równo z nim. W końcu zatrzymał się a ja również. Nie puścił jednak mojej dłoni. Spojrzałem na nasze splecione dłonie. Zrobił to samo. -Przepraszam. - Mówiąc to puścił ją i podrapał się po karku. Nastała niezręczną cisza. - Spokojnie nic się nie stało - powiedziałem po chwili uśmiechając się. Odziwo zrobił to samo. - Tamta dziewczyna to Katy. Gdybyśmy nie uciekli najprawdopodobniej leżelibyśmy martwi na szkolnym korytarzu - zaśmiał się. Zrobiłem to samo dokładnie analizując każde wypowiadane przez niego słowo. Może to dziwne bo znamy się zaledwie od tamtej przerwy ale czuję, że mogę mu zaufać.

Po lekcjach wróciłem do domu razem z Ryanem. Świetnie się z nim rozmawia. Po wejściu do domu przywitał nas liścik od mojej mamy. Zignorowałem kartkę bowiem chciałem zająć się moim gościem. -herbaty? - spytałem na co pokiwał twierdząco głową. Rozglądał się dookoła. - Ładnie tu - powiedział idąc za mną do kuchni. Rano na stole zostawiłem leki. Chciałem je schować tak aby brunet nie zauważył ich ilości. Jednak gdy tylko podniosłem karton on lustrował jego zawartość. - Po co ci tyle leków? - spytał a ja zacząłem się stresować. Znam go zbyt krótko aby powiedzieć mu o mojej chorobie. - Nie ważne - odpowiedziałem na co uniusł brwi. Jeszcze przez jakiś czas starał się uzyskać odemnie odpowiedź. Nieskutecznie.

Około godziny osiemnastej Rye opuścił mój dom. Tak ten dom jest mój. Moja mama ma własny w centrum a ja mieszkam tutaj sam. Zdaża jej się paść na kilka dni. Ma klucze więc bywa tu czasem również gdy w mieszkaniu mnie nie ma. Mam wrażenie, że kupiła go tylko żeby mie patrzeć jak umieram. Potem pewnie sprzeda go a sama kupi sobie lepszy.

Wstałem z kanapy przypominając sobie o liście od mojej rodzicielki. Chwyciłem go w dłonie i zacząłem czytać. Nic nowego. Pisała, że nie będzie jej w mieście dwa tygodnie.  Nie mam pojęcia po co mi ta informacja.

Ruszyłem do sypialni. Przebrałem się i po chwili odpłynąłem w objęcia Morfeusza...

Witam!

Mamy drugi rozdział.
Mam nadzieję, że się spodobał.
Następny najprawdopodobniej w środę.

Ktoś czeka?
Dziękuję za uwagę💞

Do zobaczenia!

Zdążyć przed końcem |Randy| ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz