XXV

2 0 0
                                    

Przybyli z kolczugą
Taką wielką
Co do ziemi psa wnet by przybiła
Rozpromieni weszli do środka
Działać od razu zaczęli
Po cichutku wpełzli pod łoże

Czekali długo
Bo gospodarz gdzieś znikł
Popatrzyli na siebie
Szyderczym uśmiechem
Mijała kolejna godzina
Mordercy niecierpliwili się już

Drzwi trzasnęły
Ciemną postać zobaczyli
Jakoś dziwnie małą
Błysnęła błyskawica
Ukazując te lice
Tam dziecko stało
A na rękach swych drobnych
Człowieka trzymało
Ale już nie żywego

Rzuciła nim o ścianę
Ukazując swe zęby
To nie człowiek
To potwór ludzki
Rozglądać się zaczęło
Po czym wpełzło pod łóżko
Swe małe ząbki wbiło w czyjąś stopę
Zjadać ją zaczęło
Jeden z trzech zaczął uciekać
Ale zauważył, że to coś
Wężowy ogon ma
Spojrzał pod łóżko
Bestia wyskoczyła
Uśmiercając żywego

Wiersze natchnieniem pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz