VI

1K 38 7
                                    


   Leżałam na czymś, twardym i zimnym. Otwarłam leniwie oczy ale nie dostrzegłam nic oprócz ciemności. Strach powoli pożerał mój umysł. Głowa pękała jak nigdy dotąd, mróz szczypał nieprzyjemnie stopy i ręce. Wciąż miałam na sobie wilgotne ciuchy tyle, że bardziej ubrudzone i potargane. Usiadłam na tyłku i zorientowałam się że muszę siedzieć na betonowej podłodze. Dookoła panuje ciemność więc nie wiem gdzie jestem jednak po echu rozprzestrzeniającemu się po pomieszczeniu, stwierdzam że znajduje się w ogromnym pokoju. Po chwili doszły mnie głuche odgłosy ciężkich kroków dwóch ludzi jak i cicha rozmowa. Nagle zaatakowało mnie rażące światło latarki. Zasłoniłam oczy ręką by nie oślepnąć.

- Jak zawsze świetnie się spisujesz. - Powiedział ochryple mężczyzna, którego nigdy jeszcze nie słyszałam. Usłyszałam dźwięk przycisków a po chwili zgrzyt otwierających się okien. Zerknęłam za siebie. Zawitało we mnie ogromne zaskoczenie kiedy światło księżyca zaczęło przedzierać się do środka i oświetlać wielki hangar z ogromnymi skrzyniami i różnego rodzaju towarami. - Teraz wiem dlaczego szef tak dobrze cię opłaca. - Dodał po chwili mężczyzna. Zdezorientowana zerknęłam w stronę nieznajomego. W sekundzie rozpoznałam logo na koszulce ogromnego i łysego faceta. Logo gangu Marka Soltana. Debil z którym od lat mam problemy.

- Miło robi się z wami interesy. - Zesztywniałam na dźwięk głosu czarnego. Kilka chwil później zza pleców olbrzyma wyszedł czarnooki, uśmiechając się chytrze spoglądając na walizkę, którą trzymał w ręku jego towarzysz.

- Ty kutasie. - Syknęłam wstając na nogi. Jęknęłam bezgłośnie czując niemiły ból w plecach spowodowany spaniem na twardej podłodze. Czarny zerknął na mnie lekko poirytowany. Wściekłość przerodziła się we wrzącą, czystą złość kiedy uśmiechnął się do mnie kpiącym uśmieszkiem. Pokazałam mu środkowy palec na co zareagował teatralnym uderzeniem w serce. Szybko skupiłam uwagę na łysym gdyż zaczął do mnie podchodzić z nożem w ręku. Zaczęłam analizować moje szanse w tej walce. Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś co pomogłoby mi powalić napastnika na ziemie jak i drogi ucieczki. Jednak ku mojemu nieszczęściu żadnej broni nie dostrzegłam,a jedyne wyjście to rozsuwane drzwi, w których stał czarny liczący pieniądze. Ten sukinsyn jest zasranym łowcą głów!

- Nie mogę się doczekać na awans i imprezę kiedy dostarczę twoją głowę szefowi. - Powiedział rozbawiony mężczyzna. Uśmiechnęłam się niepewnie kiedy zorientowałam się że nie mam dokąd uciec. Moje ciało jest wyczerpane, a szanse na wydostanie się z tej opresji znikome. Inaczej mówiąc. Jestem w dupie.

Gruby rzucił latarkę i niebezpiecznie szybko do mnie podszedł. Nie dowierzając jego niesamowicie szybkim ruchom próbuję cofnąć się o krok dalej ale moje plecy napotkały zimną ścianę.

- Giń!- Wstrzymałam oddech panikując do reszty gdy ostrze zalśniło w świetle latarki. Znikąd na nadgarstku napastnika znalazła się czyjaś dłoń. Następnie druga zacisnęła mu się na żuchwie i po chwili słyszałam jedynie gruchot kości. Dostrzegłam jak martwe ciało grubego ląduje przy moich stopach. Przerażona spojrzałam na wprost siebie.

- Zaraz się na mnie wydrzesz ale pierw musimy się stąd ulotnić. - Powiedział pospiesznie czarnowłosy chwytając mój łokieć i ciągnąc za sobą. Zdezorientowana zrównałam z nim szybki krok. Niespodziewanie poczułam przelatujące koło mojego ucha ostrze, wbijające się w drzwi przed nami. Zaskoczona zerknęłam przez ramię za siebie. Serce stanęło mi w piersi gdy zobaczyłam jak mężczyzna, który przed chwilą leżał ze skręconym karkiem wstaje bez najmniejszego szwanku. Zaczął do nas podchodzić podwijając rękawy do łokci. Czarny popchnął mnie lekko za siebie. - Naprawdę, rękawki będziesz sobie teraz podwijał? - Spytał rozbawionym głosem. Łysy rzucił się na niego z przerażającym wrzaskiem, który zmroził mi krew w żyłach.

Syn Lucyfera *Nowa wersja*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz