XXIV

685 26 0
                                    


   Wraz ze Stiffem postanowiliśmy wracać do domu kiedy on skończy swoją zmianę. Do tego czasu miałam możliwość spakować ubrania i kilka rzeczy które chce ze sobą zabrać. Szatyn przyjechał po mnie o piątej nad ranem i razem wyruszyliśmy w drogę powrotną. Słuchając klasyków Rocka, śmiejąc się z innych kierowców i podziwiając ostatnie widoki pięknego miasto o nazwie New York. po jakimś czasie zaczęłam rozmyślać nad Lukasem. Podczas ostatnich kilku tygodni nie musiałam się nim przejmować i nie miałam powodów by się nim martwić. Jednak teraz wracam do domu. I jeżeli nie wyjechał gdzieś na wakacje to pewnie mnie znajdzie i będzie chciał ten kluczyk z powrotem....i mnie. Aż zakręciło mi się w głowie na myśl o ty co mogłoby mnie czekać. Kusząca rozkosz zaczyna powoli zalewać moje ciało sprawiając że staje się mokra na samo wspomnienie o tym anielskim ciele i diabelskich czarnych oczach. Wzięłam głęboki wdech przypominając sobie uczucie bezradności jak i euforię spełnienia kiedy to rozlewały się we mnie fale orgazmów. Czy ja na pewno chce ciągle pozostać w ukryciu? Moje rozmyślenia przerywają odgłosy strzelaniny. Zaskoczona spojrzałam w kierunku fabryki. Czyżby ktoś odwiedził moich chłopców?

Stiff skręcił w małą uliczkę prowadzącą na tyły budynku. Dźwięki stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Ktoś ewidentnie ma z nami problem. Zerknęłam do schowka przede mną jednak nie znalazłam broni. Zerknęłam na Stiffa pytającym wzrokiem.

- Od kiedy nie masz w aucie broni?

- Od momentu kiedy skapnąłem się że to nie moje auto.- Odpowiedział uśmiechając się wścibsko. Prychnęłam pod nosem. Auto stanęło a ja wyszłam z niego jak oparzona i popędziłam do tylnych drzwi, jednak zanim weszłam oparłam się o nie i nasłuchiwałam. Odgłosy strzelaniny dochodziły z głębi więc przy drzwiach nie powinno nikogo być, a nawet jeżeli to stał za mną Stiff, jestem ubezpieczona. Z impetem wparowałam do środka i ku mojemu szczęściu nikogo tu nie ma. Ciemny korytarz nic nie skrywa. Pobiegłam do salonu gdy nagle jakaś dłoń wynurzyła się zza rogu. Ledwo udało mi się ją ominąć jednak po czasie zdałam sobie sprawę, że to nie wróg, a Ed. Podeszłam do niego.

- Co tu się do kurwy nędzy dzieje!? - Syknęłam. Usłyszałam niemiły dźwięk kaszlu i zdałam sobie sprawę ze stanu mojego przyjaciela. Przykucnęłam i po omacku odnalazłam jego ramię, kilka sekund później dołączył do nas szatyn.

- To psy od Marka, szukają cię, nie idź tam. - Odpowiedział z trudem. Zacisnęłam mocno szczękę by nie ryknąć.

- Postrzelili cię?- Zapytał cicho Stiff, mimo to dokładnie dało się usłyszeć gniew w jego głosie.

- Taa, to nic wielkiego muszę po prostu odsapnąć. - Wstałam i przeczesałam włosy ręką. Zerknęłam na Stiffa. On wyciągał już z kieszeni kluczyki i chusteczki. Przykucnął i poddał to Edowi.

- Za tylnym wejściem stoi srebrne Audi, wsiadaj i przyślij nam posiłki. - Rozkazał. Bez dalszych rozmyślań pobiegłam w stronę salonu. Czujny wzrok mojego kompana dodawał mi odwagi kiedy wbiegłam do tylnej części salonu. Padłam gdy usłyszałam ryk Radoxa rozkazujący mi to zrobić. Wszędzie latają kule i szpecą nasze lokum. Odgłosy wystrzeliwujących broni odbijają się echem po pomieszczeniu, a proch ze ścian unosi się w powietrzu i zmniejsza widoczność. Zerknęłam w kierunku kuchni. Wszystkie bronie leżą tam. Zaczęłam czołgać się gdy nagle mocny chwyt podniósł mnie i usadowił twardo na podłodze.

- Co ty tu cholera robisz!? - Krzyknął Matt wściekle, zerknął na mnie i uniósł brwi. - Byłaś na siłce?

- Takie tam Zumba wieczorami teraz puścisz mnie w końcu bo muszę odstrzelić komuś głowę za to, że Ed siedzi tam i kwiczy! - Krzyknęłam. Matt zaśmiał się cicho, wyjął zza paska od spodni pistolet Shadow GNB i wpakował mi do ręki.

- 12 kulek, strzelaj z rozumem! - Walnęłam go w ramię obdarowując besztającym spojrzeniem, a następnie w tej samej chwili wychyliliśmy się przewróconego stołu. Zaśmiałam się kiedy na ślepo strzeliłam do pierwszego lepszego i trafiłam.

- WOOOW!

- Kurwa ostatni raz dałem ci pistolet do ręki! - Zbeształ mnie, jednak uśmiech nie zniknął mu z facjaty.

- Dobra teraz na poważnie! - Krzyknęłam zaczynając się rozkręcać.

Kilka chwil później przyjechały posiłki. Pochwaliłam Eda w myślach i wychyliłam się zza ściany wymierzając bronią w ciało ustawionego bokiem faceta.

- Miej oczy dookoła głowy.....trupie.- Zerknęłam w dal by pomyśleć kto taki przyjechał, jednak nie musiałam długo główkować gdy do moich uszu doszedł piskliwy i kobiecy głos Alexa. - Większego kretyna nie mogłeś ściągnąć, co? - Wymamrotałam. Pomoc zaczęła rozstrzeliwać wrogów od frontu, a my dobijaliśmy pozostałości jakie zdołały się skryć. Po kilku głośnych chwilach wszystko ucichło. Jednak ta głucha cisza pieszcząca moje uszy nie trwała długo.

- Klara!? Skarbie gdzie się ukrywasz!? - Zerknęłam do magazynku. Rozczarowanie zawitało w moje progi kiedy dostrzegłam pusty magazynek, co za pech, chętnie bym mu strzeliła kulkę w tą durną pałę. Alex stał po środku garażu podpierając się o postrzelone ciało. Radox, Matt, Schwan i kilku pozostałych chłopaków wyszło z kryjówek od razu za mną. Przystawiłam spluwę do skroni blondyna. Wszystkie spluwy trzymane przez ludzi Alexa skierowały się momentalnie na mnie jednak nie przejęłam się tym.

- Jeszcze raz powiesz do mnie ''skarbie'', a przestrzelę ci tą piękną mordę. - Zawarczałam. Alex podniósł ręce na znak kapitulacji i pokiwał innym by odłożyli broń.

- Nie złość się śliczna.....- Bez namysłu uderzyłam go lufą w tył głowy. Skulił się i odszedł kilka kroków. Dostrzegłam jak z lewej strony sięga po mnie czyjaś ręka jednak po kilku chwilach gościu chcący mnie chwycić kwiczał gdy wykręcałam mu dłoń. Poczułam klepnięcie w ramię. Nie musiałam się odwracać by wiedzieć kto to. Co jak co ale tak ogromną łapę ma tylko Radox. Puściłam przybłędę i spojrzałam na Alexa. Nienawidzę go odkąd okradł mnie z paru tysięcy dolarów i próbował porwać, a następnie zrobić ze mnie swoją domową dziwkę. Plus jest taki, że jest totalnym kretynem i można go bezproblemowo wyrolować.

- Dzięki za pomoc, odpłacimy się wam w piątek u Kreta. - Powiedział spokojnie Radox. Ta cała strzelanina trochę go rozładowała. Mogę wręcz, rzec że świetnie się bawił. Alex prychnął pod nosem i podszedł kilka kroków ku nam.

- Pomyślałem, że możecie potrzebować pomocy przy odnalezieniu tego całego Marka. - Otwarłam szeroko oczy. Jednak nie było dane mi nic powiedzieć ponieważ głos zabrał łysy

- Przemyślimy to, a teraz spadać z naszego terenu. - Oczy Alexa odrobinę się zwęziły przez co opanowałam śmiech i odwzajemniłam jego złośliwy wyraz twarzy. Podeszłam do niego dumnie wypinając biust, pokazując o wiele pewniejszą posturę.

-Dobrze wiesz gdzie twoje miejsce Alex, więc zmywaj się z naszej posiadłości albo dołączysz do tych typów z podziurawionymi głowami. - Warknęłam. Blondyn wzdrygnął się i po chwili cofnął o kilka kroków po czym pstryknął palcami i bez słowa wyszedł przez wywalone drzwi. Jego ludzie wyszli tuż za nim, rzucając w naszym kierunku wściekłe, niezadowolone i przepełnione pogardą spojrzenia. Kiedy wszyscy nareszcie wyszli, zaśmiałam się pod nosem i przeleciałam wzrokiem po zmasakrowanym pomieszczeniu. Westchnęłam widząc jak chłopcy plują i kopią martwe ciała wyrzucając z siebie resztki agresji i adrenaliny.

-Musimy posprzątać... - Jęknął Matt podchodząc do mnie. Uniosłam wysoko brwi i zaśmiałam się ironicznie.

-Kocham was, ale teraz przyda mi się długa kąpiel w samotności. - Odpowiedziałam głośno by pozostali również mnie usłyszeli. Odrzuciłam broń, poklepałam zaskoczonego Matta po ramieniu i skierowałam się do tylnego wyjścia gdzie czekało na mnie jakiekolwiek auto.

-Jaja sobie robisz, prawda?! - Krzyknął za mną brunet. Zaśmiałam się i pokazałam mu środkowy palec.

-Miłej zabawy, tylko się postarajcie!!

Syn Lucyfera *Nowa wersja*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz