Rozdział 2

790 30 24
                                    

- Jeszcze tylko godzinkę i do domu. – powiedziała moja przyjaciółka Luiza, z którą pracowałam w agencji reklamowej.

Bardzo lubiłam tę pracę. Dynamiczna, zawsze coś się działo i można było dawać z siebie ciekawe pomysły. Nigdy nie lubiłam siedzieć bezczynnie. Zawsze miałam ciekawe propozycje reklam i często dostawałam pochwały od szefa.

Dzisiaj jednak jakoś nic mi nie szło. Od samego rana siedziałam jak bym dostała kijem w łeb. Nie mogłam się na niczym skupić. Byłam jakaś dziwnie zmęczona, a przecież spałam w nocy bardzo dobrze.

- Kama – poczułam szturchnięcie w ramię.

- Co?

- Co, co? Jajco. – powiedziała Luiza przewracając oczami. – Co się z tobą dzisiaj dzieje? Zachowujesz się jakby cię stado bawołów przeleciało, tzn po tobie. – mrugnęła do mnie rozbawiona.

- HA HA HA – powiedziałam akcentując każde słowo – Bardzo śmieszne. Jesteś dowcipna, jak ksiądz na pogrzebie.

- Wal się Kam. – powiedziała i obie parsknęłyśmy śmiechem.

Tak, tak, właśnie też dzięki tej oto długowłosej brunetce o pięknych zielonych dużych oczach kochałam swoją pracę. Nasz duet był trochę popieprzony, ale kochałyśmy się jak siostry i rozumiałyśmy się bez słów. Czasem miałam wrażenie jakby Lu (bo tak zdrobniale do niej mogłam mówić tylko ja) siedziała w mojej głowie odgadując co mam na myśli.

**

- Wiesz Lu, od zawsze się zastanawiałam, dlaczego właściwie tylko ja mogę do ciebie mówić tak zdrobniale, a na innych się tak wkurwiasz o to? – spytałam otwierając drzwi wyjściowe, gdy wychodziłyśmy z pracy po 17. Trochę się nam dzisiaj przedłużyło, gdyż mieliśmy wszyscy do skończenia ważny projekt, który będzie prezentowany w najbliższy weekend, na corocznej gali z okazji przekazania znacznej sumy przez naszą agencję i inne tutejsze instytucje, na cele charytatywne.

- Bo jak inni do mnie tak mówią, to mam wrażenie jakby wołali to ciastko Lu petitki, które mają zamiar zjeść i wysrać zaraz. Za przeproszeniem oczywiście. – zerknęła na mnie puszczając do mnie oczko i krzywiąc się jednocześnie.

- O matko, że co? Jakie ciastko? – zaczęłam się śmiać na głos - Wariatka z ciebie, wiesz? – powiedziałam nie mogąc powstrzymać śmiechu.

- Może i wariatka, ale za to , to ja dzisiaj idę na super randkę z super gościem o imieniu Ernesto. – powiedziała śmiejąc się już razem ze mną i prostując jakby była z czegoś bardzo dumna.

- O nie, Lu. Znowu jakiś koleś z tego twojego pożal się boże portalu randkowego? – spytałam klepiąc się raz w czoło. – Jeszcze nie masz dość po ostatnich, czekaj, czekaj, ile to już ich było? – spojrzałam jej prosto w oczy starając się przypomnieć z iloma się umówiła na, jak to ona ujęła „miłe spędzanie nocy". – 21 tak ? W końcu złapiesz jakiegoś syfa przez to.

- 20 – powiedziała poważnie, zastanawiając się nad czymś i robiąc grymas niezadowolenia. – Dwudziesty pierwszy się nie liczy, bo to porażka. Słuchaj no jak można być takim idiotą? No jak? - Oho zaczyna się. Kolejna historyjka, w której pewnie się dowiem dlaczego nie przespała się z tym numerem 21.

- No bo patrz. – kontynuowała Lu, łapiąc mnie za rękę przed przejściem dla pieszych, żeby mnie pospieszyć, bo właśnie zielone światło zaczęło migać, żeby za chwilę przełączyć się na czerwone. – Jak można umówić się z dziewczyną, pisać z nią całe 3 dni. Rozumiesz?– zrobiła wielkie oczy wyciągając rękę i pokazując 3 palce - Aż trzy dni zajęło mu zdecydowanie się, żeby się spotkać.

- No nie prawdopodobne, to jak wieczność normalnie. – przedrzeźniłam ją.

Kontynuowała dalej, zdając się nie zauważyć mojego komentarza. – Jak już się zdecydował, umówiliśmy się w barze. Jeden drineczek, drugi drineczek. – uśmiechnęła się mimowolnie na wspomnienie – i cyk do hoteliku. Hotel ekstra wypasiony. – zaczęła gestykulować rękami - Taki wiesz, dżakuzi w łazience, wielkie małżeńskie łoże i lustro nad nim idealne do bzykanka. A ten pajac, jak przyszło co do czego, to nawet kurwa kondoma nie umiał założyć. Czaisz to??? – wrzasnęła jakby sama nie mogła w to uwierzyć.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Zatkało mnie, ale po chwili zaczęłam się śmiać tak głośno, że aż obejrzała się babka wieszająca pranie, na jednym z ogrodów, które mijałyśmy.

- I co zrobiłaś? – spytałam nieco uspokajając się, ale nadal nie mogłam odgonić od siebie wyobrażenia tego biedaka męczącego się z założeniem prezerwatywy na swojego penisa i stojącej nad nim wkurwionej Lu.

- No jak to co? Spierdoliłam. Spieprzałam, aż się kurzyło. – podniosła rękę jakby chciała pokazać na kogoś, kto właśnie ucieka. – Przecież skoro nie potrafił założyć kondoma, to ja już nie chcę myśleć, jak by udało mu się pocelować w moją biedną dziurkę. Jeszcze by mi siniaków na udach ponabijał.

- Masakra. – znów zaczęłam się śmiać, aż musiałam się złapać za brzuch, bo już mnie zaczął boleć od tego wszystkiego co mówiła. – Chodź idziemy do mnie na coś mocniejszego. Musisz się odstresować ty moja biedna, nie wyżyta siostro. - poklepałam ją po plecach.

- A żebyś wiedziała, że nie wyżyta. – pogroziła mi palcem przed nosem i złapała pod rękę.

**** 3 dni później***

- Gdzie ja jestem ? Co ja tu robię? Dlaczego jestem związana? – szarpię rękoma zakleszczonymi w jakieś obręcze. Staram się wyswobodzić, ale im bardziej staram się uwolnić, tym bardziej bolą mnie nadgarstki.

- Oooo królewna się obudziła. – jakiś gruby, szorstki głos powiedział z ironią. – Arek zawołaj szefa.

Facet mówi do kogoś. Dopiero teraz zauważam gdzie jestem. Pomieszczenie jest dość obskurne z podrapanymi ścianami, z których odpada reszta tynku. Przede mną znajdują się wielkie metalowe drzwi. Po lewej małe okno z kratą na zewnątrz, a po prawej wielki stół, do którego przyczepione są na każdym rogu jakieś dziwne, skórzane obręcze. Na suficie wisi żarówka wkręcona w zwykłą oprawkę zawieszoną na kablu. Ja natomiast przypięta jestem łańcuchami sztywno przymocowanymi do ściany. Klęczę na zimnej ziemi, gdzie zauważam resztki skrzepłej krwi.

- O matko. – mówię cichutko do siebie. Mój oddech staje się coraz szybszy i coraz bardziej płytki. Zaczyna brakować mi powietrza. Tylko nie teraz – myślę. Kam weź się w garść. Tylko nie mdlej teraz bo nie wiadomo co z tobą zrobią.

Staram się uspokoić i przypomnieć cokolwiek, co wyjaśniało by co oznaczają te łańcuchy, do których są przypięte moje ręce i co w ogóle ja tutaj robię. Wspomnienia wracają do mnie jak przez mgłę. Powrót do domu. Rozmowa z Lu przez telefon, a później ciemność. Nic kompletnie nic.

Nagle otwierają się te wielkie metalowe drzwi.

- Co ona tu kurwa robi?! - słyszę jakiś przeraźliwy ryk.

**********
Jak obiecałam tak zrobiłam. Mam nadzieję że się podobał rozdział. Czekam na komentarze kochani
Pozdrawiam

Uważaj, o czym śniszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz