- Żartujesz prawda? - zerwałam się z łóżka i podbiegłam do Antonio stojącego przy wielkim oknie. - Powiedz, że żartujesz do cholery. - szarpnęłam za ramię, ale nawet nie drgnął.
- Nie. Chciałbym żeby to był żart. Cholerny pieprzony żart. Ale niestety nie jest. - Powoli się obrócił spoglądając na mnie z żalem.
- I po tym wszystkim co mi zrobiłeś, przyjechałam tu żeby cię ratować? Popierdoliło mnie chyba. - z niedowierzania aż parsknęłam śmiechem, a on stanął jak wryty.
Szczerze, to sama nie wiedziałam czy bardziej byłam wściekła na niego, na sytuację w jakiej się przez niego znalazłam, czy na siebie. Miałam ochotę krzyczeć, przyłożyć mu, roześmiać mu się w twarz, a co zrobiłam? Rozryczałam się. Tak po prostu, zaczęłam płakać. Z niezrozumienia całej tej pogmatwanej sytuacji, z niemocy jaka ogarnęła mnie przez zanik pamięci i z histerii, coraz bardziej obezwładniającej moje ciało.
Byłam tak rozdarta, że nie wiedziałam co mam robić. Nie wiedziałam komu mam wierzyć. Nic nie rozumiałam.
Facet stojący przede mną skrzywdził mnie tak bardzo, że przez niego wymazałam całe dotychczasowe życie z pamięci. Dzieciństwo, rodziców, przyjaciół, chodź tak naprawdę nie wiedziałam czy takowi istnieli. Świat który mnie otaczał, przestał istnieć. Nie zostało nic. Kompletnie nic. Pustka niczym gąbka pochłonęła wspomnienia. Nie potrafiłam jej wycisnąć tak, aby wszystko wróciło na swoje miejsce. Nie było magicznego guzika, którym można by kliknąć i cofnąć czas. Ale czy to by coś zmieniło? Czy poczuła bym wtedy ulgę?
Tysiące myśli kłębiło się po głowie, a z oczu wypływały łzy wielkości ziaren grochu. Zdezorientowanie, bezradność, strach. To jedyne uczucia, którymi karmił się mój umysł. Desperacko starałam się przywołać cokolwiek z przeszłości, lecz pojawiał się tylko ból. Ból głowy. Ból mięśni. Ból mojego istnienia.
- Nie płacz, proszę. - Ujął moją twarz w dłonie i przesunął kciukami po wilgotnych policzkach ścierając słone łzy. - Nie wiem jak mam cię przepraszać. Nie wiem co mam zrobić, żebyś poczuła się lepiej. - Przycisnął mnie do swojej gorącej piersi i wtulił twarz we włosy.
Nie miałam siły aby go odepchnąć. Z nosem wtulonym w jego cudownie pachnące ciało i bezwładnie opuszczonymi rękami, stałam i czekałam. Czekałam, aż pod wpływem jego czułego uścisku, moje ciało przestanie dygotać. Aż myśli znajdą właściwy tor, a uczucia dowiedzą się czego tak naprawdę pragną.
Najchętniej czekała bym, aż życie samo naprawi wszystko to, co do tej pory poplątało. To jednak nie było możliwe. Musiałam osobiście tego dokonać.
Kiedy już poczułam się trochę lepiej i dygotanie ustąpiło lekkim dreszczom, usiadłam na skraju łóżka i zaczęłam zastanawiać się co powinnam uczynić. Wrócić do domu, czy zostać tutaj? Ale gdzie był mój dom, skoro nic nie pamiętałam. Gdzie było miejsce, do którego zawsze się wraca? Gdzie było to ciepłe gniazdko, w którym wszystkie problemy przestają mieć znaczenie? Było ono jednym wielkim znakiem zapytania, który powiększał się coraz bardziej.
- Co zamierzasz? - głos Antonio wyrwał mnie z rozmyślań. Kucnął przede mną i oplótł moje drobne dłonie swoimi długimi, ciepłymi palcami.
- Nie wiem. - szepnęłam, wpatrując się w kciuk głaszczący moją skórę. - Nie wiem co mam myśleć. Nic nie rozumiem. Jestem już zmęczona tym wszystkim. Chciała bym zasnąć i obudzić się gdy wszystko wróci do normy. Dlaczego to mnie spotkało? - chlipnęłam, wpatrując się załzawionymi oczami w jego szkliste źrenice.
- Nie wiem skarbie. Wiem jedynie, że to ja to wszystko spieprzyłem.
Siedzieliśmy przez chwilę w kompletnej ciszy. Szum morza za oknem, odbijając się od szarych ścian, dawał zdawkowe ukojenie. Powoli zaczęłam się uspokajać.
- Nie mogę zrozumieć jak można twierdzić, że się kogoś kocha ponad wszystko, a robić mu takie rzeczy. - zaczęłam bez jakichkolwiek emocji. Słowa same nasuwały się na język. Jedynym odzwierciedleniem mojego wewnętrznego bólu, były samoistnie płynące łzy. - Owszem, nic nie pamiętam i może nie wiem co skłoniło cię do takiego czynu, ale jeśli się kogoś kocha to dba się o jego bezpieczeństwo. Robi się wszystko, żeby ukochana osoba nie doświadczyła cierpienia. Może nie mamy wpływu na większość wydarzeń w naszym życiu. Nie mamy też wpływu na to, co los nam przynosi. Ale sami nie stwarzamy dla ukochanej osoby zagrożenia i nie ranimy jej.
Wyszarpnęłam ręce z jego dłoni lekceważąc smutny wyraz twarzy.
- Wiedz, że skoro tu przyjechałam po tym wszystkim co mi zrobiłeś, to musiałam naprawdę bardzo cię kochać. Nie ma takiej przeszkody, która by stanęła na drodze zakochanej osobie i nie pozwoliła dotrzeć do kogoś na kim jej zależy. Ale wiedz też, że dopóki nie odzyskam pamięci, dopóki nie dowiem się wszystkiego od samej siebie, co tak naprawdę czułam i co nas łączyło, nie wybaczę ci. Zapewne byłeś dla mnie wszystkim co miałam, skoro się tutaj zjawiłam i chciałam ci pomóc, ale to nie zmienia faktu, że mnie skrzywdziłeś w najgorszy sposób w jaki można skrzywdzić kobietę. To nie podlega wybaczeniu. Napewno nie teraz.
- Przepraszam cię za wszystko. - Położył głowę na moich udach i wtulił się mocno w mój brzuch.
- Przestań. Nie przepraszaj już więcej. To nic nie zmieni. - odsunęłam go od siebie.
- Będę czekał na twoje przebaczenie. Nie ważne ile to zajmie. Nie ważne jak wiele będę musiał zrobić. Będę czekał.
Przygladałam się jego twarzy, tak mocno wykrzywionej żalem. Przystojnym rysom schowanym pod kilkudniowym zarostem. Ciemne oczy, szkliste od łez tak usilnie chcących wydrzeć się na zewnątrz, zmiażdżyć przyjemny dla oka wizerunek męskości i roztrzaskać mężczyznę na drobne kawałeczki. Miałam przeczucie, że kiedyś mając taki widok przed oczami, zapewne skapitulowała bym i wybaczyła wszystkie krzywdy.
Kiedyś zapewne tak by było. Ale nie teraz.
Musiałam wszystko na spokojnie poukładać sobie w głowie. A do tego potrzebna mi była samotność i możliwość wsłuchania się we własne myśli i głos serca.
- Chcę odpocząć. Możesz wyjść?
Popatrzył zdezorientowany, ale wyszedł bez protestów. Zostałam sama. Wydarzenia minionych godzin wypompowały ze mnie resztkę sił, zmuszając do wniosków, że nie jest to dobry moment na rozmyślanie. Dlatego po kilku minutach zasnęłam okryta miękką pościelą.
***
- Nie możesz przecież jej zabrać w tym stanie. Lekarz powiedział, żeby się nie przemieszczała. - usłyszałam szept dobiegający z oddali.
Delikatnie otworzyłam oczy, sprawdzając czy sprawcy rozmowy znajdują się w pokoju. Nie było nikogo. Za to za drzwiami, toczyła się zacięta kłótnia stłumionych głosów Antonia i Luizy.
- Mówił też, żeby znalazła jakieś bodźce, które pozwolą jej odzyskać utraconą pamięć. Nie mówił ile nie może opuszczać tego miejsca, a minęło już kilka dni. Czas najwyższy na powrót do domu. Może tam sobie coś przypomni.
- Tu jest jej dom. - ryknął nagle, aż podskoczyłam na łóżku. - Nie pozwolę ci jej zabrać.
- Nie jest twoją własnością. - wrzasnęła Luiza.
- Ale jest moją kobietą.
- Swojej kobiety się nie gwałci. - chwila ciszy podczas której mężczyzna głośno wciągnął powietrze - Dziwne, że odrazu nie uciekła jak tylko się dowiedziała co jej zrobiłeś. Gdybym była na jej miejscu już latał byś bez fiuta.
- Twoje marzenie bycia na jej miejscu nigdy się nie spełni mała. - szydził z wściekłością.
To szło za daleko. Bałam się, że Luiza naprawdę rzuci się na niego, a wiedziałam, że nie miała najmniejszych szans w starciu z dobrze zbudowanym silnym mężczyzną.
Podeszłam do drzwi i szybko je otworzyłam natrafiając na zmieszane spojrzenia.
- Nie śpisz już? - pisnęli jednocześnie.
- Przy takich wrzaskach trudno spać. - syknęłam mierząc ich wściekłym spojrzeniem i dodałam głosem nie znoszącym sprzeciwu - Pozwólcie, że sama zdecyduję czy tu zostaję czy wracam do Polski.
CZYTASZ
Uważaj, o czym śnisz
RomanceGdybyś miała wybór... Wyjechać z niebezpiecznym mężczyzna, by ratować bliskich lub zostać i najprawdopodobniej zginąć. To co byś wybrała? Kamila miała bardzo dobre i poukładane życie. Pracę którą lubiła, zwariowaną przyjaciółkę i kochających rodzicó...