Drzwi samolotu otworzyły się przede mną, a gorące sycylijskie powietrze wdarło się na pokład, powodując że na moment straciłam oddech.
Wspomnienia powróciły z tysiąckrotną siłą uderzając z impetem w moje i tak już poranione serce. Przyjazd tutaj sprzed prawie dwuch lat. Uśmiechnięty Włoch oprowadzający mnie po posiadłości. Szczęśliwe chwile spędzone na tej pięknej wyspie, a później niezrozumiały atak Antonio. Obrazy przeszłości prześcigały się ze sobą, podążając do mojej podświadomości i raniąc jeszcze bardziej niż to wszystko co do tej pory przeżyłam.
Schodząc powoli po stopniach coraz mocniej żołądek skręcał mi się w supeł, a gęsia skórka, która wcześniej była tylko na rękach teraz pokryła całe moje ciało.
Co ja mu powiem? Pomyślałam spanikowana. Jak mam zareagować? Jak się zachować? Czy będę potrafiła spojrzeć na niego? Czy będę mogła rozmawiać z nim normalnie? A może faktycznie niepotrzebnie tu przyjechałam?
Tego co czułam w tej chwili, nie dało się opisać słowami. Niemoc. Strach. Żal. Dezorientacja. Chęć ucieczki. To była tylko namiastka uczuć, które kotłasiły się we mnie, powodując niewyobrażalne zdenerwowanie i panikę. Ściskając rączkę małej walizki na kółkach, szłam usilnie trzymając się postanowienia, że nie mogę stchórzyć i zawrócić. Uciec jak najdalej, zapomnieć o wszystkim i wszystkich. Miałam na to ogromną ochotę, ale przeświadczenie, że kiedyś uratował mi życie, mimo że później brutalnie je zniszczył, nie pozwalało poporostu odejść.
Głupie masochistyczne sumienie. Pomyślałam z kpiącym uśmiechem.
- No chodź już, limuzyna czeka - przyjaciółka, która nie chciała mnie puścić samej, stała i poganiała otwierając drzwi długiego lśniącego grafitem samochodu. - O ja pierdolę, ale wypas. - Zagwizdała zaglądając do wnętrza.
Wsiadłam zirytowana na Sofię, ponieważ prosiłam ją o dyskrecję, a ona odstawiła taki cyrk.
Nie chciałam prywatnego samolotu na wyspę, nie chciałam helikoptera, ani tej całej otoczki z ochroniarzami. No ale właśnie to dostałam. Najchętniej przyleciała bym klasą ekonomiczną, zamówiła taksówkę na lotnisku i przyjechała jak normalny człowiek do willi. Ale Sofia postawiła na swoim.
Z lotniska odrzutowców, na lądowisko helikoptera przywiozła nas ogromna limuzyna, przed którą i za którą podążały po 4 czarne suvy. Już nawet nie chciałam myśleć ilu ludzi "zatrudniła" do odeskortowania mnie do posiadłości.
- O ja pierdolę, jaka chałupa - krzyknęła Lu wysiadając z helikoptera.
- Powtarzasz się - burknęłam ponuro.
- Czy ty widzisz to co ja? Przecież tu jest jak w raju.
- Wiem... - powiedziałam smutno.
- To może jednak... - nie dokończyła łapiąc moje mordercze spojrzenie.
- Nie - warknęłam przez zęby widząc zbliżającą się siostrę Antonio.
Wiedziałam co chce powiedzieć i wcale ten pomysł mi się nie podobał. Nie zostanę tu dłużej niż to będzie konieczne. Byłam tak rozstrzęsiona i wściekła na siebie, że najchętniej już bym spierdoliła. Po cholerę ja się tu pchałam?
- Hej. Jestem Sofia. Ty pewnie jesteś Luiza. Miło mi cię poznać. - Przedstawiła się i przywitała z nią, aż nazbyt przyjaźnie. - Cześć Kam. Jak się czujesz po podróży? - Spojrzała przenikliwie.
- Cześć. Dobrze. Idziemy? - nie miałam ochoty wdawać się w jakiekolwiek konwersacje.
Zastanawiało mnie skąd ona u licha wiedziała jak moja przyjaciółka ma na imię? Jednak moje przemyślenia nie trwały zbyt długo, ponieważ co innego odwróciło moją uwagę.
CZYTASZ
Uważaj, o czym śnisz
RomanceGdybyś miała wybór... Wyjechać z niebezpiecznym mężczyzna, by ratować bliskich lub zostać i najprawdopodobniej zginąć. To co byś wybrała? Kamila miała bardzo dobre i poukładane życie. Pracę którą lubiła, zwariowaną przyjaciółkę i kochających rodzicó...