Stałam pośrodku pokoju, otulając ramionami rozdygotane ciało. Antonio z lodowatym spojrzeniem zbliżał się powoli, dopinając guziki czarnej koszuli.
Poczułam tak dobrze mi znany piżmowy zapach, niesiony wraz ze świeżym powietrzem wpadającym przez uchylone okno tarasowe. Zapach który tak bardzo kochałam, teraz wzbudzał we mnie strach. Jego kościstą rytmicznie zaciskaną szczękę, wykrzywił szyderczy uśmiech. Nie pojmowałam, jak mogłam aż tak się pomylić co do jego uczuć.
Instynktownie cofnęłam się do tyłu, wpadając na zimną taflę szkła. Przeszywający chłód rozlał się po moim nagim ciele, a dreszcze zawładnęły każdą, nawet najmniejszą kosteczką.
Jeszcze kilkanaście minut temu, gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że może jednak nie okaże się taki, jakiego obraz nakreśliła mi jego siostra, w mojej głowie.
Teraz już wiedziałam jak bardzo się pomyliłam. To co zrobił, nie pozostawiało żadnych złudzeń, a człowiek stojący przede mną, był potworem w pięknej skórze. Mężczyzna z moich marzeń i snów, okazał się bezwzględną bestią, raniącą do szpiku kości. Doszłam do wniosku, że może zawsze taki był? I to ja stworzyłam sobie wyimaginowany świat, w którym okrutny mafiozo, zakochuje się w zwykłej dziewczynie i żyją długo i szczęśliwie.
Stojąc naga, z jego dłonią na szyi, miałam pewność, że piękne scenariusze pisane są tylko do ckliwych telenoweli, a prawdziwe życie, dalekie pozostaje od cudownie kończących się historii.
- Antonio, proszę. - Wychrypiałam z trudem, czując coraz mocniej zaciskaną dłoń na szyi. Łez już nawet nie próbowałam powstrzymywać, płynęły potokiem, wprost na bezwzgledną rękę oprawcy.
- O co mnie prosisz ty mała... - Zacisnął zęby, ze świtem wciągając powietrze.
Przyciskając mnie mocno do lodowatej gładkiej powierzchni, uniemożliwił jakikolwiek ruch. Strach obezwładnił moje kończyny. Resztkami sił, próbowałam przywołać dawnego Antonio, kryjącego się jeszcze na dnie mrocznych źrenic.
- Przecież ty taki nie jesteś.
- Czyli jaki? - Wysyczał, poluźniając nieco uścisk. Chwyciłam jego nadgarstek, starając się oderwać od siebie silną dłoń, ale nawet nie drgnęła.
- Wcale nie chcesz mnie skrzywdzić. - Postać mężczyzny, rozmywała mi się przed oczami od nadmiaru łez. Gula w gardle niepozwalała wykrztusić nic więcej, a rozerwane serce paliło żywym ogniem.
Modliłam się, aby dał mi odejść i nie robił więcej krzywdy. Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. Nie miałam pojęcia, że może być aż tak okrutny w stosunku do mnie. Pokazał swoją prawdziwą twarz. Oblicze pełne pogardy i nienawiści. To wystarczyło, abym zrozumiała, że nas już nie ma. Miłość zniknęła wraz z kolejnymi razami zadawanymi, od momentu gdy siłą zerwał ze mnie ubranie.
To co się stało, było jak najgorszy koszmar, budzący w środku nocy. Nie było już nadziei na lepsze jutro. Ostatnie marzenia prysły, jak bańka mydlana, pozostawiając ból i rozgoryczenie.
To nie była bajka, w której Bella zmienia bestię w cudownego człowieka. To było życie, w którym bestia żyła w ciele pięknego mężczyzny.
- Przecież właśnie to zrobiłem, a ty mi mówisz, że nie jestem taki? - Zaśmiał się szyderczo, a po jego twarzy przemknęło niedowierzanie. Przez chwilę zastanawiał się nad czymś usilnie. Uścisk nagle zelżal. - Wynoś się. - Zawarczał i pchnął moje wycieńczone ciało, w kierunku drzwi.
Oszołomiona całą sytuacją, nie zawracałam sobie głowy moimi porozrzucanymi po podłodze ubraniami, po tym jak cisnął o podłogę walizką. Nigdy nie widziałam u drugiego człowieka takiej furii. Bezwzględności i nienawiści niszczącej wszystko na swojej drodze.
Wybiegłam z pokoju, chwytając w pośpiechu przypadkowe rzeczy z podłogi. Cienka bluza i krótkie spodenki, musiały wystarczyć by okryć nagie ciało.
Zbiegając po hotelowych schodach, co chwilę oglądałam się za siebie, czy mnie nie goni. Dopiero w taksówce oddalającej się od budynku, odetchnęłm z ulgą i dałam ujścia emocjom, wtulając się w kolana mamy.
Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę musiała uciekać od mężczyzny będącego dla mnie całym światem.
To był koniec. Koniec wszystkiego o czym marzyłam.
****
Siedziałam skulona na zimnych płytkach, pośród parującej wody. Pragnęłam zmyć z siebie ostanie godziny dnia, który właśnie dobiegał końca. Z zamkniętymi oczami, głową opartą o kafelkową ścianę, jak co wieczór zastanawiałam się co robi.
Minęło prawie dwa lata. Dwa lata cierpienia. Dwa lata, zastanawiania się czy zrobiłam dobrze, odchodząc od niego. Przez długie miesiące wyrzucałam sobie, że nie powinnam była doprowadzać go wtedy do takiego stanu. Może powinnam była mimo wszystko trwać przy nim, a obronił by mnie przed wszystkimi, tak jak obiecał.
Podświadomość kpiła sobie, uświadamiając co jakiś czas, że nie obronił by mnie przed samym sobą i prędzej czy później, doszło by do tego co wtedy zrobił. Odkąd uciekłam, co noc męczył mnie ten sam koszmar. Antonio stojący nade mną z paskiem w ręce, kneblujący moje usta krawatem. Ja przywiązana do łóżka i gwałcona przez niego na wszystkie możliwe sposoby. Ból fizyczny jaki wtedy czułam, był niczym w porównaniu do tego, co przeżywało moje serce. Po pewnym czasie, zdołałam wyłączyć się na tyle, aby nie czuć nic co robił. Lecz wyraz zadowolenia i pogardy na jego twarzy, gdy wymierzał kolejne pchnięcia, był nie do zniesienia.
Ilekroć zamykałam oczy, widziałam kurczowo zaciskane palce na moich biodrach, tworzące siniaki na długie tygodnie. Słyszałam sapanie wprost do mojegu ucha. Czułam język brutalnie wdzierający się do ust, nasączony alkoholem i powodujący odruch wymiotny.
Za każdym razem pojawiało się pieczenie pod powiekami i znikoma ulga w postaci łez wypływających z moich czerwonych, zapuchniętych oczu. Co wieczór siedziałam pod strumieniem gorącej wody, pragnąc by to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Tak bardzo chciałam cofnąć czas. Zrobiła bym wszystko, aby go nie spotkać.
Ale wtedy pojawiały się wspomnienia, cudownych chwil spędzonych w jego ramionach. Uśmiechu, rozjaśniającego nawet najpochmurniejszy dzień.
To tak bardzo bolało. Świadomość, że nigdy nie dowiem się, czy mógłby być inny. Szansa by się przekonać, czy zmieniła bym okrutnego gangstera w mężczyznę potrafiącego kochać, zniknęła bezpowrotnie.
****
Usłyszałam tupot małych stópek.- Mamo, mamusiu. Mogę z tobą spać? - Cichutki głosik wkradał się powoli do mojej głowy.
- Chodź kochanie. Już robię dla ciebie miejsce. - Przesunęłam się i uderzyłam nagle o coś twardego.
- To był tylko sen. - Otarłam spocone czoło i wybuchnęłam płaczem. Dłonie mimowolnie powędrowały na mój płaski brzuch, głaszcząc poprzeczną bliznę, jedyną pamiątkę po istocie, która mogła odmienić mój los.
Zwinęłam się w kłębek, mocno otulając kołdrą zziębnięte ciało.
Nic już nie mogło pozbierać resztek, mojego dwukrotnie rozerwanego serca.
CZYTASZ
Uważaj, o czym śnisz
RomanceGdybyś miała wybór... Wyjechać z niebezpiecznym mężczyzna, by ratować bliskich lub zostać i najprawdopodobniej zginąć. To co byś wybrała? Kamila miała bardzo dobre i poukładane życie. Pracę którą lubiła, zwariowaną przyjaciółkę i kochających rodzicó...