Jest piękny poniedziałkowy poranek w NY. Słońce powoli wschodzi ponad horyzont wieżowców. Camila, która zaczyna pracę dopiero o 8:00 może sobie pozwolić na taki rarytas z samego rana. Z kubkiem gorącej kawy, owinięta w ciepły koc siedzi na kanapie w swoim nowym mieszkaniu. Oszczędzała przez ostatnie dwa lata i mogła sobie pozwolić na wynajęcie loftu na Brooklinie. Górowały w nim surowe cegły i dodatki z czarnego-matowego metalu. To mieszkanko składało się z jednego pomieszczenia gdzie znajdowała się kuchnia,salon i jej sypialnia. Oddzieloną miała ogromną łazienkę z ogromną wanną na środku. Cieszyła się z tego, że może sobie pozwolić na takie luksusy. Na szczęście praca jej na to pozwalała. Pracowała jako powieściopisarka w ogromnej redakcji Jaureguicompany. Spełniała się w tej robocie w stu procentach, bowiem robiła to co kochała najbardziej, czyli tworzyła powieści miłosne. Przelewała na papier wszystkie swoje emocje związane z jej zawodami miłosnymi, których było dość sporo w ostatnim roku. Zadzwonił budzik, który sobie nastawiła na godzinę przed pracą. Podniosła telefon i wyłączyła, skierowała się w kierunku swojej łazienki z zamiarem wzięcia gorącej kąpieli przed trudnym tygodniem ciężkiej pracy.
W tym samym czasie w klinice dla osób z problemami z wydolnością nerek, w poczekalni na krześle siedzi ciemnowłosa, która oczekuje na swoje wyniki. Siedziała już od dobrych 30 minut i na zewnątrz była spokojna tak w środku panicznie się bała wyników. Im dłużej to się przeciąga tym bardziej chciałaby uciec i już nigdy nie wrócić tu. Rozbiegane oczy zauważyły małą dziewczynkę, która siedziała ze swoimi rodzicami. Nie wyglądała na zdenerwowaną, pewnie nawet nie była świadoma gdzie jest. Jej rodzice za to byli bardzo spanikowani, wiercili się, non stop głaskali po główce małą dziewczynkę. Lauren sobie przypomniała jak pierwszy raz tutaj była ze swoimi rodzicami. Było to może kiedy jeszcze była w liceum. Czemu tak późno zdiagnozowali u niej tą dysfunkcje? Przez to, że dziewczyna jeszcze w czasach licealnych miała duże ciągoty do alkoholu i narkotyków. Sama sobie załatwiła swoje zdrowie i to w zaledwie trzy lata. Rodzice nie odwrócili się od niej, ale ich stosunki troszkę się pogorszyły. Jednak kiedy się ogarnęła i zrozumiała, że dalej tak nie można żyć, poprosiła tatę żeby wprowadził ją do firmy. Tak się stało przez kolejne trzy lata zdążyła zasiąść w zarządzie firmy i być prawą ręką swojego ojca. Z retrospekcji wyrwał ją głos pielęgniarki.
-Pani Lauren!
-Tak
-Pani Kordei zaprasza do gabinetu
Dziewczyna wstała z krzesła i poszła w stronę gabinetu. Minęła małą dziewczynkę, która jej pomachała, a ona jej odmachała. Weszła przez drewniane drzwi do dość sporego gabinetu. Przy ścianie było biurko, które było zawalone poukładanymi dokumentami. Zza komputera można było zobaczyć piękną ciemnoskóra kobietę. Była zapatrzona w dokumentację, którą tez miała na komputerze. Najwyraźniej nie zauważyła kiedy kobieta weszła do pokoju. Lauren siadała na jednym z krzeseł dla pacjentów.
-No Lauren, dawno się nie widziałyśmy-powiedziała brunetka, nie odrywając wzroku od monitora
-Wiem Normani, ale patrz jestem- kobieta przeniosła wzrok na pacjentkę i się uśmiechnęła
-Ale wiesz zawsze możesz do mnie zadzwonić pogadać, albo zaprosić na kawę tak jak kiedyś. A szczególnie teraz kiedy wiem, że masz trudny okres w swoim życiu.
-Wiem, wiem, ale wiesz, że teraz w firmie mamy zawrót głowy.
-Wiem Dinah mi opowiedziała jaką jesteś zimną suką dla nowych- zaśmiała się
-O mój boże nie mów, że ona ci o tym powiedziała HAHAHA
-Słońce ona mi o wszystkim mówi, przecież jestem jej dziewczyną
CZYTASZ
14 Days
FanfictionLauren, szefowa jednej z większych redakcji w kraju, napotyka dziewczynę, która pomaga jej czerpać radość z życia. Kobieta jest w zaawansowanym stadium swojej choroby, to i tak stara się żyć normalnie. Jednak nie jest to łatwe, kiedy wszystko zaczyn...