Hi! Z góry chciałbym was prosić o zachowanie kultury w komentarzach (które są wspaniałą rzeczą, także błagam, nie bójcie się komentować. Uwielbiam je czytać), bądźmy osobami, które powstrzymują się od przeklinania oraz wulgarnego zachowania. Każdemu wtedy będzie milej.
Miłego czytania!
Beginning of the end, pt.1
Od zarania dziejów istniał świat niepojęty przez ludzki rozum. Istoty te przez wieki wiodły nudne życia opierające się na walce o przetrwanie, wyżywieniu rodziny, dbaniu o zdrowie. Prawie każda jednostka borykała się z problemami codzienności, nieraz ledwo dając radę połączyć koniec z końcem.
I wtedy pojawiła się wiara.
Ludzie wymyślili sobie miliony bogów, do których składali modły o dobrobyt i wszelką pomoc, gdy napotykali na swojej drodze zbyt wysokie przeszkody. Uznawali swoje bóstwa za coś wszechmogącego, niezniszczalnego i winnego należytego szacunku. Wierzyli, że to modlitwy pozwalały im na wytrwanie katuszy oraz wstanie z łóżka wraz z kolejnym nastałym świtem, by pracować na lepsze jutro.
Lecz los bogów był wręcz żałosny. Nie warty pozazdroszczenia.
Gdy śmiertelni dorobili się dostatku i spędzali swoje dni szczęśliwie bez najmniejszych problemów, ich modły umierały na częstotliwości. Coraz rzadziej i rzadziej... Aż nagle nikt nie pamiętał, by chociaż bezinteresownie porozmawiać ze swoim największym 'wspomożycielem'.
Wiara gasła, niczym ogień w ognisku, gdy ostatnie drewienko sypało się i obracało w popiół, gasząc jedyne źródło światła w spowitym cieniami lesie. Aczkolwiek zawsze odradzała się, jak piękny feniks, gdy przykry ciąg wydarzeń wpychał się zabłoconymi buciorami do ich domów drzwiami i oknami.
Kang Minki [Ren z NU'EST, ik jego nazwisko to Choi, ale potrzebowałam je zmienić na rzecz książki, sori] zawsze opowiadał swojemu jednorodzonemu o pierwszej usłyszanej historii z ust człowieka, jaka była w stanie go rozbawić.
Oni nazywali to legendą.
Pewnego razu ciężko pracujący wieśniak wczesnym rankiem wybrał się napoić krowy i wyprowadzić je na polanę. Gdy postawił nogę w stodole, jego zwierzęta muczały przeraźliwie z łbami zwróconymi w kierunku wyjścia na zieloną łąkę, na której codziennie beztrosko szamały soczyste źdźbła trawy.
Mężczyzna nawoływał swojego psa, a nawet imiona wszystkich swoich dzieci, sądząc, że któreś z nich postanowiło nastraszyć swojego biednego, starego ojca. Jednakże za każdym razem odpowiadała mu cisza przerywana jedynie szumem liści na wietrze, płaczem zaniepokojonych zwierząt oraz stukotem racic o twardą ziemię.
Strach w oczach muciek wprawiał jego serce w drżenie, a ciężka gula nie chciała ustąpić swego miejsca i przepuścić śliny przez gardło.
Pulchna, spracowana dłoń chwyciła widły z rogu hali, zaś druga złapała za wyżłobienie w drzwiach, by pociągnąć je w bok i dać wieśniakowi przejść na polanę.
Chłop nawet nie drgnął, upuszczając uprzednio złapane narzędzie, a jego szeroko rozwarte ślepia utkwione były w bladym ciele tuż przy progu. Jego kończyny powykręcane, jakby starał się przed czymś obronić, usta sine, a oczy podkrążone z widocznymi wilgotnymi śladami ciągnącymi się w dół na niemalże białe lica. Nigdzie nie widać było śladu krwi, a twarz wykrzywiona była w grymasie trwogi i niemiłosiernego bólu. Wówczas mężczyzna je ujrzał.
Dwa głębokie punkty na szyi jego najstarszego syna. Jakby ktoś dźgnął go dwukrotnie jednym pazurem wideł. Z tą różnicą, że nie dało się dojrzeć śladów po jakimkolwiek wytrysku karmazynowej cieczy. Jakby ktoś ukradł z niego cały płyn.
CZYTASZ
✔Blood's Fatum | HongSang
FanfictionATEEZ ff/ HONGSANG/ VAMPIRE/WEREWOLF au Yeosang mieszkał w starej posiadłości na klifie spory kawałek od najbliższego miasta. Jego ojcem był potężny hrabia Nomii, w okolicy znany, jako bezwzględny i wpływowy wampir, a nawet największy głupiec wiedz...