Rozdział 1

1.2K 74 13
                                    

2 lata później.

POV Marinette

Wzięłam pierwszy i ostatni kęs tej papki. To chyba nie porozumienie, że karmią nas w tej szkole gorzej, niż w więzieniu.

- Po co brałaś to, skoro mogłaś zjeść normalną kanapkę.- stwierdziła Chloe, zajadając się kawałkiem pizzy. Ślinka chyba mi poleciała.

- Oszalałaś?!- wtrącił mój chłopak.- Po pierwsze jest tam indyk, czyli mięso A po drugie znajdować się może też majanoz, który ma dużo kalorii.

Wywróciłam niezauważalnie oczami.

- Przecież to tylko kanapka. - i znów wzięła gryza.

Pierwsze co, jak wyjdę ze szkoły, to zamawiam pizzę!

- Idziemy po szkole do ,,ecofood"?- zapytał mnie chłopak.

A jednak może nie... będę musiała jeść zielsko.

- Pewnie.- uśmiechnęłam się, a Luka wziął do ręki łyżeczkę z mojej dłoni i nabrał na nią jakieś kremowe gówno i przystawił do moich ust. Zjadłam ukrywając obrzydzenie.

- Ja i Marinette wolimy się zdrowo odżywiać, niż jeść sam tłuszcz.- wskazał palcem na, już resztę, pizzy.

- Cóż, ty wolisz. Pierwsze słyszę, że Dupain-Cheng... Ała!- krzyknęłam kiedy kopnęłam ją pod stołem w nogę.

Chloe była moją przyjaciółką od gimnazjum. Na prawdę ja uwielbiam, ale czasem jest strasznie irytująca i nie umie trzymać języka za zębami.

Westchnęłam ciężko i spojrzałam na stolik, które były niżej nas. Cóż, my jako Elita siedzieliśmy na specjalnym podwyższeniu. Znaczy, to miejsce jest przeznaczone dla drużyny szermierskiej w naszej szkole, ale w niej znajdowała się praktycznie cała grupa popularnych w szkole chłopaków, no i oczywiście do Elity dołączam ja i Chloe. Jest jeszcze parę dziewczyn, lecz jedna to siostra Luki, Rose, a trzy pozostałe to jej przyjaciółki,  Angela i Nicol oraz Megan.

- Ja lecę do domu.- stwierdziłam bez namysłu, ale coś mi się przypomniało.

- Przecież byliśmy umówieni po szkole.- stwierdził Luka.

- Wiem, ale muszę iść.- oznajmiłam wstając i biorąc moją torebkę. - Jutro pójdziemy, w końcu to sobota.- wzruszyłam ramionami, a on przytaknął.

- Co mam powiedzieć pani Johnson?- spytała blondynka wyciąrając usta brudne od sosu pomidorowego.

- Wymyśl coś.

---

Na moich kolanach znajdowało się pudełko małej pizzy, a obok uda na murze stała cola. Westchnęłam i spojrzałam na krajobraz przede mną. Było to niebo, które miało kolor szare. Co się dziwić, skoro mamy początek stycznia?

- Jebać dietę.- szepnęłam do siebie i zaczęłam jeść pierwszy kawałek pizzy. Wyciągnęłam telefon i weszłam na instagrama.

Czułam się nie swojo. Mimo, iż często bywałam w tym miejscu co teraz, to miałam wrażenie, że jest mi obce. Ostatni raz byłam na tym murze, na obszarach miasta w listopadzie, kiedy miałam urodziny.

Chciałam już po raz tysięczny wejść na jedno konto na instagramie, ale po raz kolejny stchórzyłam. Nie byłam w stanie.

Mój wzrok wylądował na drzewie. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy zobaczyłam, że napis, który był wystrugany kluczami, dalej tam był.

Adrien I Marinette na wieczność.

Czemu to się wydaje śmieszne?

To miejsce było nasze i praktycznie codziennie tu przebywaliśmy. Od kiedy On wyjechał, bywałam tu tylko wtedy, kiedy była ważna data.

Rocznica naszego spotkania, czyli dwudziesty czwarty kwietnia dwa tysiące cztery. Mieliśmy wtedy trzy lata.

Jego urodziny, piętnasty kwietnia.

Moje urodziny, siódmy listopad.

No i dzień jego wyjazdu... czwarty styczeń, czyli dzisiaj.

Od jego wyjazdu nic nie jest tak samo...

...


Elita kontra ,,Przyjaźń" /Adrienette/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz