"Gdzie Jest Liv?..."

609 29 12
                                    

W środku nocy obudził mnie płacz. Wstałem z łóżka i poczłapałem do biurka gdzie w koszyku leżał syn mojej prawdopodobnie zmarłej przyjaciółki. Mały płakał strasznie głośno.

Postanowiłem sprawdzić co mu jest, pieluszka czysta, nakarmiony, to o co może chodzić. Zadecydowałem, że wezmę go do swojego łóżka. Trochę to ryzykowne zważywszy na różnice w masie ciała i w ogóle całym wymiarze, ale może go nie skrzywdzę.

- Śpij już mały, wujek Payno jest przy Tobie. - szepnąłem do małego.

Ten tylko pomrugał oczkami i posłał mi swój bezzębny uśmiech. Zaśmiałem się tylko i zostawiłem zapaloną małą lampkę nocną. Po chwili mały zasnął.

* * *

Obudziłem się jakoś po 8, miałem wolne od przedszkola, więc mogłem spokojnie załatwić sprawy urzędowe związane z malutkim. Jeszcze nie wymyśliłem mu imienia.

Zastanawiałem się co prawda, ale nic nie mogłem dopasować. Ubrałem się i ogarnąłem trochę maluszka po czym spakowałem do plecaka pieluszki i mleko w razie jakby zgłodniał.

Po drodze przy wyjściu wziąłem jeszcze dokumenty i zamknąłem drzwi na klucz. Wsiadłem do auta zapinając koszyk z malutkim pasami. Sam wsiadłem na miejsce kierowcy i udałem się do urzędu.

Siedziałem w poczekalni i wciąż zastanawiałem się nad imieniem. Nagle z moich przemyśleń wyrwał mnie głos urzędniczki, która zaprosiła mnie do gabinetu.

- W czym mogę Panu pomóc? - zapytała z lekkim uśmiechem.
- Chciałbym zapisać tego maluszka. - wskazałem ręką na dziecko.
- Dobrze. Ma Pan matryke urodzenia dziecka? - zapytała, a ja posłusznie podałem jej dokument.

Kobieta zapisała coś w komputerze po czym spojrzała na mnie pytająco.

- A kto jest ojcem? - wierciła dziurę w mojej głowie.
- Nie wiem. - odparłem cicho. - To syn mojej przyjaciółki. Ona zmarła zaraz po porodzie. - skłamałem.
- Rozumiem, matka dziecka to Olivia Horan, zgadza się? - dopytywała.
- Tak, tam chyba jest napisane. - zauważyłem.
- Dobrze. Jak będzie miał na imię syn panny Horan? - zastanawiałem się przez chwilę.

Przypomniałem sobie, że Liv bardzo lubiła pluszowe misie. Miała do nich wielki sentyment. Poza tym chciałem chronić dziecko. Spojrzałem na małego a potem na urzędniczkę.

- Bear... Bear Grey. - odparłem spokojnie.

Kobieta zapisała imiona na komputerze. Gdy skończyła dała mi do ręki dokument. Nic z niego nie rozumiałem.

- Co to? - zapytałem niepewnie.
- To dokument przyznania się do dziecka. - oznajmiła kobieta.
- Ale ja nie jestem jego ojcem. - odparłem niepewnie.
- Ale może być zapisany na Pana, z tego co widzę, to ma Pan też dokumenty adopcyjne. Możemy skrócić proces przez ten jeden papierek, który trzyma pan w ręku. - powiedziała kobieta spoglądając na mnie.
- No dobrze. Gdzie mam podpisać? - zapytałem a kobieta wskazała mi miejsce. - Mogę mu nadać swoje nazwisko z racji, że będę jego prawnym opiekunem? - dopytałem jeszcze.
- Oczywiście. Tylko muszę to dopisać. - oznajmiła.

Złożyłem podpis i po otrzymaniu aktu urodzenia wraz z pełnymi danymi maluszka wyszedłem z gabinetu i skierowałem się w stronę wyjścia.

Wkładając Beara do środka zauważyłem znajomą mi twarz. Mężczyzna podszedł do mnie. Miał speszoną mine.

- H-hej Liam. - usłyszałem.
- O hej, Zayn. - udawałem że nic się nie stało.
- Co tam u Ciebie stary? - zapytał i spojrzał na moje auto. - Masz dziecko? Nie chwaliłeś się, że wyrwałeś pannę. - gadał do mnie jakby nic nigdy się nie stało.
- W zasadzie to jestem opiekunem tego dziecka i muszę już jechać. - oznajmiłem ale zostałem przyszpilony do ściany.
- Ja wiem Payne, że to nie twoje dziecko. Gdzie Liv? - zapytał przez zęby.

Nie to, że pizda ze mnie. Odepchnąłem go i odbił się tylko od mojego auta.

- Ty mnie pytasz gdzie jest Olivia!? - zapytałem z wyrzutem. - Nie widziałem jej od roku!! - wykrzyczałem do niego.
- Ah tak? - zapytał - To z Tobą się skurwiła i ma tego bahora tak? To na pewno jej dziecko. - wycedził tylko.
- Nie Twój interes czujy to dziecko. A Liv to moja przyjaciółka i wiem co jej zrobiłeś skurwysynie!! - wykrzyczałem do niego.
- Jeszcze mi za to zapłacisz Payne. - odparł oddalając się ode mnie.

Usłyszałem jak mały zaczął płakać. Nawet nie spojrzałem w stronę odchodzącego Malika, wsiadłem w auto i odjechałem.

Wszedłem do środka. O dziwo drzwi były otwarte. W salonie spotkałem mojego chłopaka, który wrócił z rodzinnego miasta.

O fuck... Teraz będą pytania.

Pomyślałem i nie myliłem się. Blondyn podszedł do mnie i uraczył mnie pytającym spojrzeniem.

- Czyje to? - wskazał na dziecko.
- Liv. Ona... Umarła i przed śmiercią podrzuciła mi małego z prośbą o zaopiekowanie się nim. - odparłem.
- A gdzie ojciec dziecka? - zapytał.
- Jego ojciec bił Liv kiedy była w ciąży. Z resztą... - postawiłem nosidełko na podłogę i podeszłem do komody.

Wziąłem z niej papier i podałem blondynowi. Irlandczyk uważnie czytał i widziałem, że miał łzy w oczach. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Przepraszam Liam... Nie powinienem się tak unosić. Olivia była dla Ciebie jak siostra. To słodkie, że chcesz się nią opiekować. Ja Ci w tym pomogę. - oznajmił.

Nic nie powiedziałem tylko go przytuliłem szepcząc ciche dziękuję. Chłopak odsunął się kawałek i obdarzył mnie jednym ze swoich uśmiechów.

No to witamy w rodzinie Bear...

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Za namową pewnej pani, nie wymienię z imienia (Bluefirecrazy) odbędzie się mini maraton :)

Do następnego :)

Kamila xx.

Sweet Creature || 1D ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz