XXVIII

3.2K 223 61
                                    

-Gadaj kim jesteś?! I co to było za cholerstwo u góry?!- wycedził przez zęby Malfoy z różdżką przy gardle staruszka, który jako ostatni zszedł po drabince- Uwierz mi wiem co zrobić, aby zabolało, a nie mam żadnych powodów do pohamowania- kontynuował, a ja rozejrzałem się po pomieszczeniu. 

Pokój o ile można nazwać to pokojem, był w całości pokryty ziemią. Z sufitu zwisały korzenie oraz jakieś rośliny. Podłoga tak jak reszta, była pokryta ziemią i mchem, po prawej stało stare, zniszczone łóżko. Na końcu było biurko z masą różnorakich papierów, pełno półek z jakimiś tajemniczymi przedmiotami, a po lewej były trzy pary drzwi.

Biało włosy czarodziej jednak w dalszym ciągu uparcie milczał.

-Słuchaj, nie wiem czemu nic nie gadasz, ale nie przeszkadza mi to- warknął tracąc cierpliwość-albo jednak będzie mi bardzo, bardzo smutno jeśli nie będę słyszał jak błagasz mnie o litość- uśmiechnął się jak wariat, cały czas bawiąc się różdżką- Jeśli liczysz na szybką i bezbolesną śmierć to jesteś w błędzie. Owszem możemy cię zabić, ale możemy również sprawdzić co masz w środku. Powyrywamy ci paznokcie, wydłubiemy oczy, a potem pokroimy cię pomalutku, nerw po nerwie, aż twój mózg nie wytrzyma... wtedy cię wyleczymy i zaczniemy bawić się od nowa i od nowa i od nowa- powiedział, a mi przed oczami stanął widok Bellatrix.

Tak, w tym momencie Draco bardzo przypominał swoją ciotkę. Malfoy z uroczo oburzonego stanem swoich włosów nastolatka stał się wariatem z rozbieganym wzrokiem i sadystycznym uśmiechem, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.

-Jak myślisz-zacząłem- jak bardzo boli wydłubywanie oczu? Albo ile najdłużej można wytrzymać pod crucio?
-Stawiam, że bardzo i tak z maksymalnie dziesięć minut, ale zaraz możemy się przekonać-warknął patrząc na czarodzieja

-Pan Malfoy i Pan Potter, jak sądzę- rzekł w końcu
-Kim jesteś?- tym razem warknęła Parkinson
-Spokojnie dzieci drogie, nie zamierzam was skrzywdzić. Nazywam się Nicolas Flamel...
-Przcież...ty nie żyjesz! Jesteś duchem?....Czemu niby mamy ci ufać?!
-Jak sami widzicie żyje. Jestem alchemikiem, wiec istotą nieśmiertelną. Albus piał, że mogą przyjść przyjaciele, więc się przygotowałem. Przyjaźnimy się od bardzo dawna i odkąd zamieszkałem tutaj oraz straciłem sowę oraz można powiedzieć.... odizolowałem się od ludzi, tylko Albus wysyła mi listy. Nie wie czy żyję czy nie, ale w dalszym ciągu to robi. Opisał mi krótko sytuację i wiem kim jesteście. Jestem pod wrażeniem waszej odwagi oraz Pan Panie Malfoy, spokoju- szarooki powolnym i niepewnym ruchem odczepił różdżkę od szyi staruszka, oddalił się o kilka kroków, dalej jednak dzierżąc kawałek drewna w dłoni.

-Kim jest ten stwór na górze?- zapytała rzeczowo Hermiona
-Panna Granger- uśmiechnął się, a ta lekko pokiwała głową- to co przed chwilą widzieliście to Strażnik Lasu. Bestia pochodząca z samych początków czasu, zrodzona aby bronić lasu. Dzięki niemu odradzają się lasy, a tutaj w dalszym ciągu tętni życie. Uprzedzając wasze pytanie, zaklęcie nie podziałało ponieważ, stwór ten powstał przed nim. Nie można go zabić, a przynajmniej nikt nie zna na to sposobu. Odpowiedzialne za to są te runy po boku.
-Czego od nas chciał?- zapytałem
-Jesteście obcy, nie zna was i aby pilnować porządku chciał was pożreć- powiedział jak gdyby nigdy nic, poprawiając swoje białe włosy.

Ja w tym czasie znowu wzrokiem wróciłem do oglądania pokoju. Nad półkami zapełnionymi po brzegi księgami zobaczyłem butelki. Chyba trutkę na szczury, staroświecki monokl, słoik czegoś, co wyglądało jak ścinki paznokci, króliczą łapę z doczepionymi szponami. A jeszcze wyżej leżała... Och, cudownie. 

-Czy to czaszka?- zapytałem wskazując głową na przedmiot
-Jasny gwint-z agwizdała Hermiona
-Dobra- zamruczała Parkinson i odwróciła wzrok- Jeśli tam naprawdę jest czaszka, to nie chce wiedzieć. Za dużo wrażeń, na dzisiaj...
-Popatrz! Ma nawet włosy!- wykrzyknęła podekscytowana Miona, chwytając jej głowę i odwracając we właściwym kierunku
-Ooo! Widzę, że znaleźliście Emanuela!- powiedział entuzjastycznie Nikolas
-To do niego należy czaszka?- spytałem- do Emanuela?
-O boże- jęknęła Parkinson
-Wyszedł na powierzchnię, kiedy ziemia osunęła się po ulewie- wyjaśnił starzec- Znaczy jego trumna, zwykłe, byle jakie drewniane pudło. Obstawiam, że z końca XIX w. Tutaj, nie ma już nikogo, kto by się nim zajął, więc się zlitowałem i przyniosłem go do domu
-Otworzył Pan trumnę?- wykrztusił zniesmaczony Draco
-Tak- powiedział dumnie
-To obrzydliwe,  że to ciągle ma włosy- stwierdziłem
-On- poprawił mnie- okaż trochę szacunku
-Po prostu nie wiedziałem, że zwłoki mają włosy
-Skóry nie ma- powiedział twórca kamienia filozoficznego- Zaczyna gnić zaraz po pochówku i uwierzcie mi, nie chcieli tego wąchać. Ale włosy? Czasem się zdarza, że rosną kilka tygodni po tym jak zmarły odejdzie w zaświaty

-A tamto? Co to takiego?- zapytała przeszczęśliwa Hermiona, wskazując na plastikowe pudełko wypełnione przezroczystym płynem, w którym pływały czerwono-czarne plamki
-Niech Pan nie mówi, że pochodzi to od Emanuela. Błagam... -zajęczała Pansy

Nikolas zrobił ruch ręką, jakby chciał powiedzieć "nie bądź śmieszna"
-To macica- rzekł, a cała nasza czwórka zrobiła się zielonkawa
-Znalazł ją Pan w trumnie?- rzucił ironicznie Malfoy
-Nie, w szpitalu. Należała do mojej bliskiej przyjaciółki
-Dała Panu w prezencie swoją macice...w pudełku- zapytałem, bojąc się usłyszeć odpowiedzi
-Poprosiła doktora, aby zostawił jej ją po histerektomii.
-I dała Panu?!
-A miała pozwolić, żeby ją spalili w piecu?- spytał oburzony alchemik- Jeszcze czego!

****

-Która godzina?-zapytała po dłuższej chwili Hermiona, gdy otrząsnęła się po zbyt wielkiej, nawet jak na nią, ilości informacji. 
-Siedemnasta za trzy
-Jak to możliwe?!- zapytałem w szoku
-Nieprawdaż, że czas mija zdecydowanie za szybko
-Musimy...mamy dwie i pół godziny... nie zdążymy
-Zdążycie, jesteście już blisko celu...
-O czym pan gada do cholery, musimy wyjść! Nie widzę żadnego powodu by Panu ufać-wrzasnąłem. A jak nas uśpi, wytnie nasze narządy i wsadzi do słoików?! Nie chce być częścią kolekcji świrniętego alchemika, swoją drogą chyba najmądrzejszego alchemika, ale nie zmienia to faktu dotyczącego dziwnej kolekcji narządów na półkach!

-Zaprowadzę was- rzekł po chwili- znam przejście, a tak właściwie to widzicie je po swojej lewej. Znajdziecie się tam w na oko w godzinę. Przyznam, iż postąpiliście bezmyślne idąc trasą na około, ale cóż. A co do ufania, nie macie wyboru. Na górze czai się Strażnik i nie odpuści wam łatwo, nie lubi obcych
-Jak to na około? Czemu w takim razie nie pomógł nam Pan?!- zapytałem, a staruszek zaczął nam opowiadać
-Przyznam, że śledziłem was od początku, kierowaliście w dobrą stronę, jednak złą ścieżką. Ta którą szliście szła na około, lecz doszlibyście do celu. Za to na samym początku była droga idealnie na północny- wschód. Zamiast dziesięciu godzin, szlibyście pięć.
-Czemu nam Pan nie po..-nie dokończyłem przez rozrywający, ale znajomy ból na bliźnie.

Syknąłem cicho, a w głowie usłyszałem wrzask samego Voldemorta. Poczułem jak ktoś łapie mnie za ramię i starając się nie okazywać bólu zagryzłem wargę po której po chwili zaczęła sączyć się stróżka krwi.

-Ej, Pott..,Harry spójrz na mnie

Ciemno.
Wszędzie czerń. I ten dobrze znajomy psychopatyczny, zimny śmiech, tym razem połączony z wściekłością. Z otchłani wyłoniła się blada postać w czarnej pelerynie. Siedział na tronie, a w ręku trzymał różdżkę i długie truchło węża. Wokół stosy martwych ciał, pełno krwi, całe oddziały śmierciożerców i ten morderczy chichot. Po dłużej chwili gdy wszystko wróciło do normy otworzyłem lekko oczy, a przed sobą ku mojej wielkiej radości ujrzałem blond kosmyki- Wszystko dobrze? Coś się stało?

-Yhym- przytaknąłem i mocno objąłem chłopaka za kark
-Na pewno dobrze się czujesz?
-Jeszcze tylko jeden- powiedziałem przez łzy
-Co jeden? 
-Nie rozumiesz?- powiedziałem wycierając krople z moich policzków- Nagini...ona nie żyje. Jeszcze tylko jeden i ten pajac będzie śmiertelny...Pokonacie go, Draco!- wykrzyczałem z wielkim uśmiechem i uczepiłem mu się na szyi
-Chyba nie rozumiem- odpowiedziała Pansy
-Dumbledore zabił Nagini, węża!-krzyknąłem- Jest wściekły, ale jeszcze tylko jeden i go zabijecie
-Miałeś na myśli zabijeMY- warknął blondyn, a ja spojrzałem się na niego z jakąś dziwną czułością, jednak nie zaprzeczając jego słowom.
-Droga młodzieży- odezwał się staruszek- nie chce psuć waszej radości, ale musimy ruszać. Po drodze opowiem wam jaki jest najbezpieczniejszy i najkrótszy sposób na ucieczkę w lasu-westchnął wstając na nogi o raz otwierając środkowe drzwi- Zapraszam!- Nie pewnie popatrzyliśmy się po sobie i nie widząc innego wyjścia przeszliśmy przez drzwi

Jesteś moim...| Drarry ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz