"Do tej pory myślałam, że moim przeznaczeniem było wyzwolić świat od wszelkiego zła. Myliłam się. To nie zło tu było problem, a dobro"
*Opowiadanie nie ma na celu krytykować czyiś wartości*
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Asteroth
Nigdy nie żałowałem czynów których się dopuściłem. Byłem demonem, nie odczuwałem poczucia winy ani współczucia. Nie wyciągałem wniosków, ani też nie próbowałem sam przed sobą się tłumaczyć. Istniałem z dnia na dzień, nie przejmując się zupełnie niczym. Aż do dnia wczorajszego.
Wszystkie słowa które skierowałem do Sariel, chciałem natychmiastowo cofnąć. Jednak nie zrobiłem tego, ponieważ wiedziałem że tak będzie lepiej. To co między nami się działo, z każdym dniem coraz bardziej mnie przerażało. A umówmy się, nigdy niczego się nie bałem.
Nie chciałem mieszać jej w głowie, a już na pewno nie chciałem pogłębiać tego co się między nami działo. Jednak nie potrafiłem się jej oprzeć, a tym samym nie mogłem znieść jej widoku z kimś innym. Dlatego też kiedy wszedłem do kuchni i zobaczyłem, że wampir chce położyć na niej swoje przekrwione łapy- nie wytrzymałem. Zbyt długo ignorowałem jego lubieżne myśli o anielicy i zbyt długo pozwalałem aby panoszył się po mojej posiadłości. Najchętniej bym go zabił, jednak wiedziałem że straciłbym tym samym Sariel. Chociaż i tak mam wrażenie, że już ją straciłem.
Może byłem bestią w każdym tego słowa znaczeniu, ale gdzieś we mnie tlił się jakiś promyk nadziei i dziewczyna bezproblemowo się do niego dostała. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ją przy tym cholernym automacie, od razu wiedziałem że namiesza, jednak nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo.
Pociągała mnie w każdym tego słowa znaczeniu i sprawiła, że zaczęło w końcu na czymś mi zależeć. A konkretniej na niej. Nawet na samym początku nie patrzyła na mnie jak na zło wcielone. Gdzieś pomiędzy nienawiścią, którą do mnie kierowała, była również ciekawość i chęć zrozumienia mnie. Tak jakby był dla mnie jeszcze jakiś ratunek.
Jeszcze kilka miesięcy temu chciałem odejść z tego świata. Przebrnąłem przez tysiąclecia, byłem świadkiem nowych epok, narodzin a nawet wojen. Widziałem już wszystko, dlatego też tak bardzo chciałem w końcu przestać istnieć. Bezcelowość mojej egzystencji nurtowała mnie na każdym kroku i wieczność wydawała się w moim przypadku jedną z najgorszych kar.
Ktoś jednak postanowił sobie ze mnie zakpić, a konkretniej Gabriel i postawił przede mną Sariel. Niewinną, młodą anielicę, kompletnie nie gotową na to co znajdywało się na ziemi. Chciał żebym ją unicestwił i załatwił za niego brudną robotę. Nie spodziewał się jednak, że mnie zafascynuje do tego stopnia, że będę dbał o jej bezpieczeństwo. A nawet będę w stanie poświęcić wszystko, aby ją mieć.
Z frustracją złapałem się za głowę, lekko ciągnąc za swoje kosmyki. Sariel nie odzywała się do mnie już drugi dzień, a ja znowu wróciłem na kanapę. W ciągu dnia praktycznie jej nie widywałem, bo najwyraźniej starała się mnie unikać.