"Do tej pory myślałam, że moim przeznaczeniem było wyzwolić świat od wszelkiego zła. Myliłam się. To nie zło tu było problem, a dobro"
*Opowiadanie nie ma na celu krytykować czyiś wartości*
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Sariel
- Będziesz mnie prowadzić do ołtarza? - zapytałam zaskoczona. Zdecydowanie nie spodziewałam się, że Michael sami mi to zaproponuje. Muszę przyznać, że w zasadzie obawiałam się, że nie pojawi się na ślubie.
- Może się nie zgadzam z twoim wyborem, ale chcę twojego szczęścia. Poza tym nie ma innego rozsądnego wyjścia. - westchnął, opierając się o ścianę i patrząc na mój ubiór. - Biało-czarna sukienka, kto by pomyślał? - zapytał, unosząc kąciki ust.
Kiedy wybierałam sukienkę z Avillą, Kat i Lucy, wszystkie zgodnie stwierdziłyśmy że ta jest idealna. W pewien sposób pogodziła moje pochodzenie z pochodzeniem Asterotha.
- Myślisz, że zdenerwuję tym Lucyfera? - rzuciłam, jeszcze raz spoglądając na siebie w lustrze.
- Mam taką nadzieję. - wymamrotał, na co uniosłam kąciki ust. - Czujesz się zestresowana? - zapytał. Spojrzałam na niego kątem oka.
- Szczerze mówiąc, to nie. - odrzekłam. - Czuję się tylko i wyłącznie szczęśliwa. - dodałam.
- A co jeśli masz zbyt wysokie oczekiwania względem Asterotha? - powiedział. Przez chwilę się zawahałam, nim odpowiedziałam. Nie dlatego, że miałam jakieś obawy, ale dlatego że nie potrafiłam ubrać tego wszystkiego we właściwe słowa.
- Widziałam go w każdej możliwej sytuacji. - mruknęłam, odwracając się w jego stronę. - Kocham go i to musi wystarczyć. Poza tym on również czuje to samo. - dodałam z lekkim uśmiechem.
- Jeżeli cię skrzywdzi, to moje tortury będą gorsze od ognia piekielnego. - wymamrotał cicho.
- Mam taką nadzieję, bracie. - odpowiedziałam, następnie westchnęłam. - Jak myślisz, jak bardzo źle jest na górze?
- Obawiam się, że z nieba niewiele zostało pod rządami Gabriela. - rzucił. - Ale na razie się tym nie przejmuj, to twój dzień i twoja noc. Z nowym tygodniem wrócimy do rzeczywistości.
- Chyba jestem gotowa. - mruknęłam, podchodząc do niego. Następnie złapał mnie pod ramię i opiekuńczo uścisnął.
- Pamiętaj, zawsze możesz powiedzieć "nie". - rzucił z uśmieszkiem. Parsknęłam śmiechem.
- Obawiam się, że Lucyfer nie przyjąłby takiej urazy. - mruknęłam, idąc razem z nim długim korytarzem.
- Trudno, w zasadzie zawsze chciałem stoczyć walkę z samym władcą piekieł. - dodał, wyraźnie zadowolony tym pomysłem. Kiedy zbliżaliśmy się do drzwi, które prowadziły do ogrodu, zaczęłam odczuwać lekki stres. Nie dlatego, że byłam niepewna tego co robiłam, ale dlatego że miałam wrażenie iż czekałam na ten moment całą egzystencję.