#16

3.2K 93 3
                                    

Bella:
Nie spałam całą noc... Siedzę przy wyspie kuchennej i patrzę tępo w ścianę.
- Bella ogarnij się... - powiedziałam sama do siebie.

Oderwałam wzrok. Gdy zobaczyłam siebie w lustrze o mało co nie krzyknęłam. Wory pod oczami, przekrwione oczy. Rozczesałam swoje długie włosy przebrałam się w zwykły dres i spowrotem usiadłam. Akurat teraz drzwi się otworzyły. Przyjechali... Czułam że idą dalej siedziałam nieruchomo tyłem do nich.
- Cześć sk... - nie dokończył bo spojrzałam na niego z nienawiścią w oczach.
Westchnął.
- Bella.. Wiem zachowywałem się przez te lata okropnie.. BELLA do cholery jestem twoim ojcem odezwij się chociaż!

Spojrzałam na niego.
- Słucham..
- Tak.. Twoja mama żyje. Ma się dobrze.
- Po co ci Tifanny? Skoro mama żyła i żyje!
- Tifanny to twoja mama więc szacunku trochę.
-Co proszę? Nie chyba cie jebło! Po co ci ona. Mama żyje! Gdzie ona jest?
- nie.. Nie mogę ci nic powiedzieć. Zakochałem się w Tifanny a twoja matka piła i potrzebowała leczenia...
-Nie rozśmieszaj mnie... A listy?!

Zamilkł. Czytałam je.. Pisała do mnie ze wyszła z tego że chce mnie zobaczyć.
- córko... Musiałem cię ukryć!
-Ukrywałeś mnie przez te lata?!
- Musiałem..
- Chce zobaczyć mamę..
- Nie możesz jej widzieć.
- Podaj. Mi. Adres.!
- Szacunku kurwa! - uderzył mnie w twarz.

Po raz kolejny mojemu ojcu tak puściły nerwy. Łzy spływały mi po policzkach. Zabrałam klucz do ich pokoju po drodze zamykając swój. Zaczęłam przeszukiwać rzeczy mamy. Jakiejkolwiek poszlaki gdzie szukać. Jedyne co znalazłam to wiórki papieru. Wyszłam z pokoju.
- Gdzie Alex? - zapytałam z pogardą Tifanny.
- Tata właśnie po niego pojechał. Bella posłuchaj. Kocham cie jak własną córkę. Nie traktuj nas tak.
- Tifanny... Sory! Ale ukrywaliście mnie przez tyle lat. Żyłam w świadomości że była okropna matką i piła. A tak na prawdę to wy jesteście potworami!

Wyszarpałam się jej i poszłam do pokoju. Od razu wybrałam numer do Carmen.
- Siemka, jak się czujesz.
-Okropnie... Idziemy dzisiaj się najebać.
- Jasne laska. O której?
- Bierz chłopaków o 20 pod klubem.

Była 12.. Myślałam nad tym wszystkim. Postanowiłam wyjść na balkon. Oparłam się o poręcz i oglądałam. Nie dociera to do mnie. Dlaczego kiedy zjawił się Flynn nagle wszystko wyszło na jaw? Co jeszcze ojciec przede mną ukrywa? Może to przez tego jego szefa... Nagle wyszedł Justin. Odwrócilam się i udawałam że go nie widzę. Dante... Ma dziewczynę, chyba. Justin to mój wróg chociaż lubię go. Została mi tylko Carmen. Blake chciał tylko seksu.. Ale, może właśnie tego mi trzeba? Wątpię.
- Co tak stoisz idiotko? - zaczął się śmiać.
- Ha ha..
-Okres?
- Justin zamknij się. Wyszłam tylko na balkon!
- I gapisz się tępo w drzewo hmm ciekawe.
- Czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć, słyszeć i widzieć!?

Weszłam s powrotem do pokoju. Walnelam się na łóżko. Po jakiś trzech minutach Tiffany powiedziała że mam gościa
-Nikogo nie zapraszałam Tiffany.. - powiedziałam znudzona.

W tym momencie drzwi się otworzy i stał tam.... Jebany Justin Harmon.
- Witam..
- Pozwoliłam ci wejść?
- Lepiej gadaj o co chodzi.
- nie?

Wstałam i udałam się do łazienki. Chciałam zamknąć drzwi ale szarpnął klamką.
-Jezu człowieku wyjdź! - krzyknęłam.
-No mów no..
-Od kiedy cię cokolwiek obchodzi?
- Wyglądasz okropnie. Czyżby sytuacja z mamuśką?

Za machnęłam się i uderzyłam go.
Wybiegłam z łazienki i zucilam się ja łóżko.
-Pożałujesz!
-Hahahah nikt cię nie zapraszał śmieciu! Wyjdź! - już miałam łzy w oczach.
-.. Nie?
-Wyjdź! Zostaw mnie samą ale już!

Zaczęłam go wypychać. W tym momencie przyszedł ojciec z Alexem. Pies rzucił się na mnie i zaczął lizać.
Śmiałam się i tuliłam psiaka. Gdy tylko zobaczył Justina od razu zaczął warczeć. Uspokoiłam psa i puściłam go aby poszedł przywitać się z tą franca...
- Dzień dobry Justin - powiedział tata.
- Dzień dobry. Ja właśnie przyszedłem do Belli.
- Już musiałaś się żalić!? Że matki mie pozwoliłem ci zobaczyć? - powiedział tak nerwowo..

Spojrzałam na niego jak wryta. I się zająknelam
-Nie, akurat nic mu nie mówiłam - powiedziałam szeptem.
- A.. Ekhem wybacz perełko - uśmiechnął się. - zostajesz uziemiona... Wiem że dzisiaj piątek ale trudno. Nie wyjdziesz z domu!

Patrzyłam na niego z taką nienawiścią jak nigdy dotąd
- Teraz widzę prawdziwą twarz kochającego tatuśka. Jesteś pierdolonym zerem!

Trzasnęłam drzwiami pokoju tak że prawie wyleciały.
- Nie trzaskaj mi drzwiami gówniaro!
- Przypominam że jest tu twój Justin uważaj bo jeszcze rozpowie jakim wrednym ojcem jesteś.
- Proszę Pana, uspokoję ją.. Zadzwonię po Carmen.

Słyszałam westchnięcie ojca. Odszedł.
- Nawet nie próboj tu wchodzić łajzo.. - trzymałam drzwi. Ale on był silniejszy.

Usiadłam naburmuszona na łóżku.

***30 min później ***
Opowiedziałam Carmen wszystko. Rozpłakałam się.
- Rozumiesz? Uziemił mnie. Nawet na tą imprezę nie pójdę. A moja mama? Nie wiem gdzie jest..
- spokojnie. Na imprezę dasz radę boooo kochanie masz balkon przecież.
A mame znajdziemy spokojnie.

Nagle ojciec wszedł do pokoju i żucil tekstem.
- Wybaczcie moi drodzy ale muszę porozmawiać z córką..
- Nie? Zostaną tutaj.
-Yh.... Bella. Wyprowadzamy się.
- Nareszcie.
-Ty z nami.
- CO?! - krzyknęłam Carmen.
-Nigdzie nie jadę! Muszę.. Carmen Justin widzimy się później..

Wyszli. Od razu krzyknęłam.
- masz dopiero 17 lat!
-gówno mnie to obchodzi zamieszkam sobie z kimkolwiek tutaj!
- Nie pracujesz.
- Coś musisz mi przelewać pieniądze TATO. Wyjdź.
- Wyjeżdżamy rano..
-NIE!!

On chyba zwariował.
- Ukrywasz mnie przez tyle lat!, kłamałeś! Byłeś.. Sztuczny! A teraz przeprowadzka. Co to to nie będzie trzeba zamieszkam nawet u najgorszego wroga. Znajdę mamę.
- Jesteś taka sama jak matka...
-Za to ty jesteś zerem. Kochałam cię rzuciłabym się w ogień za tobą. A ty bezczelnie kłamałeś.
-Musiałem!
-Nie wyjade.. Zostaw mnie samą.

Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem... Trochę mnie to ruszyło ale muszę być twarda.. Pies spał więc nie mam co robić. Już godzina 16.. Odpaliłam serial shadowhunters i oglądałam.

*****
Fuck! Fuck! Już 19 za bardzo się wciągnęłam. Umyłam szybko włosy zaplotłam kilka warkoczy aby mieć falowane. Zrobiłam makijaż i wybrałam ciuchy :

Ubrałam czarne buty na obcasie i pomalowałam się. Wykonałam zwykły makijaż i wykończyłam czerwona szminką. Wzięłam do torebki pieniądze, klucze z domu.
Przy okazji zamknęłam na klucz drzwi z mojego pokoju by ojcu nie zachciało się do niego wejść.
- Gdzie ty się wybierasz? - powiedziała Tiffany.
- Chyba nie muszę ci się tłumaczyć..
- Bella, wiem że to dla ciebie ciężki okres ale nie traktuj mnie tak. Nic ci nie zrobiłam... Idź nic mu nie powiem.
- Ależ ty jesteś miła mamo - uśmiechnęłam się sztucznie i wyszłam z domu.
Szkoda mi jej. Moje zachowanie jej dziecinne. Ale chce im pokazać jak bardzo boli mnie to co mi zrobili.

Zadzwoniłam do Carmen :
- No ty zołzoo kto po mnie przyjedzie? Stoję tu i czekam.. - powiedziałam
- Kurna... Ja jestem już prawie ma miejscu z Justinem. Ty małpo mogłaś dzwonić!
- Ugh dobra będę za pół godziny. Idę tam.

Rozłączyłam się. Czas dreptać...

******
Już prawie jestem, widzę już auto Harmona.
- Debile obsrane! Bolą mnie całe nogi.. - starałam się nie śmiać.
- Ślicznie wyglądasz - wyszczerzyl się Dante.

Debil...
- Wiem. Nie musisz mi tego mówić. - uśmiechnęłam się fałszywie.
- chodźcie już - powiedziała Carmen

Weszliśmy wszyscy do Klubu, Dante mierzył mnie wzrokiem ale miałam to w tyłku.. Sory ale nie będę dla niego miła.. Carmen tańczyła z Austinem więc ja podeszłam do Blake'a.

-... Hej- powiedziałam trochę nie pewnie.
- Cześć? - popatrzał na mnie znudzonym wzrokiem.. Chyba ma trochę przewalone w domu. Ale zagaduje dalej.
- Jak tam?
-.. F- co? Czekaj co ty chcesz? - naburmuszył się.
- Niczego nie chcę o co ci chodzi? - zaczęłam się śmiać.
- Nagle się do mnie odzywasz?.. Idź sobie z tąd. - powiedział wrednie.

Hmm... Zostawię go na razie idę potańczyć...

Wróg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz