14.

87 5 0
                                    

Rezem z chłopakiem weszliśmy do środka, po chwili zauważył nas profesor.
- Harry! Ashley! Nareszcie jesteście, wejdźcie proszę.
- dobry wieczór- chórem przywitaliśmy się z mężczyzną.
Slughorn pokazał nam ręką obyśmy usiedli przy stole i już po chwili wszyscy zaproszeni byli już na swoich miejscach.
Ja usiadłam koło Zabiniego a Harry koło Hermiony i wolnego miejsca.
Zdziwiłam się, czyżby ktoś jeszcze miał dotrzeć...
Zaczęliśmy rozmawiać, nauczyciel wypytywał nas o rodziców i aspiracje po zakończeniu Hogwartu.
Nagle drzwi do gabinetu otworzyły się i w nich stanęła Ginny Wesley.
Miała czerwone oczy, było widać że wcześniej płakała.
Wszyscy byli zmieszani, zerknełam na Pottera zachowywał się dziwnie...
Patrzył na dziewczynę jak zahipnotyzowany i po chwili gwałtownie wstał. Spojrzałam na Hermionę ona prawie niezauważalnie dała mi znak.
Wiedziałam o co chodzi...
Ten niezwykły chłopak, ten który uciekł śmierci zakochał się w rudowłosej dziewczynie.
Po chwili zamieszanie ucichło a Ginny usiadła koło Harrego.
Rozmowy ze Slughornem były nietypowe, wiedziałam że wypytuje wszystkich w celu zebrania informacji.
Profesor zwrócił się do Granger, zapytał o jej rodziców. Widziałam, że dziewczyna jest speszona lecz powiedziała prawdę, że rodzice są mugolami i pracują jako dentyści.
Mimo iż nauczyciel próbował nie pokazywać tego po sobie ja dostrzegłam, że czuje się lepszy od jej rodziny... on jest czarodziejem... zna magię... oni nie...
Z rozmyśleń wyrwał mnie głos profesora.
- a twoji rodzice Panno Moon?
Nie byłam zaskoczona jego pytaniem, zostałam jako ostatnia więc tylko czekałam kiedy to pytanie padnie.
Ale mimo wszystko czułam się nieswojo, mówienie o ojcu mimo iż minęło już tyle czasu nadal jest dla mnie bardzo trudnie...
Blaise chyba zauważył moje zmieszanie, ponieważ złapał mnie pod stołem za rękę.
Jego gest naprawdę dodał mi otuchy...
- moja matka pracuje w ministerstwie a ojciec... on już nie musi pracować... nie żyję...
Nauczyciel spojrzał na moją twarz, niewiem dlaczego ale przyglądał mi się dość długo. Nie odpowiedział nic tylko delikatnie się uśmiechnął i zmienił temat.
Ja mimo wszystko domyślałam się dlaczego tak zareagował, dobrze wiedział o przyczynach śmierci ojca...
Jego również prześladowali smierciożercy tak jak moich rodziców.
Naszczęście po śmierci ojca dali nam spokuj ale mimo wszystko jesteśmy z matką ostrożne... wiemy, że Voldemort nie daje nigdy za wygraną i zawsze może ponownie zwrócić się do nas abyśmy się do niego przyłączyły.
Jesteśmy rodziną czystej krwi, moi rodzice byli w zakonie feniksa.
Lecz po śmierci ojca mama już nie uczestniczy w spotkaniach.
Sprawiają jej zbyt wiele bólu i przywołują zbyt wiele przykrych wspomnień.

Reszta spotkania minęła bardzo spokojnie, nauczyciel zaprosił nas na bal bożonarodzeniowy, który organizacje dla członków klubu ślimaka 2 dni przed feriami świątecznymi.
Możemy zaprosić osobę towarzyszącą.
Wszyscy zaproszeni zaczęli wracać do swoich pokoji, szłam z Zabinim pod rękę.
- odprowadze cię- niespodziewanie powiedzial chłopak, już chciałam się zgodzić lecz przypomniało mi się, że muszę porozmawiać z Malfoyem.
A lepiej aby Blaise o tym nie wiedział...
Postanowiłam jakoś się wykręcić.
- nie musisz, spotkajmy się jutro.
A i jeszcze jedno mam nadzieję, że pójdziesz ze mną na bal u Slughorna.
Chłopak uśmiechnąl się i powiedział.
- oczywiście, że idziemy razem.
To do jutra kochanie...
Po tych słowach chłopak pocałował mnie i zostałam sama.
Zaczełam iść w stronę obrazu przedstawiające Salazara Slytherina.
Kiedy stałam już przed dormitorium chłopaka, wzięłam dwa głębsze oddechy dla odwagi i zwróciłam się do obrazu.
- czy Draco jest w środku?
Mężczyzna z obrazu dziwnie na mnie spojrzał po czym oschlę powiedział.
- tak...
- to wpuść mnie do niego, mam ważną sprawdę.
- przykro mi jednak nie mogę tego zrobić.
Zdębiałam na jego słowa, jak nie może...
Postanowiłam nie dawać za wygraną.
- wiesz, że jestem prefektem... muszę z nim porozmawiać o obowiązkach.
- dobrze wiem kim jesteś lecz Panicz wyraził się jasno.
Przeklęty obraz, muszę coś zrobić...
- powiedz mu, że przyszła Ashley.
- już mówiłem, że nie...
Wkurzyłam się, ten przeklęty obraz niechciał mi nawet pomóc.
- radzę ci iść mu powiedzieć, że przyszłam bo inaczej mnie pamiętasz!
Byłam wściekła, zaczełam celować różdżką w stronę obrazu byłam gotowa go spalić...
Musiałam zrobić wszystko aby osiągnąć cel... Mężczyzna z obrazu chyba się przestraszył i znikną na chwilę.
Zaczęłam się rozglądać po korytarzu, miałam nadzieję że nikt nie widział tego przedstawienia.
Po chwili drzwi do dormitorium otworzyły się.
- udało mi się...-pomyślałam i uśmiechnełam się triumfalnie pod nosem.
Weszłam do środka a odrazu za mną drzwi gwałtownie się zamknęły.
Byłam już tu kiedyś więc wiedziałam gdzie co jest.
W salonie na ogromnej czarnej kanapie siedział blondyn.
Był w samych spodniach a w reku trzymał szklanke z bursztynowym napojem.
Dobrze znałam ten turnek to whisky...
Kiedy weszłam do środka chłopak nawet na mnie nie spojrzał, zapatrzony był w podłogę... może był zamyślony...
Zerknełam na jego nagie ciało, chodź bardzo nie chciałam lecz nie mogłam się powstrzymać. Jego tors wyglądał tak pociągająco... już wcześniej wiedziałam, że jest dobrze zbudowany lecz teraz w blasku księżyca i świec tylko zostało to podkreślone...
Stałam jak zahipnotyzowana... z tego dziwnego transu wyrwał mnie głos chłopaka.
- po co przyszłaś?
- Draco...
Po moich słowach podeszłam bliżej do chłopaka, spojrzałam na jego twarz mając nadzieję, za spojrzy mi w oczy...
Myliłam się... nie rozumiałam dlaczego mnie tak traktuje... co się stało...
- dlaczego na mnie nie patrzysz?
Chłopak nic nie odpowiedział, zachowywał się jakby to pytanie wogule nie padło z moich ust.
Widziałam, że nie uzyskam odpowiedzi lecz ja nie poddawałam się i pytałam dalej.
- widzę, że nie chcesz mi powiedzieć... Dobrze... to może odpowiesz czemu nie było cię dziś na lekcjach?
Chłopak zdenerwał się moim pytaniem, gwałtownie spojrzał mi w oczy.
- to nie twoja sprawa!- krzyknął.
Nie przestraszyłam się a raczej byłam zadowolona... osiągnełam swój cel, już mnie nie unika.
Draco patrzył na mnie ze wściekłością w oczach... nie wiem co w tej chwili się ze mną działo... co mną kierowało...
Nie mogłam się temu oprzeć...
Podeszłam bliżej i dotknęłem jego policzka, mój dotyk złagodził jego gniew.
Patrzył na mnie z uczyciem, troską...
Był tym Draconem, którego udało mi się poznać... wyjątkowym...
Jeszcze kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy, nasze twarze zaczęły się przybliżać do siebie... niewiem co się ze mną działo...
Nie potrafiłam się pochamować....
Z tyłu głowy miałam myśl, że to co robię to zdrada... zdradzam Blaisea...
Lecz nie potrafię się temu oprzeć, zabardzo ciągnie mnie do niego...
Malfoy jest dla mnie jak magnes, nawet jeśli się bronie to nie potrafię uciec od jego przyciągania.
Już miało dojść do pocałunku, kiedy chłopak gwałtownie się odsunął.
Dotknął palcem moim warg i szepnął.
- nie... nie możemy...
Spojrzałam na niego, byłam zaskoczona.
W jego oczach zauważyłam, że się powstrzymuje... nie rozumiałam dlaczego.
- powinnaś już wyjść Ashley.
Nie mogłam tego zrobić nie zadałam mu najważniejszego pytania.
Postanowiłam zrobić to teraz.
- dlaczego nie mamy razem dyżurów?
Malfoy spowarzniał, jego wyraz twarzy stał się tak samo oschły i obojętny jak wtedy, kiedy tu weszłam.
- to decyzja Snape, jego pytaj.
Zrozumiałam, że nic od niego nie wyciągnę postawiłam zadać te najważniejsza pytanie... te, z którego powodu tutaj przyszłam.
- Draco... czy ja... czy my.... mieliśmy wczoraj dyżur?
Chłopak zdębiał na moje pytanie, widziałam w jego oczach strach lecz nie rozumiałam dlaczego... widziałam jak zaczyna się denerwować...
- nie.
Spojrzałam mu w oczy, chciałam wyczytać czy mówi prawdę, zresztą po co miał by kłamać.
On po chwili dodał.
- a ty co? Nie pamiętasz co wczoraj robiłaś?- zaśmiał się.
Uwierzyłam mu... mówił tak bardzo przekonująco, może to Eric i Luna się pomylili.... może nie mam zaników pamięcii....
- coś jeszcze?
- nie...
Po moich słowach poraz ostatni spojrzałam na chłopaka i wyszłam z jego dormitorium.
Szybkim krokiem udałam się do swojego pokoju.
Kiedy tylko przekroczyłam próg odrazu położyłam się na kanape.
Kotłujace myśli nie dawały mi spokoju...
Zastanawiałam się dlaczego Draco się tak zachowuje... co się stało... co się zmieniło...
Jeszcze kilka dni temu, był miły i czuły dla mnie... całowaliśmy się...
A dziś zachowywał się jak bym była dla niego całkowicie obojętna...
Chodź nie... była chwila, kiedy wrócił ten uczuciowym chłopak.
Wtedy kiedy mieliśmy się pocałować, było już tak blisko... czułam jego oddech na skórze.. dlaczego się powstrzymał...
Widziałam, że tego chce, pragnie...
Ale mimo wszystko odsunął się... Dlaczego?
Jeszcze bardziej niż to zastanawiała mnie dlaczego tak bardzo chciałam go pocałować... dlaczego nie potrafiłam się opanować... co się ze mną działo...
Przecież ja byłam gotowa poświęcić związek z Zabinim dla jakiegoś dupka...
Chamskiego arystokraty, który jeszcze kilka dni temu mnie szantażował...
A dziś... ja jestem gotowa rzucić wszystko by tylko móc dotknąć jego ust...
Poczuć jego hipnotyzujący dotyk na ciele... zapach....
Zastanawiało mnie również to co powiedzieli mi Eric i Luna.
Skąd przyszedł im ten pomysł do głowy?
Ja niczego takiego nie pamięta, Draco również powiedził, że wczoraj wieczorem nie widziałam się z nim.
Ale te jego dziwne zachowanie dawało mi wiele do myślenia...
Leżałam tak jeszcze z dłuższą chwilę lecz
postanowiłam, że pójdę się wykąpać.
Wzięłam grący prysznic, chyba chciałam zmyć z siebie te wszystkie dziwne wydarzenia, które dziś się wydarzyły.
Kiedy skończyłam położyłam się do łóżka lecz długo nie mogłam zasnąć.
Głowę zaprzątały mi myśli dotyczące blondyna, słow przyjaciół, Zabiniego i mojego dziwnego zachowania.
Zastanawiało mnie dlaczego Malfoy tak na mnie działa...
Teraz miałam delikatnie wątpliwości apropo mojego związku.
A co jeśli ja nie kocham Blaise?
Ale on jest taki dobry i czuły dla mnie...
Jak mogę go nie kochać, może jednak się myle i czuje coś do niego.
Ale gdybym czuła nie całowała bym Draco... nabierałam wątpliwości co do tego wszystkiego... to wszystko po woli zaczeło mnie przerastać.

Dziś obudziłam się wyjątkowo wcześnie, promienie słońca wchodzące przez okno oświetlały mi twarz.
Byłam bardzo nie wyspana, ponieważ wczoraj długo nie mogłam zmrużyć oka.
Myśli kotłujace się w mojej głowie nie dawały mi spokój.
Gdzieś z tyłu głowy ciągle słyszałam cichy głos, przez który nabieralam coraz to większe wątpliwości.
Co jeśli ja nie kocham Blaisea...
A co jeśli ja oszukuje samą sobie i zwodzę się jego urokiem osobistym a tak naprawdę moje serce należy do kogoś innego... dlaczego chciałam pocałować Draco... czy łączy mnie coś z tym wredny blondynem.... czemu był oschły...
A co jeśli Eric ma rację i byłam na tym dyżurze... co jeśli moja pamięć szwankuje...
Miliony myśli nie dawały mi spokój.
Mimo wszystko postanowiłam wstać z łóżka i poszłam wykonać poranną toaletę.
Pomalowałam się delikatnie, brwi rzęsy i pomadka ochronną, włosy zastawiłam rozpuszczone.
Dziś nie mieliśmy lekcji, cały Hogwart żył dzisiejszym meczem w Quidditch, grał Gryffindor przeciwko Slytherinowi.
Z tej okazji nie musieliśmy mieć szat szkolnych, więc założyłam czarne jeansy z wysokim stanem i czarny wełniany sweter.
Była juz zimna więc trzeba było ubierać się ciepło.
Wzięłam różdżkę i poszłam na śniadanie.
Na korytarzach wszyscy rozmawiali tylko o meczu, jedni kibicowali gryffonom inni ślizgonom. A ja....
Ja prawdę mówiąc byłam i za tymi i za tymi, z jednej strony mój przyjaciel Harry, który gra w drużynie Gryffindoru a z drugiej strony mój przyjaciel Eric grający w Slytherinie. Dodatkowo mój chłopak wspiera dom węża a przyjaciele dom lwa.
I jeszcze Draco...
Starałam się być jak najbardziej tylko potrafię bezstronna. Sama nie zabardzo lubię latać na miotle więc mecze nie wzbudzały we mnie aż takich emocji jak u niektórych.

Na śniadaniu połowa nie jadła z ekscytacji a drudzy zajadali się przysmakami robiąc krótkie przystanki na słowa oczywiście apropo meczu.
Mimo, że Ravenclaw nie grał to i tak wielu nadmiernie ekscytowało się tym wydarzeniem.
Odrazu po posiłku wszyscy uczniowie udali się na trybuny a zawodnicy do szatni. Za kilka sekund zacznie się mecz.
Zawodnicy zaczynają wychodzić, zauważam Harrego i Rona w drużynie Gryffindoru.
Po chwili wychodzi drugi skład, na przodzie idzie dumny niczym paw Eric.
Próbuje wzrokiem znaleźć Draco lecz mi się to nie udaje. Niema go...
Ale jak to możliwie on nigdy nie opuszcza meczy.... coś musiało się stać...
Ostatnim czasem Malfoy bardzo dziwnie się zachowuje, muszę zapytać Harkera czy zna przyczyne nieobecności blondyna.
Mecz się zaczyna, trybuny szaleją...
Mój dom w większości wspiera gryffonów.
Początkowo ślizgoni mają delikatną przewagę lecz widać, że brakuje im zawodnika.
Draco był jedynym szukającym, który miałby jakiekolwiek szanse z Harrym.
Potter jest bardzo dobry a zastępca Malfoya jest powolny i nie za bardzo ogarnięty.
Zauważam złoty znicz, jest bardzo blisko chłopak w okularach, widzę że on również go zauważył.
Zaczął lecieć w pogoń za nim, po chwili jednak zauważa tą sytuację również zawodnik ślizgonów.
Teraz obaj latają za zniczem, jednak Harry jest owiele sprawniejszy i szybszy.
Już po parenastu chwilach udaje mu się dogonić złoty znicz i Gryffindor wygrywa.
Gryffoni szaleją a ślizgoni buczą z niezadowolenia...

Minęła już godzina od zakończenia meczu, w uczniach powoli zanikają emocje.
Dziś jest dzień wolny więc dom lwa może świętować a pozostali mogą odpocząć po męczącym tygodniu nauki.
Zawodnicy dziś grający powrócili już do swoich pokoji lub gdzieś rozeszli się po szkole.
Postanowiłem skorzystać z okazji i poszukać Erica aby dowiedzieć się czegoś więcej o nieobecności Dracona.
Nie musiałam długo szukać, ponieważ zauważyłam przyjaciela jak z kolegami szedł w strone ich pokoju wspólnego.
- Eric! Możemy chwilę porozmawiać?
Widziałam, że chłopak ma słaby chumor ale musiałam poznać prawdę.
Spojrzał w moją stronę, powiedział coś do kolegów i podszedł sam do mnie.
- słucham.
- dlaczego nie grał Malfoy?
Po moich słowach zauważyłam jak Harker się wkurzył, był wściekły...
- nawet mi niemów o tym idiocie!
To przez niego przegraliśmy mecz!
Bo wielce paniczowi nie chciało się przyjść!
Widać było w jego oczach gniew i nienawiść.
Nie wiedział nic więcej czego ja bym nie wiedziała.
Ta cała sytuacja była dla mnie dziwna, blondyn nigdy od tak sobie nie zrezygnował z meczy.
Coś musiało się stać tylko co i jak się tego dowiedzieć...
Spojrzałam na Erica, był naprawdę w złym chumorem i jedyną osobą, która mogła to naprawić byłam ja.
Uśmiechnąłam się do niego i mocno go przytuliłam.
- chodź do mnie do dormitorium.
- czemu?
- pogadamy sobie, może czegoś się napijemy- zrobiłam dwuznaczną minę.
Widziałam, że moje słowa rozchmurzyły chłopaka, jego wyraz twarzy stał się łagodniejszy.
- ale tylko my?
- tak.
Eric uśmiechną się i po chwili objął mnie ramieniem i dodał.
- no co tak stoisz... idziemy.
Byłam szczęśliwa, że chodź trochę poprawiłam mu chumor, wiedziałam że najlepiej czuję się gdy jesteśmy tylko we dwoje. Wtedy oboje możemy być sobą.

ZRANIONA/ D. Malfoy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz