Noc minęła mi szybko, zdecydowanie za szybko, mam wrażenie jakbym położyła się zaledwie pół godziny temu.
Teraz leżę w łóżku, moją twarz oświetlają promienie słońca wchodzące przez okno a na mojej twarzy pojawił się grymas.
Nie wyspałam się... ale wiem, że muszę już wstawać.
Kiedy otworzyłam oczy leżąc jeszcze w łóżku, spojrzałam niechętnie w stronę okna, zauważyłam tam piękne niebieskie niebo, słońce, miałam wrażenie jakby było lato a na dworze 30 stopni.
Złudne wrażenie prawda... ponieważ jest grudzień.
Ociągając się i pełna niezadowolenia wstałam z łóżka.
Słyszałam, że na dole w kuchni już ktoś się krząta, byłam pewna że mama i babcia wstały już jakiś czas temu a skrzaty domowe przygotowują śniadanie. Powoli wstałam z łóżka po czym podeszłam do parapetu, za oknem zobaczyłam biały puszysty śnieg leżący na ziemi i teraz wiedziałam, że nie jest lato tylko zima.
Śnieg odbijający się od słońca raził a ja wiedziałam, że panuje chłód...
Podeszłam do lustra chcąc sprawdzić jak wyglądam a tam zauważyłam cienie pod oczami, zmęczenie i grymas.
Dlaczego?
Może dlatego, że byłam bardzo zmartwiona sytuacją pomiędzy mamą a babcią, może miałam tyle zmartwień iż mój organizm nie potrafił sobie z tym poradzić. Może to przez łzy, które leciały mi w nocy samoistnie, może to przez smutek, przez żal a może przez nerwy, których wczoraj tak wiele doświadczyłam.
Poprawiłam włosy po czym związałam je w kucyk, poszłam do toalety umyć zęby, pomalować się i przebrać.
Po zaledwie 30 minutach byłam już gotowa, czarny golf, eleganckie czarne spodnie, czarne adidasy włosy w kucyk, kreski, błyszczyk na ustach, podkreślone rzęsy.
Wyglądałam dobrze, makijaż bardzo dobrze zamaskował cienie pod oczami i żal na twarzy, już nie wyglądałam na zmęczoną a raczej twarz wyrażała radość, spokój, brak jakichkolwiek złych emocji.
Zerknęłam na zegarek, który wisiał nad moim łóżkiem, wskazywał on godzinę 11:00. Nie sądziłam, że jest tak późno...
Ciało nie było wyspane przez co ruchy wolniejsze, a w tym wypadku czas płynie jak szalony.
W mojej głowie pojawiła się myśl...
- muszę się spakować do Emily, to najwyższy czas muszę tylko zjeść śniadanie i teleportuje się do domu krukonki.
Rozejrzałam się po pokoju, panował w nim ład i porządek, wszystkie ubrania znajdowały się w szafie, kosmetyki idealnie poukładane na toaletce, łóżko zdążyłam już zaścielić więc również dobrze wyglądało.
W moim domu zawsze panował porządek i elegancja, matka odkąd tylko pamiętam dbała o to aby dom tętnił szykiem, nie było w nim takiego ciepła, radości jak na przykład w domu Emily, u mnie panowała zupełnie inna aura.
U niej taka przepełniona ciepłem, radością, zabawą, śmiechem u mnie zaś zawsze było stosownie, spokojnie, elegancko, delikatnie, cały dom był w takiej aranżacji a ja chyba się już do tego przyzwyczaiłam. Ten ład i porządek nie robił na mnie żadnego wrażenia a ciepło jakie pamiętałam z domu Smith nie wzbudzało we mnie ani śmiechu ani radości a raczej kilka lat temu taką dziwną ciekawość, chęć poznania tego, ponieważ było to dla mnie czymś innym, nowym, nieznanym.
Postanowiła wziąć się w garść i jak najprędzej się spakować, wyjełam kufer spod łóżka otworzyłam go zaczęłam przeglądać kosmetyki jakie mam zamiar wziąć, otworzyłam szafę i zaczęłam przeglądać ubranie jakie warto wziąć do Emily.
Muszę być gotowa na wszystko, ponieważ dziewczyny mają przeróżne pomysły i nigdy nie wiadomo co wpadnie im do głowy, może potrzebny będzie mi strój kąpielowy a może zimowy szalik, sweter, bardzo ciepłe buty a może klapki letnie...
Nigdy nic nie wiadomo, dlatego muszę wziąć wszystko.
Zaczęłam się powoli pakować, zabierałam wszystko to co wydawało mi się potrzebne, trochę kosmetyków, kilka ubrań, trochę biżuterii, którą uwielbiam, dwa flakoniki przepięknych perfum, które dostałam rok temu na święta.
Jedne pachniały niczym lilie, delikatne powiewne ale i zarazem ciężkie i eleganckie. Jeszcze nigdy ich nie używałam, dlatego postanowiłam wziąć je ze sobą do dziewczyn i tam użyć po raz pierwszy.
Wzięłam również drugi flakonik przypominający różę, był czerwony, mosiężny a góra przypominała płatki róż. Ten zapach był moim ulubionym, każdy kojarzył mnie z perfumami o zapachu kwiatów róży, to był jeden z moich znaków rozpoznawczych.
Pamiętam jak dostałam kiedyś nie ten flakonik ale inny tej samej firmy od taty i od momentu, kiedy zmarł używałam tylko ich a perfumy liliowe, który dostałam rok temu od babci stały na półce i czekały na swoją kolej. Postanowiłam, że dziś jest ten dzień, będę chciała ich użyć, zmienić coś co było dla mnie nie rozłączne, może wydawać by się mogło, że to zwykła rzecz a ja przywiązuje może wagę do rzeczy, które są małostkowe, nieistotne.
Ale dla mnie są bardzo ważne to jest pewnego typu przełamanie pomiędzy tym co było a co jest teraz, przeszłości bardzo bolesnej dla mnie i dla mamy, ale po wczorajszej kolacji wiem, że chce coś zmienić, wiem że chcę zacząć na nowo żyć, cieszyć się oczywiście wspominając stare czasy bo to jest nieuniknione ale nie w takim stopniu jak robiłam to teraz.
Nie chcę żyć przeszłością, chcę żyć przyszłością...
Chcę marzyć, cieszyć się, być zwyczajną dziewczyną przepełnione radością, zabawą, śmiechem...
Pakując tak ubrania do kufra rozmyślałam o życiu a po kilku minutach prawie już był pełny.
Zerknęłam na leżące książki pod łóżkiem, wczoraj je tam położyłam...
Dlaczego pod łóżko a nie na przykład na biurko?
Nie wiem...
Może chciałam je ukryć przed mamą, babcią a może przed samą sobą...
W mojej głowie pojawiła się myśl o wczorajszej kolacji, kłótni, płaczu babci, zdenerwowania matki oraz tego co chyba dla mnie najgorsze, krytycznych słów od osoby, którą kocham najbardziej...
Od mamy...
Słowa, które powiedziała w kierunku mnie bolały bardzo i nie potrafiłam sobie z nim poradzić a może nawet nie chciałam o nich zapominać, to był kolec który bez przerwy wbijał się w moje serce, kłuje z każdym krokiem z każdym ruchem coraz bardziej a każde wspomnienie o tym, że tam jest rozwalało na pół moje serce...
Słowa matki bolały, nawet nie miała pojęcia jak bardzo.
A może miała?
A może tak jak ja ona również żałuję tego co wczoraj się wydarzyło...
Może również nie może przetrawić wczorajszych sytuacji...
Możemy ma ogromne poczucie winy i wyrzuty sumienia, z którymi nie potrafi się zmierzyć...
Może żałuję...
Może...
Ale ja nie mogę jej wybaczyć, jeszcze nie teraz...
Nie chce jeszcze rozmawiać o tym co wczoraj się wydarzyło, chcę po prostu aby poszło to chociaż na kilka dni w zapomnienie, chcę udawać że to co wczoraj się wydarzyło było tylko koszmarem w mojej głowie.
Chcę odłożyć to na bok, wsadzić w szufladkę i głęboko zamknąć, schować gdzieś aby chociaż przez kilka godzin o tym nie myśleć...
CZYTASZ
ZRANIONA/ D. Malfoy
FanfictionOpowieść różni się od oryginału, są dodatkowe postacie i wydarzenia, które nie wystąpiły w książce. Opowiadanie zaczyna się na 6 roku nauki głównej bohaterki.