- Draco...- powiedziałam prawie bezgłośnie.
Mimo iż spodziewałam się tego, że właśnie tam go zastane to mimo wszystko poczułam się niezręcznie.
Z jednej strony stał mój nadal obecny chłopaka a z drugiej on...
Chłopak do, którego ewidentnie coś czuje.
O cholera ja to naprawdę pomyślałam...
Naprawdę pomyślałam o uczuciach do tego nadętego platynowłosego blondyna.
Ale prawdę mówiąc ostatnio bardzo się zmienił, stał się kimś lepszym...
Pomógł mi kiedy tego najbardziej potrzebowałam, był wtedy przy mnie.
I czuje jakby był najlepszym przyjacielem i powiernikiem sekretów.
Może przywiązałam się do niego...
Może mam nadzieję na przyjaźń...
Nie Ashley.... nie możesz.
Takim jak on nie można ufać, dziś jest przy tobie a jutro zrobi wszystko aby cię zranić.
Nagle moje przemyślenia przerwał czyjś głos.
- halo! My też tu jesteśmy!
- przepraszam Goyle, cześć wszystkim.
Słowa chłopaka lekko mnie zawstydziły ale postanowiłam nie pokazywać tego po sobie i po chwili usiadłam kolo Zabiniego.
Pech tak chciał, że naprzeciwko siedział Malfoy, obydwoje siedzieliśmy przy oknie.
Lekko speszona spojrzałam na blondyna on odrazu zauważył moje spojrzenie i lekko prawie nie zauważalnie się uśmiechnął.
Miałam nadzieję i chyba on również, że nikt oprócz nas tego nie zauważy lecz pomyliliśmy się.
- z czego się tak cieszysz Draco?- zapytała niespodziewanie Pansy.
Po jej słowach widziałam jak ślizgon się speszył, niema co się dziwić miał być to niewidoczny uśmiech a teraz cały przedział o tym wie.
- zamknij się Parkinson!
Krzyknął na dziewczynę po czym energicznie wstał i wyszedł z naszego przedziału.
Dziewczyna była w szoku, nie rozumiała co go aż tak rozłościło.
- ale co ja takiego powiedziałam?
- nic, nie przejmuj się nim- próbowałam uspokoić ślizgonke.
- ale przecież...
- przejdzie mu.
- oby Moon.
Spojrzała na mnie z dwuznacznym wyrazem twarzy i odwróciła wzrok.
Pansy nie przepada za mną, nie toleruje tego że zadaje się z gryffonami.
Między nami jest dość dziwna sytuacja, obie nie zwracamy na siebie uwagi a jeśli już to nie jest to przyjacielska rozmowa.
Postanowiłam nie przejmować się niechęcią dziewczyny, więc oparłam głowę o ramię Blaisa.
- wrócił stary chamski i przemądrzały Draco- pomyślałam i po chwili samoistnie zamknęłam oczy.Po jakimś czasie poczułam chłód na policzkach, postanowiłam otworzyć oczy.
Przed oczami zauważyłam ogromny dwór w ciemnych barwach, był bardzo ponury i mroczny.
Zdziwiłam się... jeszcze kilka minut temu byłam w pociągu a teraz stoje przed czyimś domem.
Byłam wystraszona, nie wiedziałam co się dzieję i czy to co widzę jest prawdą, postanowiłam jednak przezwyciężyć strach i podeszłam do bramy.
Była ogromna, stara i przerażająca.
Zaczęłam się jej przyglądać i moja uwagę przykół pewien detal.
Przy złączeniu dwuch ramion bram były jakieś znaki.
Kiedy ramiona się złączyły tworzyły litere M.
- M....- pomyślałam- coś mi to przypomina...
Spojrzałam jeszcze raz na ogromny budynek i bardzo ponury ogród.
Panował mrok a wokół unosiła sie mgła co tylko dodawało surowości posiadłości.
W pewnym momencie dostałam olśnienia.
- to dwór Malfoyów, litera M od nawiska, ogromna i bogata posiadłość a co najważniejsze mroczna i ponura.
Ale dlaczego się tu znalazłam?
Nie rozumiałam co tu robię, byłam całkowicie sama a wokół panowała głucha cisza i ciemność.
Mimo lęku i obaw postanowiłam spróbować wejść do środka.
O dziwo gdy tylko dotknęłem bramy odrazu tak jakby pod wpływem ciepła skóry otworzyła się.
W tej chwili poczułam trudny do opisania strach, z jednej strony ciekawość lecz z drugiej lęk i strach.
Rozejrzałam się wokół lecz nie było widać żadnego znaku życia, postanowiłam przezwyciężyć strach i wejść do srodka.
Kiedy tylko przekroczyłam granice muru brama gwałtownie się za mną zamknęła uniemożliwiając mi powrót.
Wystraszyłam się lecz ciekawość była większa, wzięłam głęboki wdech i poszłam w kierunku drzwi wejściowych.
Idąc ogromnym kamiennym chodnikiem widziałam idealnie przystrzyżone krzewy i czerwone różne.
- róże? Przecież jest zima.
Dopiero teraz zauważyłam, że na ziemi nie leży śnieg a ja mimo iż jestem bez kurtki nie marznę.
Wokół wszystko kwitnie.
- to nie zima, bardziej wiosna lub lato...
Teraz jeszcze bardziej zaczęłam się niepokoić a zarazem byłam jeszcze bardziej ciekawa.
Jak to możliwe, że wsiadałam do pociągu w zimę a wysiadłam latem lub wiosną...
Postanowiłam przyspieszyć kroku.
Po chwili znalazłam się pod ogromnymi czarnymi drewnianym drzwiami.
Dzieliło mnie zaledwie kilka kroków od wejścia do środka.
W sercu czułam strach lecz przyćmiewał go zachwyt i ciekawość.
Nigdy tu nie byłam a tak bardzo jestem ciekawa jak wygląda ten mroczny dom w środku, czy jest jeszcze straszniejszy niż na zewnątrz?
Powoli wysunęła ręka w kierunku klamki, kiedy opuszki moich palców dotknęły zimnego metalu drzwi jakby pod zaklęciem otworzyły się.
Wydarzyło się to samo co z bramą, jakby posiadłość wiedziała, że przyjdę i tylko na to czekała.
Zrobiłam krok do przodu...
Pomieszczenie, w którym się znalazłam było ogromne.
Zrobiłam kolejny krok a drzwi tak jak brama zamknęły się gwałtownie.
W środku było ciemno i mrocznie, ciemne ściany, czarne meble i obrazy.
Dom wyglądał na bardzo drogi i dostojny.
Pełno było w nim antyków i drogocennych przedmiotów.
Zaczęłam się rozglądać i iść w głąb domu.
Miałam wrażenie, że wszystkie meble i ściany pachną drogą whisky.
Nagle usłyszałam jakiś szmer, przestraszyłam się... byłam pewna, że w domu jestem sama a może się myliłam?
Może ktoś od początku tu był i z ukrycia mnie obserwował?
Nagle zauważyłam jakiś błysk, zerknełam w stronę ciemnego korytarza, w ktorym jeszcze nie byłam...
W oddali zauważyłam postać, czarny kaptur i maska...
Wtedy serce mi stanęło... wiedziałam kto to... śmierciożerca!!!
Byłam przerażona... wtedy zrozumiałam, że wejście tu było złym pomysłem.
Sięgnełam do kieszeni gdzie zawsze trzymam różdżkę.
- cholera niema jej!
Nie pozostało mi nic innego jak uciekać, biegłam ile tylko sił miałam w nogach lecz zakapturzona postać deptała mi po piętach.
Dobieglam do drzwi, chwyciłam za klamkę i nic...
Drzwi ani nie drgnęły, były zamknięte a ja nie miałam jak wyjść ani jak się bronić.
Zaczęłam walić w drzwi i krzyczeć.
- wypuście mnie! Błagam! Pomocy!
Lecz bez skutecznie drzwi nadal pozostawały zamknięte.
Nagle poczułam jak ktoś mnie szarpie i odwraca mnie w swoją stronę.
Zaczynam się szarpać i wyrywać lecz nie mogę uciec.
- zestaw mnie!
Jestem twarzą w twarz z mym oprawcą, lecz nie widzę twarzy tylko maskę.
Szarpie się lecz bez skutecznie, zakapturzona postać zaczyna robić coś dziwnego, nie atakuje mnie lecz zdejmuje maskę... o co chodzi? Po co to robi?
Dlaczego mnie nie zabija tylko chce pokazać mi prawdziwą twarz...
Śmierciożerca zdejmuje maskę a moim oczom ukazuje się...
- ja?
Nie wierzę własnym oczom przedemną stoję ja... to ja byłam tym smierciożercą.
Ale jak to możliwie... dwie mnie...
- kim jesteś?! - krzyknełam.
- nie widzisz?
- pokaż swą prawdziwą twarz!
- widzisz ją... jestem Tobą!
CZYTASZ
ZRANIONA/ D. Malfoy
FanfictionOpowieść różni się od oryginału, są dodatkowe postacie i wydarzenia, które nie wystąpiły w książce. Opowiadanie zaczyna się na 6 roku nauki głównej bohaterki.