Zacisnełam zęby i spojrzała na Emily, wtedy zrozumiałam, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest dobre kłamstwo...
- dziewczyny...- zamyśliłam się- dawno mnie tutaj nie było i te pomieszczenie, twoi rodzice, mała Lili, to wszystko powoduje w moim sercu radość i wspomnienia. W mojej głowie jest wiele myśli, które się bez przerwy kotłują, dlatego kiedy nadarzy się okazja lubię powspominać sobie rzeczy, które działy się tutaj jak miałyśmy 11 lat...
Dziewczyny po moich słowach uśmiechnęły się, chyba mi uwierzyły...
Postanowiłam jak najprędzej zmienić temat, aby nie wracać do tego co przed chwilą się wydarzyło. Zaczęłam rozmowe o dawnych, starych czasach, widziałam że to pochłonie przyjaciółki.
- pamiętacie jaką radość sprawiały nam nocne pogawędki, nieprzespane noce kiedy po raz pierwszy nocowałyśmy u której z nas. Nie mogłyśmy spać z ekscytacji, buzię nam się nie zamykały, ciągłe rozmowy, plotki...
Pamiętam jak po raz pierwszy Emily zakochała się w jednym krukonie z 6 klasy i jak bardzo bała się mu o tym powiedzieć. W sumie to się nie dziwię bo miała zaledwie 12 lat- zaśmiałam się- wszystkie opowiadania o tym jaki on jest wspaniały...
- pierwsze związki, pocałunki, jak Ashley zakochała się w Cedriku, jak byli razem, stare dobre czasy...- zaczęła wspominać Cho.
- pamiętam jak po raz pierwszy poznałyśmy Hermione, Rona i Harrego, chyba Emily w nim się w tedy zakochała z tego co pamiętam.
- oj przestań Luna, to dawne, stare czasy...
- też kojarze, że Emily ciągle mówiła o jego ślicznych okularach, słodkiej twarzy- zaśmiałam się.
Widziałam, że krukonke zaczyna to irytować dlatego postanowiła zmienić temat jak najprędzej, lecz dziewczyna mnie uprzedziła.
- a ja to pamiętam jak nasza Ashley zakochała się w Cedriku na zabój, każdy wieczór spędzali razem. Wtedy wogule nie miała dla nas czasu.
Ja na słowa dziewczyny jeszcze pewnie z miesiąc temu posmutniała bym, serce by mi się ścisnęło, usta zaczęły drżeć, przyspieszyłby mi oddech, poczułabym ból, żal i smutek, lecz teraz kiedy wszystko się zmieniło, kiedy ja się zmieniłam na słowa Smith po prostu się uśmiechnęłam i rozmarzyłam o tym co było kiedyś między mną a puchonem. Dziewczyny zaczęły mi się dziwnie przyglądać, widziałam że po słowach Emily dziwnie drgnęły i spojrzały na nią tak jakby pokazały jej, żeby zakończyła temat. Bały się, że zareaguje źle...
Kiedyś moja reakcja była inna lecz dziś...
Nie spodziewały się tego, były zaskoczone, w tym momencie zrozumiałam że mnie nie poznają, zrozumiałam a raczej one zrozumiały, że bardzo się zmieniłam i nawet nie wiedzą jak bardzo.
Z jednej strony to moja wina w tym roku bardzo się od nich oddaliłam pewnie przez śmierć, która mnie spotkała, zabrała mi ojca, ukochanego chłopaka, pewnie również przez to, że pogrążyłam się w przyjaźni z Ericiem ale to przecież wydarzyło się przed 6 klasą...
Co zmieniło się w tym roku?
Chyba jeszcze więcej niż w poprzednich latach, poznałam Blaisa, poszłam na imprezę do ślizgonów i po niej zaczęły dziać się dziwne wydarzenia, które nigdy nie powinny mieć miejsca.
Relacja ze ślizgonami i mimo iż Zabini nie jest złą osobą, naprawdę bardzo pozytywnie się nim zaskoczyłam, jest miły, dobry, ciepły...
To ta impreza przyniosła mi kogoś innego, kogoś kto nie jest moim chłopakiem ale związałam się z nim bardziej niż z ciemnoskórym chłopakiem. Draco...
W tym momencie dotknęłam naszyjnika, który miałam na szyi, zaczęłam go ściskać w dłoni tak bardzo, że zaczęłam czuć ból...
Zaczęłam odczuwać jak krawędzie śnieżynki ranią moją skórę, lecz nie przejmowałam się w tym momencie bólem, ściskałam ją dalej i po prostu myślałam...
To wszystko co wydarzyło się po imprezie ślizgonów, tej przeklętej potańcówce, gdybym tam nie poszła może byłabym szczęśliwsza... Draco by mnie nie szantażował, ponieważ do pocałunku by nie doszło, ale gdyby nie szantaż, który bardzo źle wpłynął na mnie emocjonalnie to nie poczułabym do niego tego co czuję. Może tak było by lepiej...
To uczucie nigdy nie powinno się wydarzyć...
Malfoy jest złą osobą, chłopakiem który rani, nie kocha...
To uczucie, które do niego czuje nie powinno nigdy mieć miejsca i jeszcze rok temu nigdy by się nie wydarzyło.
Rok temu uważałam go za największego potwora, lecz dziś coś się zmieniło, mimo iż wiem że to zła osoba to ciągnie mnie do niego, widzę w nim nie tylko mrok ale i światło, które kiedy jest przy mnie świeci bardzo jasno i zagłusza mrok.
Wydaje mi się, że ta jego mroczna maska, którą zakłada nie jest prawdziwa, przykrywa jego dobro i ciepło i nie wiem dlaczego udaje ale ciągnie mnie aby się tego dowiedzieć.
Draco...
Kiedy o nim myślę serce mi kołacze, nie rozumiem dlaczego...
Wydawać by się mogło i to zaczęłam odczuwać w ostatnich dniach, że coś mnie z nim łączy i to nie tylko te przykre wydarzenia. Mam wrażenie jakby gdzieś w głęboko w sercu, gdzieś z tyłach mojego umysłu ukryte było wspomnienie, które mnie do niego przyciąga jeszcze bardziej. A może to po prostu głupie wymysły? Może przyciąga mnie do niego ta dobroć, pomoc, tak wiele razy mnie uratował...
Przed Olivierem...
Wtedy serce mi się ścisnęło na myśl o puchonie, tak bardzo mógł mnie skrzywdzić ale ten platynowłosy blondyn uważany za prawdziwego dupka uratował mnie przed prawdziwym złem. Czy zły człowiek pomagałby bezbronnym?
Nie...
Dlatego od tego momentu wiem, że Draco jest dobry i ja chcę te dobro poznawać...
Te wszystkie pocałunki, jego usta, ciepło warg, zapach, dotyk to wszystko mnie podniecało i nie potrafiłam się mu oprzeć ale mimo to ciągle w mojej głowie kołatała się myśl, dziwne przeczucie jakbym była z nim związana bardziej niż mi się wydaje a mój umysł po prostu tego nie pamięta...
Nagle wyrwałam się z mgły umysłu, poczułam jak bardzo metal rani moją skórę, jak bardzo rana piecze na dłoni, jak kropelka krwi zaczyna spływać po skórze...
Obudziłam się z dziwnego transu, spojrzałam na przyjaciółki, przyglądały mi się a ich twarze wyglądały jakby zobaczyły prawdziwe widmo.
Zerknęłam na dłoń, znajdowała się tam średnia rana ale dość głęboka, sączyła się z niej krew.
Wtedy zrozumiałam jak bardzo naciskałam nią na naszyjnik, bo w tamtym momencie nie czułam bólu, dopiero teraz kiedy patrzę na dłoń go odczuwam.
Spojrzyłam na przyjaciółki i w ich oczach widziałam przerażenie, nie rozumiały co przed chwilą się ze mną działo, strach, niewiedza to wszystko było widać na ich twarzach a ja nie wiedziałam jak z tego wybrnąć. Nie wiedziałam jakiego kłamstwa użyć, aby zmienić temat ale chyba z tego zdarzenia nie da się wybrnąć.
Tym zdarzeniem się pogrążyłam, żadne kłamstwo tego nie usprawiedliwi a ja będę musiała im powiedzieć prawdę.
Nie...
Nie mogę tego zrobić, muszę kłamać nawet jeżeli w to nie uwierzą.
Nagle Emily niespodziewanie wstała z łóżka, podeszła do mnie i złapała za dłoń. Zaczęła mi się dokładnie przyglądać, spojrzała na szyję, na naszyjniki które wisiały na mojej piersi.
- od kogo one są?
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, ale z drugiej strony po co kłamać...
Chociaż jeżeli powiem, że śnieżynka jest od Draco a na niej znajduje się krew...
Czy domyślą się, że coś nas łączy? Kłamstwa...
Kolejne kłamstwo...
- od Erica ten złoty a srebrny dostałam kiedyś od taty.
Idealne kłamstwo prawda?
Wiedziałam, że jeżeli to powiem to dziewczyny nie będą drążyły tematu, będą bał się że dotknął wrażliwej struny w moim ciele. Dobrze, że nie wiedzą że od dawna już pogodziłam się ze stratą ojca. Emily spojrzała na mnie i zapytała.
- dlaczego oszukujesz, że cie to nie boli? Dlaczego nas oszukujesz? Dlaczego zakładasz maskę? Widzę jak bardzo cię to rani a ty udajesz, że nic się nie stało... Zabawne prawda?
Dziewczyny połknęły haczyk a ja wiedziałam, że muszę go ciągnąć.
- nie boli Emily, po prostu te wszystkie wydarzenia mnie przytłaczają. Pogodziłam się już ze stratą, nie mam czym się martwić ale wspomnienia są bolesne...
Dziewczyna zaczęła mi się bardzo uważnie przyglądać, wpatrywała mi się w oczy tak jakby szukając głębi, próbując wejść do mojego umysłu i wyczytać w nim prawdę.
- widzę, że kłamiesz!
Zdziwiłam się...
- widzę twoje kłamstwo w oczach!
- to niemożliwe- pomyślałam.
Jestem mistrzem kłamstwa...
W tej chwili w mojej głowie pojawiła się myśl...
Mistrz kłamstwa..
Po kimś to odziedziczyłam, po mamie i babci...
Nakrzyczałam na nie przed wyjściem- pomyślałam- a sama zachowuje się tak samo jak one, udają że nic się nie dzieje...
Postanowiłam powiedzieć krukonce o sytuacji w domu, która prawdę mówiąc bolała mnie. Nie mogę jednak powiedzieć wszystkiego, nie mogą wiedzieć o darze i wielu innych rzeczach.
- pokłóciłam się z mamą...
- dlaczego?
- wiesz jaka ona jest, oschła, udaje że nic złego się nie dzieje ale to nieprawda.
- czyli zachowuje się tak jak ty? Zdenerwowały mnie słowa krukonki, czy ona właśnie nazwała mnie moją matką? Moją matką?!
Że niby ja zachowuje się tak jak ona?!
- co ty insynuujesz Emily?
- mówisz, że twoja matka nie pokazuje prawdy ale ty robisz to samo! Kłamiesz tak jak ona!
Chyba mnie przejrzała...
Nie podobało mi się to, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
Z drugiej strony jakby tak się głębiej zastanowić to ma trochę racji, krzyczałam na matkę za to że kłamie a sama robie to samo.
Postanowiłam zakończyć jak najprędzej tą durną rozmowę zanim dziewczyna wkroczy na tematy, które naprawdę mnie bolą.
- Emily zakończmy ten temat dobrze, chyba że chcesz się pokłócić?
- jeżeli kłótnia będzie rozwiązaniem tego i w końcu powiesz prawdę to dlaczego by nie?
- o co ci do cholery chodzi?!
Zaczęłam się irytować, nie rozumiałam co dziewczyna chce osiągnąć.
- widzę, że kłamiesz i to nie że teraz a od początku tego roku zachowujesz się inaczej niż zawsze i mimo, że tego nie mówiłam to widziałam to!!
- czego ty się doszukujesz?!
Czyżby dziewczyna naprawdę mnie rozpracował?
Nie to niemożliwe... muszę z tego wybrnąć...
- twoje słowa mnie drażnią!
- widzę jaką maskę zakładasz każdego dnia czy tutaj czy w szkole, nie jesteś taka jak kiedyś!!
- bo może dorosłam!!!!
Zaczęłam na nią krzyczeć.
- odczep się ode mnie!!!
- dorosłaś?!!
- tak!!! w przeciwieństwie do ciebie, do was!!!
W tym momencie zwróciłam się do krukonek, które milczały i przyglądały się całej sytuacji z boku.
- nawet nie wiecie jak życie bardzo mnie zmieniło, jak przez te wszystkie złe rzeczy które mnie spotkały musiałam bardzo szybko dorosnąć! Nie jestem już dziewczynką, stałam się kimś innym i gdyby was spotkało aż tak wiele zła też byście się zmieniły i przestań mnie oceniać Emily bo ty nie masz prawa! Niczego nigdy złego nie doświadczyłaś i nie wiesz jak to jest cierpieć!
Moje słowa uderzyły dziewczyny, widziałam to ale i mnie również.
Mój ból nie nawiązywał tylko i wyłącznie do śmierci osób mi bliskich ale również do tego co spotkało mnie z Oliverem, do tego co mógłby mi zrobić...
Do szantażu, do kłamstw, do daru którego nie rozumie moja matka, do tego jak mnie nazwała i co o mnie sądzi, że jestem dziwnadłem. To wszystko tak bardzo mnie przytłacza a wiem, że przez to wszystko się zmieniłam, ale każdy by się zmienił bo gdyby każdy napotkał tyle bólu i żalu co ja, nie byłby już tą samą osobą. Ból zmienia a ja jestem tego najlepszym przykładem.
- wielce dorosła się zrobiłaś!
- zostaw ją Emily!- wtrąciła się Luna. Widziałam, że dziewczyna nie może już patrzeć na kłótnie jej przyjaciółek, jej zachowanie nie było obroną mnie po prostu chciała to zakończyć.
A może jednak mnie broniła?
Przecież wie co to znaczy strata rodzica...
To co się wydarzyło skumulowało moją złość, miałam już wszystkiego dość.
- nie mam ochoty teraz z wami rozmawiać! Pójdę nad jezioro.
- tak będzie lepiej.
Uśmiechnęła się chamsko do mnie Emily, po czym weszła do łazienki gwałtownie zamykając za sobą drzwi.
A ja burzona jej zachowaniem zrobiłam to samo, wyszłam z pokoju i trzasnęłam drzwiami. Byłam wściekła na przyjaciółkę, na jej słowa, zachowanie. Najbardziej z tego wszystkiego denerwowało mnie to, że domyśla się prawdy, że widzi iż bardzo się zmieniłam. Jako jedyna...
A może każda to widzi, ale ona jako jedyna ośmieliła się mi na to zwrócić uwagę. To wszystko tak bardzo mnie przyłaczało, ale chyba najbardziej to że mam świadomość że to wszystko moja wina. Tak bardzo chciałabym powiedzieć im prawdę, ale nie mogę...
Te wszystkie sekrety mnie tak bardzo przytłaczają, ciągle muszę kłamać a to boli...
Schodząc poirytowana po schodach usłyszałam głos matki Emily wołający z kuchni.
- dziewczęta obiad, chodźcie szybko! Wiedziałam, że nie mam ochoty tam pójść, nie byłam głodna, nie teraz...
Nie mogłam patrzeć na twarz przyjaciółki, oraz na twarze jej rodziny, musiałam się przejść i ochłonąć. Znajdując się naprzeciwko kuchni Pani Smith zauważyłam mnie i zapytała.
- dokąd idziesz Ashley, za chwilę jedzenie?
- nie jestem teraz głodna- odburknełam. Niezwracając uwagi na zachowanie kobiety po moich słowach nałożyłam kurtkę, buty i szybkim krokiem wyszłam z domu przyjaciółki.Zaczęłam kierować się w stronę jeziora, to te miejsce lubiłam najbardziej z tego domu, a raczej obok domu, ponieważ jezioro znajdowało się tuż za posiadłością rodzinę Smith. Kiedy byłam mała i zauważyłam tę piękną wodę, odrazu zakochałam się w niej i to ona najgłębiej utknęła w moim sercu. Zawsze kiedy miałam trudność, rozterkę lubiłam tam przyjść, zresztą nie tylko ja, ponieważ to dzięki Emily poznałam to miejsce i poznałam moc jakie ma, leczy ból i rany. Podobno krukonka zawsze jak była mała i pokłóciła się z siostrą czy rodzicami przychodziła tam wypłakac swoje smutki w wodę a ona niosła ból i przynosiła ukojenie.
Ja tym razem chciałam zrobić to samo, usiąść na brzegu jeziora, spojrzeć w taflę wody tak spokojną i po prostu zapomnieć o tym wszystkim przykrym co mnie spotkało.
Z tego wszystkiego zaczęły nabierać mi się łzy do oczu, nie wiem z jakiego powodu. Chyba tyle złości, lęku, bólu chciałam wpuścić do wody, aby odpłynął jak najdalej ode mnie i dał mi ukojenie.
Tak wiele rzeczy kotłowało mi się w głowie...
Szum drzew, które otaczają jezioro miał uspokoić moją duszę, pocieszyć ją jak najlepszy przyjaciel. Trawa, która trzeszczała koło wody, miała dać mi ukojenie, dzięki niej miałam zrozumieć że złość niczego nie wskóra...
Po zaledwie kilku chwilach dotarłam do miejsca, które tak dobrze pamiętałam.
Podeszłam blisko wody i zaczęłam w nią patrzeć, zauważyłam swoje odbicie na jej tafli, rozmazane...
To zabolało moje serce, ponieważ tak wyglądała moja dusza w tej chwili, była rozmazana niczym ja na tafli wody. Usiadłam na brzegu wpatrując się w beztroskość, zaczęłam słyszeć szum wody, który zaczął mnie uspokajać. Łzy, które zaczęły spływać po policzku opadały na ziemię a z niej trawa prowadziła je do wody, która zabierała je i pochłaniała w głębie. Szum drzew otulał moją duszę, czułam że ptaki, które znajdują się na konarach patrzą na mnie i swoim świergotem próbują mnie pocieszyć. Trawa szumiąca jak najlepszy przyjaciel doradzała abym nie martwiła się i odgnała od siebie wszystkie smutki.
To miejsce tak magiczne, tak beztroskie, tak bardzo dawało mi ukojenie, zrozumiałam dlaczego krukonka za młodu przychodziła tutaj, chociaż mam wrażenie że nadal tu przychodzi...
Miejsce, na którym siedzę jest wydeptane, z każdą troską, z każdym smutkiem przychodzi tu.
Jak bardzo to jezioro musi być pogrążone w żalu...
Złapała mnie nostalgia, zrozumiałam jak te drzewa, te ptaki, ta woda jak wiele bólu usłyszały, jak wiele łez zobaczyły, jak wiele smutków, jak wiele razy pocieszały, dawały otuchę i to jezioro, spojrzałam teraz na wodę...
Jak wiele łez musi mieć w sobie, jego woda musi zbudowana być z nich, jego głębina musi być tak smutna...
Teraz zaczęło mi być przykro, nie wiem z jakiego powodu, czy z wydarzeń które przed chwilą miało miejsce czy ze smutku jeziora, ta woda tak bardzo pogłębiona w żalach, przyjmuje każdą łze dla siebie, aby nas uwolnić od żalu i smutku.
Jak bardzo ta woda musi być zmęczona tym wszystkim, jak wiele smutków ją otacza...
Pomaga niczym najlepsza przyjaciółka...
CZYTASZ
ZRANIONA/ D. Malfoy
FanficOpowieść różni się od oryginału, są dodatkowe postacie i wydarzenia, które nie wystąpiły w książce. Opowiadanie zaczyna się na 6 roku nauki głównej bohaterki.