11 Asia

386 34 3
                                    

Chwyciłam się jego ramion jak tonący koła ratunkowego. Otoczona nimi bezpiecznie, położyłam głowę na jego piersi, a miarowy rytm jego serca działał kojąco na moje napięte, jak postronki nerwy. Nigdy nie doświadczyłam takiej czułości ze strony faceta. Przyznam szczerze, że jakoś specjalnie też nigdy o nią nie zabiegałam, ale właśnie, w tej chwili zrozumiałam istotę tego wszystkiego, gdy na chwilę możesz odłożyć swoją zbroję, zdjąć maskę niezależnej kobiety i zaufać osobie siedzącej obok, tym bardziej że jest nią facet, który nieświadomie wydłużył twój żywot. Nie ufałam płci męskiej z wielu powodów, głównie dlatego, że mężczyzna, który powinien kochać mnie bezwarunkowo od momentu narodzin, najzwyczajniej mnie porzucił i odszedł, nie oglądając się za siebie. To dzięki niemu uciekałam, bo tylko tego zdążył mnie nauczyć... Jak, w takiej sytuacji możesz poznać swoją wartość, skoro nie wiesz, dlaczego twój ojciec nie chce cię poznać? Jesteś niewiadomą, tym cholernym iksem w matematycznym równaniu, którego nie możesz rozwiązać. Jesteś układanką, z której ktoś ukradł kilka elementów...

Z Maxem było inaczej. Uciekałam, ale on potrafił mnie zatrzymać. Podświadomie, zaufałam mu już w dniu, w którym po raz pierwszy spojrzeliśmy sobie w oczy. Nie wiem, czy on też czuł, tę specyficzną więź pomiędzy nami, ale jednego byłam pewna, z mojej strony zacieśniała się ona coraz bardziej.

Nie powinnam była wsiadać do tego samolotu, bo ukryłam przed nim istotny szczegół, a prawda zawsze prędzej, czy później wychodzi na jaw. Zatajanie czegokolwiek było nieuczciwe w stosunku do osoby, która okazała mi troskę i bezinteresownie wyciągnęła pomocną dłoń. Jak, zatem zmierzyć się z prawdą, gdy wiesz, że jej wyznanie jest równoznaczne z utratą tej namiastki uczuć i troskliwych ramion, które cię obejmują?

Pogrążona w swoich smętnych myślach, musiałam usnąć. Obudziło mnie poruszenie na fotelu obok. Zaspana, uchyliłam jedną z powiek i zobaczyłam, jak Max ponownie zajmuje miejsce koło mnie.

– Cześć, śpiochu. Obudziłem cię? Przepraszam, ale musiałem rozprostować nogi – wyjaśnił.

– Kiedy lądujemy?

– Za jakieś pół godziny.

– Cooo?! Chcesz powiedzieć, że przespałam pięć godzin lotu?

– Dokładnie tak – odpowiedział, uśmiechając się do mnie.

– Jezu, to ja przepraszam! Przeze mnie nie mogłeś porządnie wypocząć.

– Uwierz mi, nie narzekam. – Mrugnął do mnie figlarnie. – Mały masaż będzie wystarczającym zadośćuczynieniem z twojej strony, za wszelkie niewygody, których doznałem podczas lotu.

– Hola, hola! Nie mam, aż tak dużych wyrzutów sumienia!

– Nie chcę cię martwić, ale wygląda na to, że w ogóle jesteś go pozbawiona – zażartował, po czym nachylił się do mojej klatki piersiowej, mówiąc – cześć sumienie Asi, tu Max. Bolą mnie przez nią plecy, a ona nie chce ich wymasować! Gdzie podziały się twoje wyrzuty?

– Jesteś niepoważny!

Parsknęłam, klepiąc go w czoło za to przedstawienie.

– Jaka z ciebie Wonder Woman, skoro odmawiasz pomocy człowiekowi w potrzebie?

I tak przekomarzaliśmy się, aż do momentu, gdy kapitan zasygnalizował, że pasażerowie mają zapiąć pasy. Podchodziliśmy do lądowania, a ja nie musiałam mówić nic, by Max zamknął mnie w swoim niedźwiedzim uścisku. Zrobił to odruchowo.

– Witaj w Mieście Aniołów! – szepnął z ekscytacją.

Z hali przylotów, udaliśmy się prosto na parking, gdzie zaparkował swoje zabytkowe cacko.

Dziewczyna znad przepaści [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz